sobota, 23 czerwca 2018

Bieg Józefosławia i Julianowa



 W niedzielę podjechaliśmy do miejscowości obok - Józefosławia żeby połączyć przyjemne z pożytecznym czyli na piknik rodzinny i bieganko. Żeby nie ten piknik to pewnie byśmy nie skusili. Sportowo to było średnio mi do czegokolwiek potrzebne - bieg tylko 5km a ja dopiero co w memoriale Sławomira Rosłonia zrobiłem super wynik 18:38 i poprawiłem sporo swoją życiówkę. Teraz było strasznie gorąco, bieg po ulicy więc nie spodziewałem się lepszego ani nawet bardzo zbliżonego wyniku niż ta życiówka zrobiona na bieżni.
Rano obrobiliśmy się z typowo niedzielnymi zajęciami i po południu zajechaliśmy do Józefosławia. Impreza trwała już w najlepsze, jednak upał nie pozwalał za bardzo się cieszyć wszystkimi atrakcjami. Moje cztery dziewczyny zajęły się trampolinami a ja pobiegłem na rozgrzewkę. Co prawda upał taki że zanim zacząłem rozgrzewkę to już pot lał się ze mnie, jeszcze super inteligentnie założyłem czarny strój i skarpety kompresyjne! W taki upał lepiej nie zakładać kompresów - tylko ogrzewają... ale zgodnie z zasadą "co się nie nabiega to się nawygląda" założyłem te skarpety. A trzeba było jak najkrótsze spodenki i skarpetki i białą koszulkę luźną i na ramiączkach (to tak na następny raz piszę żeby pamiętać ;) ). 
Zrobiłem w sumie 5km rozgrzewki - tyle myślę że powinno się, z końcówką w postaci przebieżek. Jedyne co bym zmienił następnym razem to więcej rozgrzewki dynamicznej i więcej tych przebieżek, tak z 5-6 myślę powinno być.

Ustawiłem się dość z przodu (harpagany pobiegły dzień wcześniej Bieg Ursynowa) i po chwili ruszyliśmy! Wyrwałem jak to ja dość szybko i nagle zorientowałem się że biegnę w grupie pierwsze 5-6 osób! To bardzo dziwne było dla mnie i chyba mnie trochę nakręciło. Poczułem że tempo jest w porządku i biegłem w tej czołówce. Nawet przez krótką chwilę zrównałem się z pierwszym zawodnikiem i poczułem się dziwnie. Ja nie byłem pewny nawet którędy biec bo nigdy nie myślałem że w jakimś biegu będę prowadził! Na szczęście trwało to krótko i schowałem się na drugim miejscu. Poza tym na zakrętach stała obsługa biegu, dałbym radę myślę nie zgubić się :)
Biegłem więc sobie na drugiej pozycji i po kilometrze zorientowałem się ze tempo to 3:30/km! Nie wiem co sobie myślałem, że tak dobiegnę do mety w 17:30?? Do końca drugiego kilomera byłem cały czas drugi, ten drugi km wyszedł w 3:45 - to już było tempo w porządku, problemem było to że było bardzo gorąco a jedyna ochłoda była z kilku kurtyn wodnych które rozstawiono na trasie (super pomysł!). Tempo więc niestety spadło do około 4:00/km i spadłem na szóstą lokatę na początku trzeciego km. Myślałem że spadnę jeszcze sporo z powodu takiego zwolnienia, ale tutaj znowu zdziwienie - okazało się że tym tempem dociągnąłem do mety i walczyć o szóstą lokatę musiałem już tylko na samej końcówce biegu - co widać na zdjęciu na samej górze.

Ogólnie było super - zmęczyłem się bardzo, nie trwało to długo a i dziewczynki miały trochę zabawy i nawet fajnie dopingowały mnie na mecie.
Wnioski na przyszłość: nie ruszamy szybciej niż tempo na życiówkę! Taki banał a wciąż jest problemem... przecież przyspieszać należy w drugiej połowie, a nie jak to zwykle u mnie - biegnę "odwróconym negative splitem" :D







piątek, 15 czerwca 2018

Piaseczyńska Piątka 2018


Już trzeci raz udało mi się pobiec po sąsiedzku w Piaseczyńskiej Piątce. Pierwszy raz w 2013 to był debiut mojej Żonki, a drugi raz - w 2017 roku to dla odmiany debiut naszej najmłodszej córki (w wózku biegowym co prawda, za to czas miała niezły bo 20:35 na 5km robi wrażenie :) ).

Tym razem pogoda była bardzo niestabilna - padało przelotnie, a co gorsza: grzmiało gdzieś po bokach. Już się zastanawialiśmy czy nie wrócić do domu, ale w końcu pogoda się poprawiła i wystartowaliśmy. Ja z wózkiem na końcu stawki, Karolina bardziej z przodu bo chciała się pościgać. Oprócz mnie jeszcze jeden biegacz z wózkiem stał na końcu (pozdrawiam!) i jedna biegaczka z wózkiem też była (podziwiam).

Po starcie plan był taki żeby najpierw dogonić swoją połówkę a potem wspierać swoją obecnością aż do mety. I udało się zrealizować w 100%. Trasa wreszcie "po staremu" czyli po zielonych dużo bardziej terenach, powietrze super rześkie po tym deszczu który wreszcie ochłodził trochę powietrze. Biegać, nie umierać :)
Trasa nie jest jednak super łatwa - podbieg na wiadukt był trochę wymagający, ale ogólnie podobało się nam bardzo. Żonka ucieszyła się z nowego rekordu a jak widać na zdjęciu powyżej Ala też była zadowolona :) po biegu pochodziliśmy sobie po stadionie w Piasecznie żeby rozprostowała kości.

Super że mamy taką imprezę - wielkie podziękowania się należą piaseczyńskiemu klubowi Kondycja i państwu Paradowskim którzy to wszystko animują, naprawdę klasa!!


Czas netto: 25:44.

ADs