niedziela, 31 maja 2020

Bieg Monte Cassino



Ciężko z biegami masowymi u nas ostatnio, ale trzeba sobie jakoś radzić. No to po Wingsie pobiegłem teraz Bieg Monte Cassino. Też taki "wirtualny" jak to ludzie nazywają, chociaż mi się takie określenie nie podoba - przecież bieg jest jak najbardziej realny, tylko biegnie się samemu a nie w grupie z wszystkimi.
Wracając do samego biegu - firmowany jest przez Biegnij Warszawo, miał się dzisiaj nawet zakończyć, ale przedłużono do 14 czerwca możliwość wysłania wyniku. Ja mimo to wyrobiłem się w oryginalnym terminie czyli do końca maja. Warunkiem zaliczenia biegu było wniesienie opłaty startowej (100zł - dość dużo, ale całość idzie na budowę pomnika generała Andersa we Włoszech) i przebiegnięcie 10km. Potem należy wgrać wynik (zapis śladu gps) na ich stronie.
Przygotowałem się do tego biegu - psychicznie i fizycznie. Trochę tylko nie do końca dobrze jeśli chodzi o fazę treningu. W czwartek miałem ciężki bieg tempowy: 7km po 4:08/km na stadionie w Piasecznie z moją grupą biegową M.I.L.A. a w sobotę (też w tej samej grupie :) ) bieg po lesie w Magdalence w tym 9km żwawo bo poniżej 5:00/km po pofałdowanych ścieżkach leśnych. W dodatku w tym tygodniu przebiegłem razem aż 72km - czyli z ciężkiego dość treningu był ten start.
Ubrałem się w niedzielę ładnie, pogoda była całkiem dobra - 18 stopni, troszkę tylko wiatr przeszkadzał i jeszcze przed obiadem udało się wyskoczyć z domu na dychę. Najpierw 2km rozgrzewki i... start!
Ostatnio biegnąc na maksa udało mi się zrobić 5km w niecałe 20 minut. Logicznie myślący człowiek powienien więc przeliczyć według znanych wszystkim wzorów że na dychę wyjdzie x2,1 czy trochę mniej. No Daniels mówi że 41:30, ale oczywiście Leszek wie swoje i ustawił garmina na bieg z narastającą prędkością na 40:00 :) Początek ustawiłem na 4:07 a końcówka wychodziła w 3:54. Ale na usprawiedliwienie dodam że plan po cichu miałem żeby to tempo najwyżej utrzymać jak będzie słabo.
Po starcie było ok - biegłem nawet trochę szybciej niż plan, około 4:03/km. Potem na czwartym kilometrze był wiadukt nad torami i tutaj wiatr plus podbieg skonusmowały całkowicie nadróbkę nad planem, która nazbierała się do 7 sekund. Na zbiegu z wiaduktu trochę się odrobiło, ale jak to zwykle bywa: nie wszystko, tylko połowę. Po 5km miałem więc 20:16 wobec planowanych 20:19. I teraz zobaczymy co kto jest wart ;) czyli w tym przypadku akurat nie za wiele :) nie dałem rady przyspieszyć, zaczęła się walka żeby nie odpaść i dobiec chociaż w planie minimum. Trudno było, ale te 4:08/km udało się średnio utrzymać i dowieźć 40:59 do mety.


Doczłapałem do domu i powiem że jestem dość zadowolony. Może wynik nie taki jak bym chciał, ale patrząc na moją aktualną kondycję to wyszło naprawdę dobrze. Nie było to łatwe żeby te niecałe 41 minut nabiegać, nie oszczędzałem się!
Na co dowodem są zdjęcia wykresu tętna poniżej :)
To teraz tak po cichu się przyznam że od jutra zaczynam plan treningowy i coś na jesieni muszę znaleźć sobie - jakiś maraton, tylko w obecnej sytuacji jeszcze nie mam pojęcia gdzie...
Acha, a za dwa tygodnie pobiegnę Rzeźniczka juhu! Nie odwołali, mimo że kupa obostrzeń dołożona, ale dobre i to! A na jesieni powinien być Bieg Frassatiego który miałem pobiec, mam nadzieję tam pobiec.




