Wczoraj pobiegłem w półmaratonie który bardzo lubię - w końcu to tutaj zrobiłem moją super wyśrubowaną życiówkę 1:24:59! Plany miałem wielkie - skoro na początku roku było 1:35 w Wiązownie, potem w Pradze udało się poprawić o 1,5 minuty to liczyłem co najmniej znowu na taki sam postęp. Tym bardziej że mój garmin też mi takie coś sugerował:
Pozostałe dystanse wydają się osiągalne na moim obecnym poziomie, wyglądało więc to jak najbardziej realnie. Zrobiłem więc słabszy kilometrowo tydzień żeby odpocząć. W sumie z powodu dojazdu do pracy dwa razy w tym tygodniu wypadły mi te dwa treningi, ale nie siliłem się żeby temu jakoś zaradzić (mógłbym wieczorem pobiegać albo przed pracą, ewentualnie do pracy albo z pracy. Ale chciałem odpocząć trochę bo ostatnio czułem trochę że za dużo biegam. Odpoczynek był więc zalecany.
W piątek po pracy odebrałem pakiet (i dla kolegi Maćka też), w sobotę trochę pospacerowaliśmy po Lesie Kabackim (najmłodsza na rowerze uczy się jeździć jeszcze), ale poza tym oszczędzałem raczej nogi i pojechałem na start. Zaparkowałem przy ulicy Dobrej i to było około 3 km od startu - akurat trasa na rozgrzewkę wśród "gorączki sobotniej nocy" która zwykle odbywa się w okolicach Wiślanych Bulwarów i klubów które tam są. Rozgrzewka wyszła dobrze, nastawiony byłem pozytywnie - wszytko wyglądało nadal dobrze. Mieliśmy biec tym razem w odwrotnym kierunku niż gdy ja biegałem ten półmaraton, myślę że to był dobry ruch - w drugiej połowie dystansu był doping, a to pomaga przecież.
Plan biegu był taki żeby biec według zegarka tempem 4:20/km. Biorąc pod uwagę że zegarek zlicza zwykle trochę więcej dystansu (czyli troszkę szybsze tempo) to by wyszło 1:32 na mecie.
Wystartowałem troszkę za szybko, ale w granicach błędu: 4:16, 4:17, potem na trzecim już się ogarnąłem i wyszło 4:26 więc w sumie średnia idealnie. Starałem się trzymać to tempo i wychodziło dobrze, druga trójka znowu w 13 minut - idealnie. Jednak martwiło mnie to że biegnie się za ciężko, było jak dla mnie za gorąco, już na początku biegu założyłem koszulkę na szyję z przodu odsłaniając brzuch i tors żeby lepsze mieć chłodzenie. Na czytnikach międzyczasów zdejmowałem dla pewności że czipa zarejestruje a zdjęcia złapią mój numer startowy. Na punktach z wodą piłem i wylewałem kubek albo dwa na głowę - naprawdę było mi za gorąco, co gorsza tętno pokazywało 175. Zwykle na półmaratonie jest mniej (w Pradze średnio wyszło 171). Miałem wrażenie że będzie ciężko. Trzecia trójka (liczyłem trójkami bo przy tempie zakładanym 4:20/km to akurat ładnie wychodziło 13 minut na trzy kilometry) wyszła idealnie, czas po 9km to 39:00. Niestety czwarta trójka to była ostatnią sensownie przebiegniętą, siekło mnie po 11km i zaczęła się tragedia która zdarzyła mi się w półmaratonie dopiero drugi raz. Tempo spadło w granice 4:50 a nawet zdarzył się najgorszy okres gdy było powyżej 5min/km. Byłem już w trybie przetrwania i zaczęły się myśli że już jestem na to za stary, po co mi to, trzeba biegać tylko żeby nie zdziadzieć. Coś w tym jest, trzeba będzie to przemyśleć :) W takim trybie przetrwania jakoś dohulałem do mety, nawet doping na Pradze, ludzi na Francuskiej itd. nie dał rady mnie zreanimować. Coś tam próbowałem wyliczyć na znaczniku 20km żeby się zmieścić w okrągłym czasie, wyszło mi że wystarczy poniżej 5:00/km, przyspieszyłem żeby był margines i wyszła ta końcówka po 4:33/km, ale chyba znacznik był źle postawiony bo na mecie okazało się że wbiegłem z czasem:
1:37:02
A na mecie wyglądałem tak (zdjęcie specjalnie kupiłem na stronie datasport.pl! muszę ich pochwalić że 5zł za sztukę biorą, to jest sensowna cena):
Rozbicie na odcinki pomiarowe wyszło tak - widać jak bardzo odpadłem:
A tutaj zrzut temp kilometrów z mojego garmina:
A na mecie zawołał mnie Radek czyli
https://biegacz-polski.pl/ (ale strony nie aktualizuje, za to na fb wrzuca:
https://www.facebook.com/biegaczpolskiPL/). Z Radkiem znamy się od czasów "Blog@czy" od których zaczęła się moja przygoda z bieganiem. No i musiałem mu sporo gratulować bo poprawił się o ponad 2 minuty i pobiegł 1:22:44 (tak, to nie literówka). Pogadaliśmy chwilę o treningu i co może być powodem że mi tak słabo poszło - może mam jakieś braki typu niskie żelazo? Żeby to wyjaśnić zapisałem się na jutro do lekarza medycyny sportowej, i tak muszę pójść bo na maraton w Nicei muszę mieć zaświadczenie od lekarza (we Francji to jest wymaganie prawne), przy okazji pogadam z nim, poproszę o skierowanie na badanie krwi i może mi też coś doradzi co jeszcze by sprawdzić. Trochę mnie podłamało że niby trenuję sporo, tempa utrzymuję coraz szybsze na krótkich odcinkach i na treningu, a nagle na biegu takie odcięcie i to tak szybko.
Możliwe że po prostu się przetrenowałem? Trochę za dużo chyba biegam - próbuję nawet 6 razy w tygodniu, ograniczę to do 5, w tym tygodniu byłem tylko 3 razy w tym ten start i nie wychodzę już dzisiaj. Byłem też przemęczony bo miałem dużo pracy i zarwałem kilka razy noc (za krótko spałem), to mi rozwaliło cykl spania i chyba też miało wpływ na ten start.
Zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie, mam nadzieję że poprawię te kilka rzeczy (odżywianie, spanie, regenerację, kilometraż) i będzie duża zmiana na plus. Jak nie to będę musiał przemyśleć moją taktykę na Niceę i dostosować do moich możliwości.