sobota, 28 marca 2015

Wiosna się wydłuży


Pamiętacie jeszcze wpis "Wiosna będzie moja"? Okazuje się po maratonie w Los Angeles że plan poprawienia się na czterech głównych dla mnie dystansach rozpoczął się od falstartu :) pogoda w Los Angeles i moje zdrowie nie pozwoliły mi nawet zbliżyć się do mojego rekordu życiowego. Czuję jednak w kościach (właściwie to w mięśniach :) ) że po tak przepracowanej zimie mam potencjał poprawić się i to znacznie. Nie lubię używać słowa "przepracowany" w odniesieniu do biegania - przecież to hobby a nie praca, ale jednak jakąś pracę w sensie treningowym wykonałem, więc można myślę mi to wybaczyć :)
Zdecydowałem że pobiegnę jeszcze na wiosnę ponownie maraton. Trochę to już tradycja - od początku mojej przygody z bieganiem koronny dystans pokonuję trzykrotnie w roku. Dowiedziałem się że podobno nie będzie w tym roku maratonu w Lęborku - szkoda, bo to bieg z dość długą tradycją... Z drugiej strony to znaczy że nie muszę się zastanawiać czy odpuszczać maraton w moim rodzinnym mieście żeby nie mieć czterech maratonów w roku.
Miałem nie lada łamigłówkę do rozwiązania: zapisany już jestem na półmaraton w Wiedniu trzy tygodnie po maratonie w LA, na 10km o kolejnych dwóch tygodniach i planuję 5km po kolejnym tygodniu. Gdzie tu wcisnąć maraton?
Pierwszy pomysł był oczywisty - zmienić połówkę na maraton w Wiedniu. Niestety organizatorzy sie nie zgodzili bo skończyły się miejsca na maraton. Dziwne, w Wiedniu wszyscy startują razem: maratończycy, półmaratończycy i sztafeta maratońska. Maratończycy mogą legalnie zbiec do mety w połowie dystansu i są wtedy sklasyfikowani w wynikach półmaratonu. Na pewno przy tylu tysiącach biegaczy wiele osób na to sie zdecyduje - umożliwienie kilku osobom zamianę w drugą stronę powinno nie być żadnym problemem... No ale dobra - nie to nie :) i tak  Wiedeń będzie super imprezą.
Druga opcja była trochę gorsza - zmienić orlenowską dychę na maraton. Znowu brak zgody orgów, ale tu mogłem po prostu zapisać się znowu (i stracić tylko 50zł za pakiet na 10km). Jednak tylko dwa tygodnie po połówce pobiegniętej na maksa to za mało dla mnie żeby się zregenerować. Nie było więc sensu drążyć tematu.
Potem za tydzień Bieg Konstytucji (5km) i też nie chcę go przekładać. No to poszukałem imprezy dwa tygodnie pózniej i... bingo! Jest maraton w Gdańsku :) też blisko stron rodzinnych i chociaż to pierwsza edycja to są szanse na dobrą imprezę. W końcu sponsor (PZU) ma doświadczenie w imprezach biegowych - mam nadzieję że przełoży się to na organizatora i poziom obsługi biegu. Trasa wygląda z opisu na stronie na ciekawą, a rodzinka w tym czasie pozwiedza Gdańsk który jest bardzo ładnym miastem.

No to plan ustalony:
12.04.2015 półmaraton Wiedeń
26.04.2015 10km Warszawa (Orlen)
03.05.2015 5km Warszawa (Bieg Konstutycji)
17.05.2015 maraton Gdańsk

Pozostał problem jak poukładać treningi żeby nie stracić formy z zimy. Wziąłem więc kartkę i ołówek i stworzyłem coś z niczego (czyli z głowy :) ). Skompilowałem kilka założeń: 6 (lub 5 gdyby było za cieżko) biegów w tygodniu, jedne interwały, jedna tempówka i jeden długi bieg w tygodniu. Tempa i dystanse z książki "Run lewe run faster". Trochę gimnastyki z dopasowaniem ograniczenia kilometrażu i z użyciem końcówek planów treningowych pod różne dystanse docelowe i wyszło mi coś takiego:


Podoba mi się ten plan - już za dwa tygodnie we Wiedniu zobaczymy jak działa :)

Opis:
BS - bieg spokojny
BD - bieg długi
HMP - tempo półmaratońskie - 4:13/km
ST - krótkie tempo - 4:00/km
MT - średnie tempo - 4:10/km
LT - długie tempo - 4:19/km
MP - tempo maratońskie - 4:30/km

poniedziałek, 23 marca 2015

Piękno i brutalność maratonu


Tygodnie i miesiące przygotowań, dziesiątki treningów i setki przebiegniętych kilometrów a tylko jedna, jedyna szansa aby się sprawdzić. To dla mnie kwintesencja tego dlaczego maraton jest taki wyjątkowy, a wynik który uzyskuję jest dla mnie wyznacznikiem poziomu zadowolenia. 
 