niedziela, 3 maja 2020

Wings fol Life 2020

 
Na bezrybiu i rak ryba chciałoby się napisać, ale to nie byłoby całkiem uzasadnione. Zapisałem się na tegorocznego Wingsa trochę z takim nastawieniem, jednak wyszło całkiem fajnie. Wiadomo - w dobie koronawirusa wszystkie zawody odwołane, więc człowiek na głodzie nawet na taki zdalny bieg (no przecież nie wirtualny - biega się naprawdę!) chętnie się zapisuje.
Rozreklamowałem trochę w pracy i nawet dwie osoby ze Stanów ze mną razem się zapisały. Przygotowałem się do biegu: zrobiłem mniej kilometrów w ostatnim tygodniu i tylko jeden akcent z dużym wyprzedzeniem. Cztery lata temu w Poznaniu nie poszło mi tak dorze jak chciałem - z planowancyh 42km przebiegłem tylko 29 z małym hakiem. Nie byłem gotowy na tak szybki bieg, było też gorąco. Chciałem w tym woku tylko pobić tamten wynik. Założyłem sobie więc tempo z kalkulatora na ich stronie - wyszło 4:50/km i powinno to dać 30km na mecie. Dla nie wtajemniczonych: w tym biegu zaczyna się biec przed siebie a 30 minut potem rusza za nami samochód. Gdy nas dogoni - bieg się kończy. Więc im szybciej się biegnie tym dłużej i dalej się biegnie.
Przygotowałem się w niedzielę, żonka z córkami odwiozły mnie samochodem 30km od domu żebym nie musiał po pętli biegać i wyrzuciły mnie koło Centrum Olimpijskiego na północy Warszawy. Plan był pobiec wzdłuż Wisły tak długo jak się da, potem przez Wilanów, obiec Las Kabacki i dobiec przez Konstancin Jeziorną i Piaseczno do Nowej Iwicznej gdzie mieszkamy.
Na szczęście prognozy deszczu się nie sprawdziły. Było 12 stopni i trochę wietrznie - więc odczucie zimna było trochę nieprzyjemne. Ale nie padało i to było już dobre. Ubrałem się na krótko, tylko nie mogłem mojej wingowej koszulki nigdzie odnaleźć... Pożegnaliśmy się i za parę minut miałem start.
W tym roku wszyscy biegli z aplikacją, przygotowałem ją i działała dobrze, niestety z jednym mankamentem - źle liczyła dystans :) coś pokazywała że niby słaby sygnał GPS (ciekawe czemu - nie było dużego zachmurzenia, zegarek pokazywał bardzo dobrze dystans, telefon miałem większość czasu w kieszeni spodenek, ale z boku - był w większości wystawiony "do nieba"). Na początku odstawał niewiele, jakieś kilka procent tylko. Do końca biegu nazbierał jednak grubo ponad kilometr "niedoróbki".


A jak się biegło? Najpierw bulwary nad Wisłą, biegłem w miejscach z ludźmi w maseczce - to było trochę ciężkie, na szczęście najczęściej mogłem ją zdjąć gdy nikogo nie było w pobliżu (ciężko mi się biegło w niej). Z planowanego tempa 4:50/km jak to zwykle u mnie zrobiło się 4:40/km, nawet momentami szybciej i musiałem się hamować. Jakoś mi to wychodziło. Pierwsz 10km wzdłuż Wisły było przyjemne, potem Czerniakowska i kombinowanie jak były światła - raz mi tutaj nawet garmin zwariował i chyba połknął 20 sekund bo nie wierzę że 4:20/km jeden jedyny kiloment mi wyszedł - niby do świateł się spieszyłem żeby na zielonym przebiec, ale nie aż tyle! :)



Potem długa prosta przez Wilanów - i tutaj, i na bulwarach spotykałem ludzie w koszulkach z poprzednich edycji Wingsa, nawet pozdrawiałem i mówiłem że też biegnę ten bieg, ale oni wszyscy chyba w słuchawkach byli bo raczej nie odkrzykiwali.
Potem dobiegłem do Lasu Kabackiego i miałem już 20km na liczniku. Więc nie pobiegłem prosto na Konstancin, tylko przez Las Kabacki bo za długi dystans by wyszedł. W lesie trochę straciłem - wiadomo, nawierzchnia robi swoje, ale ciągle miałem troszkę nadróbki nad tempem 4:40/km. Martwiłem się tylko że z powodu błędów w aplikacji (która pokazywała już wtedy 1,2km mniej) będzie tak że ten wirtualny samochód mnie dogoni zanim stuknie mi wymarzone 30km. Zaczynałem przeliczać tempo i moim drugim zmartwieniem było żeby zrobić 30km w 4:40/km - to też zaczynało być nie do końca pewne. Szczególnie przez stratę w lesie (no i podbieg w Powsinie przecież). W końcu las się skończył, wybiegłem znowu na asfalt i było łatwiej, ale tempo chwilowe było troszkę wolniejsze niż 4:40/km. Przeliczam - będzie na styk, w aplikacji sprawdzam - jakoś chyba dam radę przed tym samochodem. Wbiegłem do Nowej Iwicznej, mam 30km w czasie 4:40/km z dokładnością do jakichś sekund. Ale cisnę dalej - samochód w aplikacji zaraz mnie dogoni. Udało się w końcu 31,42km zrobić! Przysiadłem przy sklepie już blisko domu i za chwilę pogadałem ze znajomymi wracającym z tej samej imprezy z Lasu Kabackiego (pozdrawiam!)


Podsumowując - bardzo fajnie to wyszło, utrzymałem równe tempo - jestem z siebie bardzo zadowolony :) !


A wynik wg aplikacji był taki:


ADs