niedziela, 22 sierpnia 2021

Ultra Mazury U30

 Tydzień temu musiałem niestety pominąć zaplanowany start :( przez tego koronawirusa poprzenoszono zawody i zrobiło mi się ich tyle że miałem w kalendarzu tydzień temu Garmin Ultra Race w Myślenicach, a wczoraj Ultra Mazury (choć dla mnie tylko z nazwy ultra, bo krótszą trasę wybrałem). 

Niestety z racji obowiązków rodzinnych nie dałem rady tam dojechać i pobiec mojego pierwszego ultra (bo tam trasa miała 49km). Może to i dobrze bo zaczęło mnie pobolewać ostatnio prawe biodro. I to nie tak byle jak - czasami nawet bardzo, chociaż bardzo nierównomiernie - czasami biegałem i było wszystko dobrze, czasami w nocy mnie ból wybudzał. Trudno stwierdzić o co chodzi - poszedłem więc do lekarza, dostałem skierowanie na RTG (trochę wymusiłem dodatkowo USG bo sam rentgen to niewiele przecież powie). No i zrobiłem od razu w czwartek RTG, w piątek USG a w sobotę... start w Ultra Mazury :) Wizytę u ortopedy z tymi wynikami dopiero muszę umówić, ale tak na szybko z opisu badań nic takiego złego nie wyszło na razie - zobaczę co powie ortopeda jak to wszystko dostanie. Jedna rzecz jednak do mnie dotarła - starszy pan który mi robił USG zalecił zmianę sportu raz na jakiś czas, więc przeproszę się z roztrenowaniem. Robiłem je tylko raz po pierwszym sezonie mojego biegania i nie byłem zadowolony z wyników. No ale teraz mam inne podejście - ważniejsze jest żeby biegać zdrowo więc nie będę się martwił regresem wyników, najważniejsze żeby mi nic tam "nie pękło". Postanowiłem już: po maratonie w Monachium robię pełne cztery tygodnie roztrenowania: zero biegania, za to postaram się jeździć na rowerze i pływać na basenie w podobnej objętości co teraz biegam.

 
Ale miało być o starcie na Mazurach! A więc zaczynamy: nie byłem do końca pewny czy mi się uda dojechać, więc nie miałem noclegu. Na szczęście mam dużą rodzinę a co za tym idzie duży samochód rodzinny (Citroen C4 Grand Picasso - 7-osobowy :) ). Więc na radą mojej Żony zapakowałem do środka materac, dwa śpiwory, poduszkę i pojechałem w piątek wieczorem na bieg. Niby w linii prostej nie ma 200km do Ostródy, ale akurat rozkopali na tym odcinku całą S7 i jedzie się objazdami że zajmuje to... 3,5 godziny!! Dojechałem o 23:00, wszystko pozamykane bo start najdłuższego dystansu 100km był o 3:00 rano (współczuję biedakom!), potem o 6:00 rano 70km a ja (czyli dystans 36km, nazwany dla niepoznaki U30) startowałem o 9:00. 

 


Zaparkowałem na wyznaczonym dla biegaczy parkingu, było już kilkanaście samochodów, niektóre z zaparowanymi szybami, więc więcej takich sprytnych jak ja tam było co spali w środku. Było nawet kilka namiotów rozłożonych obok samochodów :) w sumie fajnie. Przebrałem się w piżamę, umyłem zęby, rozłożyłem sobie supr łoże czyli z tyłu samochodu siedzenia na płasko, na to materac i jeden śpiwór a w drugi wskoczyłem, wyjąłem laptopai posprawdzałem jeszcze wszystko. Dopier wtedy wgrałem sobie trasę do zegarka (wiem, na ostatnią chwilę wszystko), setny raz sprawdziłem co jutro muszę zrobić i mogłem iść spać.