Wiele rzeczy na tą jedną szansę wpływa i o wszystkich trzeba pamiętać. Najważniejsze jest oczywiście to, co robimy przez ostatnie trzy do czterech miesięcy: jak i ile biegamy, ale to nie wszystko. Wiele jest osób (nawet zawodników profesjonalnych) którzy na treningach biegają super, tylko na zawodach słabo. A właśnie cały sekret tkwi w tym, aby na treningach biegać jak najwolniej się da żeby osiągnąć cel na zawodach. Na zawodach oczywiście wręcz odwrotnie - trzeba dać z siebie wszystko. Jednak oprócz tego całego cyklu przygotowań jest jeszcze wiele czynników: przygotowanie w ostatnich dniach - wysypianie się, dbanie o zdrowie, odżywianie przed zawodami (i słynne ładowanie węglowodanów), nawadnianie przed zawodami, przygotowanie taktyki biegu aby nie spalić się na starcie a z drugiej strony nie zacząć za wolno - bo potem już nie da się nadgonić. W końcu dzień startu: logistyka dojazdu i powrotu, odżywianie i picie na trasie, dobór stroju i butów - żeby nie stracić wszystkich paznokci ;) ale też nie zagotować się ani nie przemarznąć przed startem. Praca nad swoją siłą psychiczną aby wytrzymać do końca swoje założone tempo. I na pewno jeszcze o czymś zapomniałem.
 
Dlaczego to wszystko piszę? Żeby się podzielić tym dlaczego wynik akurat z maratonu jest dla mnie najważniejszy. Jest przecież wiele innych dystansów i wcale nie są łatwe. W dodatku akurat u mnie wyniki z wszystkich krótszych dystansów są według tabelek znacznie bardziej wartościowe, ale to wynik z maratonu cenię sobie najwyżej. To właśnie przez to jak trudno jest "nabiegać" dobry wynik w maratonie. Dlatego że nie można pobiec w roku więcej niż dwa, może trzy maratony na najwyższym poziomie (są wyjątki, ale nie warto ich naśladować jeśli chce się cieszyć bieganiem a nie leczeniem kontuzji). 
 
Gdzie ta brutalność? W tym jak bezdusznie weryfikuje nas na mecie zegar. Maraton nie patrzy na to ile sobie zaplanowaliśmy, mamy jedną szansę na kilka miesięcy i od nas zależy jak ją wykorzystamy. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie to jest piękne.

