Przebiegliśmy dzisiaj rodzinnie Półmaraton Warszawski. Pierwszy raz nasza najmłodsza córa tak miała tak długo siedzieć w wózku biegowym. Trochę się tego bałem bo do tej pory biegaliśmy tylko razem w wózku treningowo zeszłej jesieni no i raz w Piaseczyńskiej Piątce, ale tam to było tylko 20 i pół minuty :)
Odebraliśmy więc pakiety w sobotę całą wesołą piątką (to było wyzwanie logistyczne) a dzisiaj pobiegliśmy. Córkom starszym jakoś zorganizowaliśmy czas a najmłodsza pojechała z nami. Ja ustawiłam się na samym końcu, Żonka gdzieś w połowie zielonej strefy. Po starcie było niezbyt wygodnie - inny kolega wózkarz biegł środkiem i krzyczał "środek wolny!" a ja jak za karetką pogotowia biegłem za nim :) Potem się jednak rozdzieliliśmy i przedzierałem się dalej sam, żeby dogonić małżonkę. Fajnie to widać po czasach kilometrów, dw pierwsze to mega tłok: 5:42 i 5:34 a potem kolejne pięć to już mniejszy tłok: 4:44, 4:44, 4:46, 4:34, 4:35, ale nadal było ciężko i nawet raz zajechałem (niespecjalnie) drogę biegaczce, chociaż biegacze w słuchawkach na uszach zabiegli mi wiele razy... generalnie w takim tłoku to nie jest za fajne biegać z wózkiem.
Natomiast nasza mała Alicja miała inne zdanie - podobało jej się, ani razu nie kwęknęła, a tak w ogóle to zasnęła i spała chyba więcej niż połowę biegu :) opaliła się bo słonecznie było!
Po siedmiu kilometrach dogoniłem moją Karolinę i od tej pory biegliśmy już razem. No i fajnie było - podawałem wodę, nie gadałem za dużo żeby jej nie denerwować :) Było jej ciężko, ale w sumie naprawdę fajnie poszło. Ja się też zmęczyłem bo poprzedniego dnia zrobiłem 18km planowanym za dwa tygodnie w Hanowerze tempem maratońskim czyli 4:15/km. Razem z dzisiejszą rozgrzewką i połówką to w dwa dni zrobiłem 41km!
Pogoda była super, organizacja też. Jedno czego mi brakowało to więcej kibiców - było ich jak na lekarstwo... a taka fajna i impreza i pogoda. Fajnie mieć w Warszawie taki bieg!