Kolejny tydzień był odpoczynkowy - w planie bieg długi tylko 21km, miła odmiana po tych kilku trzydziestkach ostatnio. Pogoda nadal zimowa - w sumie podoba mi się to, chociaż bieganie szybkie po takim podłożu trochę mnie kosztowało. Nie wiem czy się starzeję czy przesadziłem z obciążeniem, ale czułem dosłownie w kościach ten (mimo że krótszy, ale jednak) bieg długi.
No to szybko lista dni, jak zwykle:
Poniedziałek - wolne
Wtorek - spokojne 8km bo nie miałem siły na interwały - czułem w kościach niedzielną trzydziestkę
Środa - interwały 6x800m - zrobiłem je przy Puławskiej bo tam równo i odśnieżone, ale nie do końca i tempo w końcówce nie wyszło za dobre. Bez tego ostatniego interwału było średnio 3:47/km zamiast 3:44/km - czyli OK bo to nie były warunki biegania na stadione po tartanie :)
Czwartek - spokojne niecałe 9km
Piątek - tempówka 10km po 4:31 - wyszło super, tylko nie miałem czasu dość i nie było rozgrzewki ani schłodzenia przez ten brak czasu
Sobota - nie dałem rady wyjść
Niedziela - wybieganie po Lesie Kabackim. Przesadziłem z tempem i zmęczył mnie ten bieg. Zacząłem coś pomiędzy 4:40-4:50 (a widać na zdjęciu wyżej jakie są warunki w lesie - więcej gości na nartach biegówkach niż biegaczy...) potem odpuściłem, ale jak mnie wyprzedził biegacz to się zmotywowałem żeby się podczepić. No tylko że on przyspieszał i przyspieszał aż w końcu na zegarku zobaczyłem tempo średnie okrążenia 4:16/km! On kończył bieg to sobie zrobił przyspieszenie, a ja zostałem w lesie z perspektywą jeszcze około 6km do przebiegnięcia :) w końcu skończyłem na trochę ponad 20km i tempie średnim 5:06/km.
Dobra, to co teraz? Niemiaszki przysłały maila że nie wiadomo czy maraton w Szprewaldzie się odbędzie... można wybrać jedną z czterech opcji w tym oczywiście większość wirtualnych. Liczę że jeszcze się uda, ale nie wiadomo - więc na wszelki wypadek zapisałem się w tym samym dniu jeszcze na Gdańsk. Najwyżej stracę parę złotych, ale lepiej chuchać na zimne w obecnych czasach i mieć kilka opcji.
Poza tym szykują mi się niedługo już dwa starty i dobra wiadomość jest taka że kurczę wygląda że się odbędą!
Już za niecałe trzy tygodnie w parku krajobrazowym obok Gdańska spróbuję sił w moim pierwszym w życiu ultra - bo aż 52km. Myślę cały czas jaką taktykę obrać i jak to wpleść w mój plan treningowy. Pewnie zastąpi mi to jedną z trzydziestek, tylko nie wiem jak z tempem: w moim planie są tempa szybkie a w tym ultra tak się nie da bo dystans dużo dłuższy i po górkach, nie wiadomo czy nie będzie tam jeszcze śniegu wtedy. Więc chyba po prostu pobiegnę na samopoczucie - tak żeby nie był to bieg spokojny, ale też nie będę się zażynał bo to ma być przyjemność (tak myślę że po to biegam tak naprawdę ;) ).
Potem dwa tygodnie kolejny bieg po terenie - Lament Świętkrzyski, myślę że podobnie podejdę i ciekawe jak to zadziała na maratonie który powinien być po czterech tygodniach.
No to trzymamy kciuki żeby nie było jakiegoś nawrotu obostrzeń i żbyśmy w tym roku już co nieco pobiegali w imprezach masowych!