środa, 18 marca 2015

Los Angeles Marathon


Dzień maratoński zaczął się jak zwykle: pobudka wcześnie rano - tym razem trochę szybciej niż zwykle bo przed czwartą. Wystarczyłyby dwie godziny do startu, ale nie da się zasnąć jak została godzina do pobudki w dniu maratonu :)
Mój biegowy kompan Zbyszek tez wstał za jakąś chwilę i pamiętam jak wyszedłem przed pokój (jak to w amerykańskim motelu - wychodzi się bezpośrednio z pokoju na zewnątrz - na taką werandę z której widać parking otoczony z trzech stron budynkiem motelu). Wyszedłem i nic nie powiedziałem żeby nie być zrzędliwym, potem Zbyszek wyszedł, postał pół minuty, wrócił i powiedział "ty, ale ciepło jest!". Bo rzeczywiście było ciepło - o piątej rano wyszliśmy na dwór w samych gatkach i było nam ciepło a zwykle to najchłodniejszy moment w ciągu doby... Musiało być 20 stopni myślę już wtedy.
Przygotowaliśmy się i poszliśmy do samochodu. Na start nie było daleko - ze 2km, ale chcieliśmy oszczędzać nogi. Sprawdziłem która brama jest otwarta na stadionie (tylko jedna z trzech) i pojechaliśmy. No tylko ze nasza ulica została zamknięta z powodu maratonu :) trasa tędy nie przechodziła, ale ulicą prostopadłą. Kluczyliśmy bo inne ulice dojazdowe też pozamykali.. Zaczęło się to robić niebezpieczne więc szybko wróciliśmy do motelu i poszliśmy na pieszo. Z tego powodu byliśmy spóźnieni na starcie. Najpierw nie mogliśmy znaleźć depozytów, jak je znaleźliśmy to było już po czasie oddawania toreb (do 6:15 a start o 6:55 - my byliśmy ok. 6:30). Dobra, oddaliśmy do ostatniego samochodu, potem drugi problem - strefy startowe zamknęli o 6:25 i nie chcieli nas wpuścić - staliśmy w tłumie ludzi bez przypisanej strefy startowej... Tutaj znalazła nas dwoje rodaków (pozdrawiamy!) i we czwórkę zaczęliśmy przeciskać się na start. Najpierw długo trwało żeby znaleźć się na ulicy z której był start a potem już nie dało rady dalej się przeciskać i stanęliśmy. Maraton ruszył a mu staliśmy w tłumie osób które nie biegły na wynik - oznaczało to duuużo przeciskania się na starcie. Pożyczyliśmy sobie wszystkiego najlepszego i rozdzieliliśmy się bo każdy miał biec na inne tempo. Ja przed startem gdy podchodziliśmy do linii startu dałem radę jeszcze co nieco się przesunąć na przód i przypadkiem, ale wyszło to całkiem fajnie. Organizatorzy z powodu upału wprowadzili start falami i akurat gdy byłem blisko startu zatrzymali wszystkich i wypuścili potem w drugiej fali. To mi bardzo pomogło, bo wystarczyło na starcie wyminąć tylko kilka rzędów biegaczy i miałem przed sobą sporo wolnego zanim dopadłem poprzednią falę. A nawet wtedy byli już oni nieźle rozciągniętą grupą i wymijanie nie było bardzo trudne, chociaż oczywiście trochę to kosztowało.
Pogoda była cały czas dobra. Temperatura oczywiście za wysoka na dobre bieganie, ale hormony buzowały i nie odczuwałem tego. Nawet w pierwszym komentarzu po biegu dalej tak myślałem. Start był o 6:55 a słońce wschodziło o 7:05. Przez długi czas nie było widać słońca - zasłaniały nas budynki. Potem jednak trasa po początkowym kluczeniu po LA skręcała w kierunku oceanu - na zachód i słońce świeciło z tyłu. Była na szczęście cienka warstwa chmur więc nie spaliło mnie na czerwono (to znaczy spaliło ale dopiero po biegu gdy znikły te cienkie chmury :) ).
Zaraz po starcie trasa prowadziła na zewnątrz stadionu - czyli ostry zbieg. Trudno w takim miejscu się upilnować i nie biec szybciej. Ja postanowiłem że zbiegam szybko a na podbiegach utrzymuję wysiłek na podobnym poziomie co po płaskim. Ale szczerze to tego płaskiego za bardzo nie było. Trasa była w większości z górki ale było też kilka stromych podbiegów. Zaraz po starcie i pierwszym zbiegu był naprawdę spory podbieg - aby wybiec z tej niecki w której jest stadion. W tym miejscu chyba dogoniłem ostatki pierwszej fali biegaczy. Potem był znowu zbieg i znowu podbieg itd. Tempo kontrolowałem według okrążeń które łapałem ręcznie na oznaczeniach mil organizatorów a pomiędzy nimi patrzyłem na tempo średnie okrążenia wg gpsu. Działało to bardzo dobrze: tempo średnie było jak w zegarku 4:30/km z tolerancja chyba jednej sekundy. Zaczęło mnie martwić tylko to że poziom wysiłku jaki odczuwałem był za duży jak na tak wczesny moment maratonu.