Rano wstałem o 8:00, przebrałem się i poszedłem odebrać pakiet. Wszystko się fajnie czasowo udało zgrać - odbiór był do 8:30, potem przygotowania ostatnie, zostawienie rzeczy w depozycie i poszedłem na start. Jedna rzecz mi nie zagrała - plecaczek biegowy zasłaniał mi numer startowy a w tym biegu po raz pierwszy zauważyłem ciekawostkę - nie było czujników do pomiaru czasu, tylko numery startowe miały kod QR który sczytywały kamery. Więc zdjąłem plecaczek i dałem do depozytu, telefon i żele upchnąłem w kieszonkę w spodenkach (będzie jeszcze o tym później), soft flaska 500ml schowałem do własnego skórzanego woreczka (czyli po prostu wypiłem cały przed startem :) ) i byłem gotowy. 

Na starcie blisko 300 osób - całkiem spora grupka, ja się nie rozgrzewałem bo przewidywałem że nie będę biegł bardzo szybko. Patrząc na wyniki z zeszłego roku (najlepszy miał 3:07 o ile pamiętam prawidłowo) to ustaliłem sobie że powiniem biec 5:00/km. Nie wiem czemu tak szybko sobie obmyśliłem - to byłby wynik na tego pierwszego biegacza przecież (oficjalnie podawali że ta trasa ma 36,9km). No ale jak zwykle tak optymistycznie założyłem i.. pobiegliśmy. Trasa po chwili weszła w teren i była nie taka znowu trudna. Przewyższenia wg orgów miało być tylko około 500m na tak długim dystansie, więc podbiegów nie było sporo. Na początku się trochę potasowało, jednak ilość biegaczy była dość spora i nie byłem w stanie policzyć na której pozycji jestem. Wyprzedziłem jakieś dwie dziewczymy w tym jedną z kijkami (!) i starałem się biec tempem na samopoczucie.

Wychodziło to tempo jednak trochę za szybkie - raczej bliżej 4:45/km, trochę przesadziłem. Ale szło zadziwiająco dobrze - nadrabiałem przez całą pierwszą połowę czas do tej założonej średniej 5min/km i w sumie po 18km miałem ponad 2 minuty nadrobione. Niestety druga połowa biegu okazała się trudniejsza - było więcej biegu przez trudniejszy teren, podbiegi mimo że nadal rzadkie to sprawiły więcej problemów i nawet zdarzyło mi się kilka razy maszerować na podbiegach które były już za mocne (wtedy bieganie wydaje się tak samo wolne jak marsz, a jest dużo badziej męczące).

No i to tempo spadło poważnie - do 6min/km nawet, chociaż były kilometry po 5:30 ale i jeden w 7:30 (wliczając postój na punkcie z wodą i picie na miejscu bo kubów nie było a mój soft flask został w depozycie ;) ). Mimo to biegło mi się nie tak źle - jak patrzę teraz na wykresy tętna to trochę odpadłem w tej drugiej połowie - za szybko jednak zacząłem - ale trochę to wynika też z profilu i trudności trasy - druga połowa była trudniejsza. Ten spadek tempa oczywiście spowodował że wyprzedziło mnie trochę osób (w tym dziewczyna z kijkami!!!) ale było ogólnie całkiem dobrze: 3:13:27 i 27 miejsce (25 w kategorii bo tylko 2 dziewczyny były na mecie przede mną).

 
Na tych prawie 300 startujących osób jest to całkiem dobry wynik. Pierwszy na mecie zameldował się Wojciech Kopeć z czasem poniżej 2:25 (!). W trakcie biegu biegacz mi wyjaśnił czemu w zeszłym roku były tak słabe czasy - podsobno było 30 stopni i ludzie cierpieli na trasie. On sam mówił że miał roku temu o godzinę gorszy czas. No ale możliwe że on był z trasy U70 (nie spojarzałem na jego nume startowy) - oni startowali 3 godziny przed nami więc w końcowce się mieszaliśmy. 

