wtorek, 16 lutego 2021

Trening bez celu 7/16


 Kolejny tydzień był odpoczynkowy - w planie bieg długi tylko 21km, miła odmiana po tych kilku trzydziestkach ostatnio. Pogoda nadal zimowa - w sumie podoba mi się to, chociaż bieganie szybkie po takim podłożu trochę mnie kosztowało. Nie wiem czy się starzeję czy przesadziłem z obciążeniem, ale czułem dosłownie w kościach ten (mimo że krótszy, ale jednak) bieg długi.

No to szybko lista dni, jak zwykle:
Poniedziałek - wolne
Wtorek - spokojne 8km bo nie miałem siły na interwały - czułem w kościach niedzielną trzydziestkę
Środa - interwały 6x800m - zrobiłem je przy Puławskiej bo tam równo i odśnieżone, ale nie do końca i tempo w końcówce nie wyszło za dobre. Bez tego ostatniego interwału było średnio 3:47/km zamiast 3:44/km - czyli OK bo to nie były warunki biegania na stadione po tartanie :)
Czwartek - spokojne niecałe 9km
Piątek - tempówka 10km po 4:31 - wyszło super, tylko nie miałem czasu dość i nie było rozgrzewki ani schłodzenia przez ten brak czasu
Sobota - nie dałem rady wyjść
Niedziela - wybieganie po Lesie Kabackim. Przesadziłem z tempem i zmęczył mnie ten bieg. Zacząłem coś pomiędzy 4:40-4:50 (a widać na zdjęciu wyżej jakie są warunki w lesie - więcej gości na nartach biegówkach niż biegaczy...) potem odpuściłem, ale jak mnie wyprzedził biegacz to się zmotywowałem żeby się podczepić. No tylko że on przyspieszał i przyspieszał aż w końcu na zegarku zobaczyłem tempo średnie okrążenia 4:16/km! On kończył bieg to sobie zrobił przyspieszenie, a ja zostałem w lesie z perspektywą jeszcze około 6km do przebiegnięcia :) w końcu skończyłem na trochę ponad 20km i tempie średnim 5:06/km.

Dobra, to co teraz? Niemiaszki przysłały maila że nie wiadomo czy maraton w Szprewaldzie się odbędzie... można wybrać jedną z czterech opcji w tym oczywiście większość wirtualnych. Liczę że jeszcze się uda, ale nie wiadomo - więc na wszelki wypadek zapisałem się w tym samym dniu jeszcze na Gdańsk. Najwyżej stracę parę złotych, ale lepiej chuchać na zimne w obecnych czasach i mieć kilka opcji.

Poza tym szykują mi się niedługo już dwa starty i dobra wiadomość jest taka że kurczę wygląda że się odbędą! 

Już za niecałe trzy tygodnie w parku krajobrazowym obok Gdańska spróbuję sił w moim pierwszym w życiu ultra - bo aż 52km. Myślę cały czas jaką taktykę obrać i jak to wpleść w mój plan treningowy. Pewnie zastąpi mi to jedną z trzydziestek, tylko nie wiem jak z tempem: w moim planie są tempa szybkie a w tym ultra tak się nie da bo dystans dużo dłuższy i po górkach, nie wiadomo czy nie będzie tam jeszcze śniegu wtedy. Więc chyba po prostu pobiegnę na samopoczucie - tak żeby nie był to bieg spokojny, ale też nie będę się zażynał bo to ma być przyjemność (tak myślę że po to biegam tak naprawdę ;) ).
Potem dwa tygodnie kolejny bieg po terenie - Lament Świętkrzyski, myślę że podobnie podejdę i ciekawe jak to zadziała na maratonie który powinien być po czterech tygodniach.

No to trzymamy kciuki żeby nie było jakiegoś nawrotu obostrzeń i żbyśmy w tym roku już co nieco pobiegali w imprezach masowych!



 

niedziela, 7 lutego 2021

Trening bez celu 6/16


 

No to udało się dotrwać do tygodnia gdzie będzie chyba łatwiej, przynajmniej na papierze ma być niej kilometrów. Ale jeszcze najpierw trzeba opisać jak poszło w tym ostatnim trudnym tygodniu. Trudny był po pierwsze z racji zaplanowanych treningów (w tym 32km nie za wolno), ale też pogoda nie rozpieszcza. Zrobiło się naprawdę zimno, śniej niestety stopniał w większości, za to lód na chodnikach często nie uprzątnięty. Zacznijmy od raportu:
Poniedziałek - wolne, skoro dzień wcześniej prawie 30km.
Wtorek - i znowu wolne mi wyszło bo pogoda była tak zła że nie dałem rady wyjść.
Środa - interwały już musiały być. W planie 2x1200 i 4x800 - to naprawdę sporo bo 5,6km w tempach 3:44-3:50. Udało się z dokładnością do sekundy, a jak pisałem wcześniej - warunki na dworze były ciężkie. Razem 9,8km.
Czwartek - zwykle robię odstęp jednego dnia między akcentami, ale chciałem mieć możliwość zrobienia długiego biegu w sobotę, więc zrobiłem tutaj tempówkę: 8km po 4:22 - wyszło zgodnie z planem. Jedno co dobre, to że nie przyspieszam - już sie nauczyłem że nie można przesadzać. Razem 10km.
Piątek - spokojnie przez pola żeby zamówić sushi z dowozem do domu na obiad dla wszystkich. Fajnie było dopóki nie trzeba było przebiec przez budowaną trasę S79 - miejscami roztopił się lód i nieźle się blotem ubrudziłem. Razem 8,7km.
Sobota - oj zimno się zrobiło, nie chciałem długiego biegu w takich warunkach robić to tylko do piekarni (trochę naokoło oczywiście) i wyszło 11,2km.
Niedziela - najważniejsze długie wybieganie. Planowo miało być 32km. Pobiegłem do Lasu Kabackiego i tam się kręciłem  i kręciłem i kręciłem a potem stamtąd wróciłem do domu. Dobiegnięcie to jeszcze po dobrym podłożu, ale w lesie - masakra. Cała szerokość ścieżki równo pokryta lodem, wygrzmociłem się trzy razy. Po drugim nie miałem siły przez chwilę zacząć biec, a po trzecim dosłownie sunąłem na czworakach po tym lodzie przez dobry kawałek :-) W takich warunkach próba utrzymania tempa które sobie założyłem (4:51/km - wyliczone jak tydzień temu) była trochę niemądra. Pary starczyło na około 21km, potem nie było dużo wolniej bo średnia z całości wyszła 4:57, ale jednak tempo jak widać spadłop. Tylko licząc to jakie były warunki w lesie to uznaję że obciążenie tym biegiem było co najmniej takie jak było w założeniach :) Razem 30,3km.
Cały tydzień: 70km.

Podsumowując - gdyby nie wypadł wtorek to pewnie udałoby się dobić do 80km które sobie założyłem. Teraz będzie spokojniejszy tydzień - długie wybieganie tylko 21km, już na to czekam :) Poza tym rozważam zapisanie się na wszelki wypadek na maraton w Gdańsku w tym samym terminie co mój obecny kierunek czyli maraton pod znakiem ogórka koło Szprewy. Wydaje mi się że ten zagraniczny się jednak nie odbędzie bo sytuacja epidemiologiczna w Niemczech jest nie za dobra. 

To dam znać za tydzień, na razie odpoczywam grzecznie - po tym dzisiejszym "wybieganku" bardzo tego potrzebuję :) (zwracam uwagę na temperaturę - strasznie zimno było).




 

ADs