Kibice przy trasie wszystko wynagradzali. Amerykanie jak wiadomo są bardzo bezpośredni i otwarci. Krzyczeli, machali śmiesznymi transparentami i tablicami z których wiele wywoływało uśmiech na twarzy, np: (tłumaczę z angielskiego) "uśmiechnij się jeśli trochę się posikałeś", "Chuck Norris nigdy nie przebiegł maratonu", "uderz tu po trochę MOCY", chłopak trzymający tablicę "Stephanie jestem w ciąży!", "26.2 mili bo 26.3 to by była głupota", albo zaraz za linią startu: "jeszcze tylko 26 mil". Stało tych kibiców wielu, krzyczeli, klaskali i robili dużo hałasu. Były też zespoły (kilka), jakieś cheerleaderki, DJ-je, japońscy bębniarze i sam nie pamiętam co jeszcze.
Biegło się dobrze chociaż jak pisałem martwił mnie poziom wysiłku. Bardzo dobrze oceniam natomiast przygotowanie imprezy przez organizatorów. No może za szybko zamknęli depozyty i strefy startowe, ale przy takich prognozach pogody (33 stopnie w cieniu) zrobili wszystko co mogli: przesunęli start o pół godziny wcześniej, wzmocnili punkty z wodą i izotonikiem, dodali zraszacze na trasie no i była tez cała akcja informacyjna odnośnie nawadniania się i uważania na upał - nie tylko skierowana do biegaczy, ale też do kibiców. Dzisiaj rano (w Polsce, w środę) w radiu usłyszałem że w Kalifornii jest obecnie najgorsza od 40 lat susza, mają więc wprawę w ogłoszeniach w mediach na temat upałów - przebijają się nawet do Polski :)
Kilometry mijają, a właściwie to mile. Myślałem że trudno mi będzie się przestawić, ale wyszło to bardzo dobrze. Przeliczenie tempa 4:30 min/km daje 7:14 min/milę. Każda mila oprócz pierwszej (z powodu strasznie szerokiej ulicy) miała dmuchaną bramę którą łatwo było wypatrzeć. Łatwiej jakoś mi było biec według tych mili - 13 mil nie brzmi tak strasznie jak 21km na półmetku (chociaż to przecież taki sam dystans). Nie założyłem sobie paska do pomiaru tętna żeby się tym nie sugerować i biec według tempa. Biegłem więc, podziwiałem widoki, cieszyłem się dopingiem i trzymałem tempo. Wszystko szło dobrze poza tym trochę za wysokim wysiłkiem, no ale postanowiłem zaryzykować. Przez mój plan treningowy miał biegi tylko do 26km, a w tempie maratońskim tylko do 16km więc nie wiedziałem w sumie jak to jest po 20km w takim tempie. Czasy kolejnych mil były w bardzo dobrym przybliżeniu równe temu co planowałem, ale bestia już powoli podnosiła swój łeb (kto czytał uważnie wujka Danielsa ten wie o co chodzi :) ). Te podbiegi i zbiegi wcale się nie równoważyły - dawały mi w kość a ja pełen optymizmu biegłem dalej. Tempo nie było myślę za szybkie, ale były dwa powody które znacznie podwyższyły mój wysiłek żeby je utrzymać. Pierwszym oczywiście była temperatura - oblewałem się wodą i piłem jej dużo ale to tylko zmniejszało do minimum wpływ temperatury, który był i tak duży. Druga sprawa to było zdrowie. Przez ostatnie dwa tygodnie byłem na granicy choroby, ale cały czas byłem zdrowy. Był kaszel okazjonalny - nic więcej.  Niestety podróż 15 godzin w samolocie z klimą i różnica temperatur miedzy Polską a USA rozłożyły mnie - straciłem głos i pojawił się katar. Aspiryna w te 3 dni mnie nie wyleczyła i teraz gdy to piszę jest coraz gorzej. W niedzielę podczas biegu to też musiało mieć swój wpływ. Po około 29km tempo siadło mimo wysiłków. To bardzo szybko jak na mnie - we Frankfurcie udało się wytrzymać do około 35 i liczyłem tu na kolejną poprawę i dociągnięcie równym tempem do mety. Na 30km miałem ledwie 40 sekund straty, ale już wiedziałem ze jestem kompletnie na przegranej pozycji jeśli chodzi o rekordy. Mimo to nie poddałem się - nie mogłem przyspieszyć, bo wtedy łapały mnie skurcze, wyjątkowo szybko tym razem - pierwszy już na 27km! No nic, pogoda była super słoneczna, ja biegnę sobie bulwarem do oceanu, wkoło pełno kibiców - trzeba się cieszyć chwilą. Zacząłem więc biec tyle ile mogłem. Kilka razy podszedłem krótki odcinek - raz podczas picia i dwa razy częściowo zbyt strome podbiegi. Próbowałem też przyspieszać, ale tradycyjnie już u mnie złapały mnie takie skurcze że musiałem zatrzymać się i porozciągać.
W końcu bulwar się skończył, skręciliśmy w lewo przy oceanie i wzdłuż plaży z palmami biegłem do mety. Mety która była nagle bardzo daleko! Kibice po bokach krzyczą tak jak na całej trasie "you're looking great!" - wiem że kłamią, ale to miłe. Naprawdę nie mam siły przyspieszyć. Dobiegam swoim tempem z rękami w górze choć nie ma się przecież czym chwalić. Wynik na mecie