W sumie to dobrze że w zeszłym roku były gorsze czasy bo bym się zasugerował tym 2:25 które jest możliwe jak widać i bym ruszył po 4:30/km :P 

Co do samego biegu - fajny był, organizacja startu i mety przy hotelu Anders w Starych Jabłonkach przy Ostródzie. Mają tam prywatną plażę z pomostem, wypożyczalnią sprzętu do pływania. Wygląda na bardzo fajne miejsce, szczególnie dla rodzin. Trasa biegu jest malownicza - przypominała mi trochę moje Kaszuby (roślinność, jeziora). Nie spodziewajcie się biegu górskiego (nikt tego biegu tak nie reklamuje zresztą), ale jest naprawdę fajny. Oznaczaenia trasy biegu były perfekcyjne moim zdaniem, chociaż to nie przeszkadzało mi się troszeczkę pogubić (ale minimalnie, praktycznie bez strat czasu). Generalnie bardzo jestem zadowolony i myślę że jeszcze tam pojadę. Gdyby nie to że średnią córkę musieliśmy w tym dniu późnym popołudniem odebrać z wyjazdu to pojechaliśmy rodziną tam - w strefie startu było trochę atrakcji dla kibiców, gdyby nie było przelotnego deszczu czasami (bardzo mało) to byłby to bardzo dobry pomysł na spędzenie soboty całą rodziną na świeżym powietrzu.



sobota, 7 sierpnia 2021

Półmaraton Rostock

 
W sobotę tydzień temu pobiegłem ten mój start prawie-docelowy w tym roku czyli półmaraton w Rostocku. Korzystając z tego że starsze córki wysłaliśmy na obóz żeglarski mogliśmy wyrwać się w trójkę z najmłodszą chociaż na week-end. Właściwie to nie w trójkę wyszło, a w piątkę bo wygląda na to że reaktywujemy naszą biegową turystykę: wybraliśmy się z moim biegowym kolegą Zbyszkiem Zającem (i jego żoną Elą). Podjechaliśmy więc do nich, przesiadka w jeden samochód i obraliśmy kierunek za zachód. 

Pierwszy nocleg w Berlinie i tam trochę zwiedzania, a w sobotę rano już do Rostock'u (po drodze zostawienie rzeczy w naszym noclegu - było trochę przygód bo to jakaś agroturystyka była, warunki dość wiejskie). Bieg był późnym popołudniem - nawet nazywa się "nacht marathon" bo maratoniarze to kończyli już myślę po ciemku - więc nie było problemu z odebraniem pakietu na czas.

Sam bieg był przez pandemię po zmienionej trasie: trzy pętle ze startem i metą na nabrzeżu. Trasa była naprawdę fajna do biegania, chociaż trzeba przyznać że nie do biegania na czas. Po pierwsze pętla była dłuższa więc dystans był sporo dłuższy (bo 3 pętle plus dobieg do i z startu i mety). Po drugie trasa była w większści szutrowa więc wolniej się po niej biegnie (albo się człowiek bardziej męczy). W końcu po trzecie troszkę było podbiegów i troszkę deszcz przeszkodził, ale ten trzeci punkt to w bardzo małym stopniu przeszkadzał.

A skoro już o pogodzie - to wyglądało to niezbyt. Prognozy się zmieniały, ale były złe - mocny wiatr, deszcz prawie cały dzień. Na szczęście okazało się w ostatnim momencie że ten mocny wiatr przegonił chmury i akurat w czasie naszego biegu zrobiło się nam okienko pogodowe! Oprócz momentu pod koniec biegu (gdy padało) to pogoda była dobra do biegania. Nie było idealnie - było zbyt wietrznie i najpierw za ciepło jak wyszło słońce a pod koniec trochę deszczu który był mocnawy, ale ogólnie szczerze przyznam że pogoda (jak na prognozy) była fajna!

 
Odebraliśmy więc pakiety startowe i ustawiliśmy się po krótkiej rozgrzewce na starcie. Było śmiesznie bo puszczali po dwie osob co kilka sekund :) Stanęliśmy ze Zbyszkiem razem i... ruszyliśmy!