3:28:36
W porównaniu nawet do planu minimum 3:15 wygląda bardzo źle, ale nie wiem czemu jestem bardzo zadowolony z tego biegu. W sumie zająłem 686 miejsce na 22.333 biegaczy - tak wysoko nigdy jeszcze w maratonie nie byłem (3,08%), zwycięzcy mieli czas 2:10:36 i 2:34:10 co pokazuje trudność biegu. Najlepszy amerykański maratończyk Ryan Hall zszedł z trasy. Ja zaraz po odebraniu dobroci za metą i depozytu (poroznosili w czasie maratonu nasze torby z ostatniej ciężarówki do tych do których my powinniśmy zanieść) siadłem na ziemi i złapałem WiFi dzięki czemu mogłem zadzwonić do domu przez skypa i pogadać z Żonką. Na więcej sił już nie starczyło, zaraz dobiegł Zbyszek w czasie nawet lepszym niż planował bo 3:55 i poszliśmy nad ocean odpocząć. Kąpiel w oceanie była świetna chociaż krótka - mimo że wiele osób się kąpało to woda nie była dość ciepła dla mnie - to dopiero środek marca. Zmyłem więc tylko pot z siebie i odkaziłem w zimnej wodzie wszystkie małe otarcia ;)
Potem był spacer do autobusu i drugi autobus do centrum - na szczęście numer startowy działał jako bilet a przystanek był blisko hotelu. Potem było świętowanie - każdy po swojemu, ale ważne że udanie.
Zapamiętam ten maraton szczególnie - pierwszy raz byłem poza Europą. Ameryka to jednak inny świat, na pewno tam jeszcze wrócę ale w celach już ściśle turystycznych i całą rodziną. To trzeba zobaczyć, dla przykładu autostrady po siedem pasów w jednym kierunku, skrzyżowanie autostrad pięciopoziomowe (!!) a mimo to w godzinach szczytu wszystko zapchane :) w centrum budynki tak ogromne że zdjęcia nie oddają w ogóle tego wrażenia - brakuje efektu skali, porównania do innych, znanych obiektów. Z drugiej strony wszechobecny blichtr - całe to Hollywood to zwykła ulica tylko ze zbiorowiskiem przebierańców chcących zarobić na turystach. Drogie i luksusowe artykuły ale i żebracy na wielu skrzyżowaniach. Bezpośredni i otwarci ludzie pozdrawiający i pytający o maraton gdy widzą że mamy na sobie koszulki z napisem "LA marathon" i bardzo sztywni urzędnicy i policjanci na lotnisku. Kraj wielu kontrastów i zupełnie innych niż u nas zasad. Chociażby taka prosta u nas sprawa jak pójście na mszę w niedzielę urasta tam do problemu - bo kościołów tam jest sporo, ale różnych wyznań jeszcze więcej :)
To była wielka wyprawa żeby tylko pobiec maraton, chociaż byliśmy tam w sumie 4 dni więc oprócz tego pozwiedzaliśmy co nieco. W drodze powrotnej zdarzyła się kolejna przygoda - samolot z pasa startowego musiał wracać z powodu małej awarii i wylecieliśmy z Los Angeles do Amsterdamu z opóźnieniem ok. 5 godzin. Oczywiście samolot do Warszawy poleciał bez nas a następny dopiero wieczorem - w sumie więc dolecieliśmy 11 godzin później. Na liście rzeczy zwiedzonych możemy więc dopisać Amsterdam bo 2,5 godziny pochodziliśmy po starówce. Ale w końcu samolot wylądował na starym dobrym Okęciu i wreszcie byliśmy znowu w kraju!
Wytrwali czytelnicy otrzymują na koniec nagrodę: porcję zdjęć :)
A co do dalszych planów biegowych to będą małe zmiany ze względu na ten nieudany atak maratoński :) ale szczegóły wkrótce.































niedziela, 15 marca 2015

L.A. Marathon 18/18: LA Big 5 (znowu)


Co, LA Big5 znowu? Ano tak wyszło, tylko że tym razem już relacja z pierwszej ręki (nogi?) :) Dzisiaj rano - u was to już było popołudnie - pobiegliśmy piątkę po Parku Elizejskim przy stadionie Dodgers'ów. Pomysł podobny do innych sobotnich biegów przed dużymi maratonami, jednak kilka rzeczy można by zmienić dla pełni szczęścia. Formuła wyścigu zachęca jednak do tego żeby przycisnąć a to na dzień przed maratonem nie jest zalecane. Czyli takie biegi zupełnie na luzie, nawet bez medali, a np. ze śniadaniem to coś co moim zdaniem jest praktyczniejsze i fajniejsze w przedmaratońską sobotę. O ile wiem coś takiego jest w Paryżu, Frankfurcie i chyba w Amsterdamie (tam nie biegłem jeszcze). Druga sprawa to można by troszkę te medale jednak ładniejsze zrobić, ale to już marginalna sprawa. Poza tymi małymi uwagami to było bardzo fajnie. Mieliśmy możliwość zobaczyć miejsce startu na żywo, rozciągnąć trochę kości na trasie po parku - była zresztą strasznie pofałdowana. Ja miałem najpierw biec ze Zbyszkiem z którym jutro startujemy w maratonie i zrobić ten bieg bardzo wolno, rozdzieliliśmy się jednak bo mieliśmy inne pomyślane tempa i ja pobiegłem próbnie moim zakładanym tempem maratońskim. Skończyłem w 22:29 czyli z dokładnością do jednej sekundy się udało. Taki treningowy wynik dał mi 110 miejsce na 4098 startujących. Wynik 20:00 dawał miejsce... 35 z 4098 a 30:00 dawał miejsce 721 z 4098, no ale to był bieg rekreacyjny, były osoby które miały nawet 1 godzinę 59 minut.

Pogoda oczywiście "dopisała" znaczy było bardzo ciepło. Słońce wstaje tu teraz około 7:10 a bieg rozpoczynał się o 8:00, ale stadion jest w niecce i dopiero od niedawna słońce operowało. Natomiast jak już operowało to robiło się upalnie.

Trochę fotek:

Przed startem - widok do tyłu

W trakcie biegu

Zaraz za metą

 Wejście na stadion

Widać że się spociłem mimo że nie ścigałem się

Filmik zrobiony za metą - impreza się dopiero zaczyna bo jeszcze 4000 biegaczy się wkrótce tu pojawi

No to krótko podsumowanie tego ostatniego tygodnia:

Dzień Plan Realizacja Komentarz
Pn BS 13km 11,01km Trudno było się zmobilizować wieczorem ale udało się i było super
Wt BS 8km 10,01km Rano bo spać nie mogłem
Śr wolne 9,73km Znowu rano bo się obudziłem wcześniej
Cz BS 10km wolne Podróż do LA
Pt BS 10km 9,5km Spokojnie wczoraj po parku obok hotelu
So BS 5km 5km LA Big5
Nd maraton ???Zobaczymy jutro


Razem 89km 76km

To teraz wielki dzień, na który przygotowywałem się tyle miesięcy. Niestety nie mam za dobrych prognoz. I nie chodzi tylko o pogodę, chociaż głównie o pogodę. Zapowiadana jest temperatura rzędu 33-34 stopnie. Start został przesunięty przez organizatorów o pół godziny wcześniej (świetny ruch) - to może mnie uratować. Starujemy więc 6:55, powiedzmy że przekroczę linię startu (druga strefa) o 7:00. Temperatury według prognoz mają być takie:
7:00: 20 stopni
8:00: 21 stopni
9:00 24 stopnie
10:00 27 stopni
11:00 29 stopni
12:00 31 stopni
Współczuję tym którzy biegną 5,5 godziny - będą kończyć w 32 stopniowym upale :( Będą ekstra wzmocnione wszystkie punkty z wodą i izotonikiem (co milę od drugiej czyli 24 stacje), będą zraszacze na trasie, autobusy z klimatyzacją na punktach na trasie i wzmocniony personel medyczny. Jeżeli mi się jakoś uda dobiec w 3:10-3:15 to skończę o 10:10-10:15. Druga rzecz która mnie martwi to zdrowie - niby choroby nie ma, ale cały czas jakieś objway - a to katar był trochę, a to chrypa. Nie czuję żadnego osłabienia ale jutro może się okazać że jednak po 30-tym kilometrze padam z nóg. 
Biję się więc z myślami co zrobić i sam jeszcze nie wiem jak to rozegram. Opcje są trzy:
1) robię swoje i zaczynam na 3:10
2) biegnę z zającami na 3:15
3) biegnę spokojnie, nie na wynik
Rozważam najbardziej poważnie dwie pierwsze opcje - może się uda zdążyć przed upałem? No zobaczymy, na razie jeden makaron zjedzony, wody i izotoniku wypijam dużo. Teraz jedziemy zwiedzić okolice mety i zobaczyć ocean a potem drugi makaron (cały czas pijąc) i kładziemy się spać. Jutro będzie wielki dzień!