 
A jak sam bieg? No tak jak pisałem wcześniej - chciałem biec na 1,5 godziny (Zbyszek na 2 godziny więc się szybko rozdzieliliśmy). To oznacza tempo 4:16/km, a po przeliczeniu że dystans jest dłuższy wyszło mi że 4:13/km muszę (a nawet to mogło nie starczyć jeśli zegarek przekłamywałby za dużo - GPS zwykle zawyża dystans więc pokazuje troszkę szybsze tempo). Starałem się więc bieg około 4:15/km i... od początku mi to nie wychodziło :( jak teraz na spokojnie o tym myślę to wydaje mi się że głównym powode tego była ta nawierzchnia. Przecież tydzień wcześniej zrobiłem bieg półtoragodzinny po 4:32/km - teraz byłem wypoczęty, gotowy do startu, nie powinno być tak trudno. 

Pętla była fajna - na początku i na końcu przez kawałek mijało się osoby wracające. Przez to że puszczali nas co kilka sekund stawka biegaczy się rozciągnęła i było ciekawie - bo ja biegnąc szybciej niż większość osób cały czas kogoś wyprzedzałem. Pętla miała trochę ponad 7 kilometrów więc zacząłem też myślę potem dublować. Co ciekawe mnie praie nikt nie wyprzedził - w sumie przez cały bieg tylko 4 osoby (w tym 2 to mnie zdublowały a 2 to musiałby wystartować po mnie, tak myślę). Ale to było wszystko w drugiej połowie biegu. 

 
Analiza okrążeń pokazuje że pierwsze kółko było jeszcze znośne. Nawet połowa drugiego też - na półmetku miałem średnią z całego biegu 4:18/km. Potem niestety zrobiło się gorzej - odcinek do końca drugiego kółka wyszedł w 4:24/km, więc pewnie średnia w tym czasie była około 4:20/km. Ostatnie kółko było najsłabsze pod kątek tempa, jednak jak patrzę na wykres tętna to nie odpuściłem - ciągle wysiłek był na bardzo podobnym poziomie. Natomiast ostatnie 360 metrów (akurat takie okrążenie złapałem bo to była ta nadróbka dystansu nad półmaraton) wyszły mi w tempie 4:01/km (!). Aż dziwne - to znaczy że jednak było trochę zapasu i trochę można było przycisnąć.

A czas? W momencie jak wg zegarka łapałem dystans półmaratonu to miałem 1:33:21. Trochę słabo jednak względem moich planów. Natomiast czas oficjalny to:

1:34:48

 

Jak to wyszło na tle innych? Zwycięzca miał 1:17:49, ja zająłem 23 miejsce z 266 mężczyzn który biegli (wyniki są podzielone na płcie). Kobiet biegło 96 w tym 2 były przede mną więc w sumie zająłem 25 miejsce na 362 osoby. 

Bardzo mi się podobała ta atmosfera startowa - mimo że bieg raczej mały, to jednak po okresie pandemicznym głód startów powoduje że docenia się i te mniejsze biegi. Moż sportowo nie było tak jak planowałem, mogłem trochę szybciej pobiec, to jednak wstydu nie ma - wykres tętna mnie przekonuje że nie obijałem się. Średnie tętno niby 167 - w półmaratonie miałem zwykle jednak wyższe 173-175 (a jednak obijałem się???).

 
Sam wyjazd też był fajny i chyba znowu mi się chce - od razu zacząłem planować i mam zamiar się jeszcze pościgać trochę. Pogrzebałem i znalazłem paru kandydatów, pomyślałem, poplanowałem i wybór padł na maraton w Monachium 9-go października. Już zacząłem planować co i jak - jakie tempo - chciałbym 3:15, jak będzie dzień konia to złamać 3:10, ale nie zejść na pewno poniżej 3:20. Mam jeszcze 9 tygodni - zdążę zrobić sobie jakieś testy żeby to zweryfikować.

Poza tym wciąż mam jeszcze dwa starty - spadachroniarzy z okresu pandemii. Za tydzień Garmin Ultra Race Myślenice 49km a tydzień później Ultra Mazury 36km. Bardzo bym chciał oba pobiec, ale zaczynam się martwić czy sprawy rodzinne mi tego nie pokrzyżują, przynajmniej tych Myślenic...

No nic, na koniec parę ekstra zdjęć i.... do roboty :) !





ADs