wtorek, 10 marca 2015

Wyzwanie "myślenie życzeniowe" - podsumowanie

Maraton za pasem więc trzeba podsumować moje boje z wagą. Właściwie to za wielkie słowo - nie byłem przecież na diecie i nie było to niemiłe... Z tego co pamiętam to po prostu nie napychałem się słodyczami i starałem się nie jeść już późnym wieczorem. No tak, oprócz tego jeszcze jedna ważna rzecz: biegałem sześć razy w tygodniu :) a wyniki? Jak na zdjęciu poniżej:


Patrząc na średnią z ostatnich pięciu dni wychodzi mi 78,5kg czyli schudłem 3kg zamiast planowanych 2 :) można więc odtrąbić pełny sukces!

Teraz natomiast głównym moim zajęciem jest sprawdzanie prognozy pogody oraz obgryzanie paznkokci. Wczoraj prognozy pokazywały 33 stopnie na niedzielę w Los Angeles. Dzisiaj na szczęście już tylko 31 - niezbyt duża różnica, ale jak to się spełni to mało możliwe będzie żeby dobiec do mety w założonych widełkach 3:10-3:15... Oj żeby te prognozy się nie sprawdziły...

niedziela, 8 marca 2015

L.A. Marathon 17/18: LA Big 5K


Przedostatni tydzień moich zmagań przed maratonem w Los Angeles zacznę opisywać od tego co mnie czeka na dzień przed maratonem. Jak każdy zagraniczny uczestnik dostałem "w pakiecie" z maratonem możliwość startu w biegu na 5km w sobotę rano przed maratonem. Bardzo fajny pomysł - normalnie pakiet na ten bieg kosztuje w granicach 40 dolarów, ale też i dostaje się w nim parę fajnych rzeczy: możliwość startu w biegu który startuje i kończy się na stadionie Dodgersów z trasą po parku elizejskim, techniczna, okolicznościowa koszulka Asicsa, medal, napoje przed i po biegu oraz torba z dobrociami ("goody bag") od sponsora czyli sieci sklepów sportowych "Big5". Są też nagrody dla zwycięzców ogólnych i w kategoriach wiekowych.
Trasa biegu wygląda tak:


Mi przypadł numer na ten bieg taki:


No i trochę się przeraziłem - 58 tysięcy?!? Pogrzebałem po sieci i udało mi się znaleźć statystyki ilości uczestników za ostatnie kilka lat: 2012: 2657, 2013: 2723, 2014: 3302. Czyli nie będzie tak źle - pewnie poniżej 4 tysięcy biegaczy tylko. Chociaż nie wiem czy biegaczy bo jak średni czas rok temu był 44 minuty... przecież marszem 5km wychodzi w 50 minut, nie wiem jak to możliwe że średnia wyszła 44 minuty - większość ludzi dotarła do mety wolniej niż marszem? No nic, za tydzień w sobotę sprawdzę co oni tam robią w tym parku po drodze :)
Przy okazji jak by ktoś chciał trzymać kciuki to różnica czasu to 8 godzin więc jak LA Big5K się zacznie o 8 rano w sobotę to w Polsce będzie 16:00. Podobnie z maratonem - wybiegamy na trasę około 7:30 rano w niedzielę więc w Polsce będzie 15:30.

My mamy zamiar ze Zbyszkiem z którym lecimy pobiec tą piątkę jak najbardziej rekreacyjnie - więc pewnie jakieś 25-30 minut nam zejdzie. Chodzi o to żeby się w ogóle nie zmęczyć a przy okazji zrobić jakiś rozruch który na dzień przed maratonem jest przecież wskazany. Na jesieni we Frankfurcie pamiętam że był Bieg Precla w sobotę rano :) i chyba przed każdym dużym maratonem coś podobnego funkcjonuje (jakiś spokojny bieg typu 5km). A propos dużego biegu - akurat wczoraj pochwalili się organizatorzy że wyprzedali wszystkie pakiety na maraton w Los Angeles czyli nawet 26 tysięcy biegaczy może się pojawić na starcie :) Oj dobrze że mam że mam strefę startową B czyli raczej z przodu - oszczędzi mi to wiele przepychanek :)

No to zwyczajowo - relacja z kolejnego tygodnia od strony biegowej:

Dzień Plan Realizacja Komentarz
Pn BS 13km wolne Przełożone na środę żeby odpocząć
Wt 6x1600m 13,43km Wieczorkiem na stadioniku średnio 3:54/km (*)
Śr wolne 11,78km Przed pracą po okoicy 5:36/km
Cz BT 16km 21,06km Do pracy, 16km @4:30/km
Pt BS 11km 10,02km Spokojnie po Polu Mokotowskim 5:35/km
So BS 13km 10,01km Spokojnie: 5:11/km
Nd BS 13km 10,00km Spokojnie i krócej 5:40/km


Razem 89km 76km

(*) ostatni interwał 4:06/km ale to było nie na stadionie tylko po chodnikach już bo spieszyłem się do domu żeby do pracy zdążyć :)

Zupełnie nie rozumiem o co chodzi z tymi kilometrami - za tydzień mam być świeży żeby pobiec maraton a tu w planie 6 dni biegowych i 89 kilometrów! To be sensu, nie będę miał sił na 42 kilometry więc trochę ograniczyłem te kilometry i wyszło ich 76 - i tak za dużo myślę...
Został ostatni tydzień, teraz to już wszystko musi być idealnie: odżywianie, spanie, bardzo spokojne bieganie i uważanie żeby się nie przeziębić. Bardzo to mi się podoba w maratonie: mamy jedną szansę na pół roku aby wszystko zgrać i pobiec na granicy swoich możliwości. To dlatego właśnie tak cenię swoje wyniki w maratonie że to takie trudne :)

środa, 4 marca 2015

L.A. Marathon 16/18: stadion Dodgersów


Dzisiaj parę słów o miejscu startu maratonu: stadionie Dodgersów. Trzeci z najstarszych stadionów w tej ich lidze bejsbolu - wybudowany około roku 1960. Ogromny bo mieszczący 56 tysięcy widzów i cały będzie dla nas w następną niedzielę :) 
Stadion robi wrażenie na zdjęciach (ale i tak nasz Narodowy jest większy ;) ) - ciekawe czy na żywo będzie równie ciekawy. Gościł już igrzyska olimpijskie, wiele koncertów, mszę papieża (JP2 w 1987r.) i wiele filmów - w końcu to Los Angeles, filmy tam kręcą wszędzie. Ze znanych tytułów: Naga broń, Szybcy i wściekli, Powrót supermana, Transformers.
Dali nawet radę użyć go do normalnych celów czyli do meczy piłki nożnej i zaprosić kilka klubów z Europy :)

No to jeszcze jakieś ładne zdjęcia stadionu:




Dobra, a teraz jak tam się biegało:

Dzień Plan Realizacja Komentarz
Pn BS 13km wolne Przełożone na środę żeby odpocząć
Wt 4x2400m 15km Wieczorkiem na stadioniku średnio 3:53/km
Śr wolne 12,03km Przed pracą po Polu Mokotowskim 5:25/km
Cz BT 16km 19,06km Do pracy, 17km @4:30/km
Pt BS 10km 10,24km Spokojnie po Polu Mokotowskim 5:25/km
So BS 16km 16,02km Po okolicy 5:08/km
Nd BD 16km 17,89km Więcej żeby dobić do 90km w tygodniu @4:52/km


Razem 90km 90km

Bardzo dobrze to wyszło i teraz to już ostatni bieg tempem maratońskim a poza tym laba, to znaczy chciałem napisać "ograniczanie kilometrażu" :) poza tym sprawdzanie czy wszystko jest gotowe: bilet, hotel, pakiet startowy wykupiony, samochód zarezerwowany, lista zakupów, rzeczy do zabrania ze sobą itd. itp. oj dużo tego, fajnie będzie! :)

ADs