sobota, 7 sierpnia 2021

Półmaraton Rostock

 
W sobotę tydzień temu pobiegłem ten mój start prawie-docelowy w tym roku czyli półmaraton w Rostocku. Korzystając z tego że starsze córki wysłaliśmy na obóz żeglarski mogliśmy wyrwać się w trójkę z najmłodszą chociaż na week-end. Właściwie to nie w trójkę wyszło, a w piątkę bo wygląda na to że reaktywujemy naszą biegową turystykę: wybraliśmy się z moim biegowym kolegą Zbyszkiem Zającem (i jego żoną Elą). Podjechaliśmy więc do nich, przesiadka w jeden samochód i obraliśmy kierunek za zachód. 

Pierwszy nocleg w Berlinie i tam trochę zwiedzania, a w sobotę rano już do Rostock'u (po drodze zostawienie rzeczy w naszym noclegu - było trochę przygód bo to jakaś agroturystyka była, warunki dość wiejskie). Bieg był późnym popołudniem - nawet nazywa się "nacht marathon" bo maratoniarze to kończyli już myślę po ciemku - więc nie było problemu z odebraniem pakietu na czas.

Sam bieg był przez pandemię po zmienionej trasie: trzy pętle ze startem i metą na nabrzeżu. Trasa była naprawdę fajna do biegania, chociaż trzeba przyznać że nie do biegania na czas. Po pierwsze pętla była dłuższa więc dystans był sporo dłuższy (bo 3 pętle plus dobieg do i z startu i mety). Po drugie trasa była w większści szutrowa więc wolniej się po niej biegnie (albo się człowiek bardziej męczy). W końcu po trzecie troszkę było podbiegów i troszkę deszcz przeszkodził, ale ten trzeci punkt to w bardzo małym stopniu przeszkadzał.

A skoro już o pogodzie - to wyglądało to niezbyt. Prognozy się zmieniały, ale były złe - mocny wiatr, deszcz prawie cały dzień. Na szczęście okazało się w ostatnim momencie że ten mocny wiatr przegonił chmury i akurat w czasie naszego biegu zrobiło się nam okienko pogodowe! Oprócz momentu pod koniec biegu (gdy padało) to pogoda była dobra do biegania. Nie było idealnie - było zbyt wietrznie i najpierw za ciepło jak wyszło słońce a pod koniec trochę deszczu który był mocnawy, ale ogólnie szczerze przyznam że pogoda (jak na prognozy) była fajna!

 
Odebraliśmy więc pakiety startowe i ustawiliśmy się po krótkiej rozgrzewce na starcie. Było śmiesznie bo puszczali po dwie osob co kilka sekund :) Stanęliśmy ze Zbyszkiem razem i... ruszyliśmy!

 
A jak sam bieg? No tak jak pisałem wcześniej - chciałem biec na 1,5 godziny (Zbyszek na 2 godziny więc się szybko rozdzieliliśmy). To oznacza tempo 4:16/km, a po przeliczeniu że dystans jest dłuższy wyszło mi że 4:13/km muszę (a nawet to mogło nie starczyć jeśli zegarek przekłamywałby za dużo - GPS zwykle zawyża dystans więc pokazuje troszkę szybsze tempo). Starałem się więc bieg około 4:15/km i... od początku mi to nie wychodziło :( jak teraz na spokojnie o tym myślę to wydaje mi się że głównym powode tego była ta nawierzchnia. Przecież tydzień wcześniej zrobiłem bieg półtoragodzinny po 4:32/km - teraz byłem wypoczęty, gotowy do startu, nie powinno być tak trudno. 

Pętla była fajna - na początku i na końcu przez kawałek mijało się osoby wracające. Przez to że puszczali nas co kilka sekund stawka biegaczy się rozciągnęła i było ciekawie - bo ja biegnąc szybciej niż większość osób cały czas kogoś wyprzedzałem. Pętla miała trochę ponad 7 kilometrów więc zacząłem też myślę potem dublować. Co ciekawe mnie praie nikt nie wyprzedził - w sumie przez cały bieg tylko 4 osoby (w tym 2 to mnie zdublowały a 2 to musiałby wystartować po mnie, tak myślę). Ale to było wszystko w drugiej połowie biegu. 

 
Analiza okrążeń pokazuje że pierwsze kółko było jeszcze znośne. Nawet połowa drugiego też - na półmetku miałem średnią z całego biegu 4:18/km. Potem niestety zrobiło się gorzej - odcinek do końca drugiego kółka wyszedł w 4:24/km, więc pewnie średnia w tym czasie była około 4:20/km. Ostatnie kółko było najsłabsze pod kątek tempa, jednak jak patrzę na wykres tętna to nie odpuściłem - ciągle wysiłek był na bardzo podobnym poziomie. Natomiast ostatnie 360 metrów (akurat takie okrążenie złapałem bo to była ta nadróbka dystansu nad półmaraton) wyszły mi w tempie 4:01/km (!). Aż dziwne - to znaczy że jednak było trochę zapasu i trochę można było przycisnąć.

A czas? W momencie jak wg zegarka łapałem dystans półmaratonu to miałem 1:33:21. Trochę słabo jednak względem moich planów. Natomiast czas oficjalny to:

1:34:48

 

Jak to wyszło na tle innych? Zwycięzca miał 1:17:49, ja zająłem 23 miejsce z 266 mężczyzn który biegli (wyniki są podzielone na płcie). Kobiet biegło 96 w tym 2 były przede mną więc w sumie zająłem 25 miejsce na 362 osoby. 

Bardzo mi się podobała ta atmosfera startowa - mimo że bieg raczej mały, to jednak po okresie pandemicznym głód startów powoduje że docenia się i te mniejsze biegi. Moż sportowo nie było tak jak planowałem, mogłem trochę szybciej pobiec, to jednak wstydu nie ma - wykres tętna mnie przekonuje że nie obijałem się. Średnie tętno niby 167 - w półmaratonie miałem zwykle jednak wyższe 173-175 (a jednak obijałem się???).

 
Sam wyjazd też był fajny i chyba znowu mi się chce - od razu zacząłem planować i mam zamiar się jeszcze pościgać trochę. Pogrzebałem i znalazłem paru kandydatów, pomyślałem, poplanowałem i wybór padł na maraton w Monachium 9-go października. Już zacząłem planować co i jak - jakie tempo - chciałbym 3:15, jak będzie dzień konia to złamać 3:10, ale nie zejść na pewno poniżej 3:20. Mam jeszcze 9 tygodni - zdążę zrobić sobie jakieś testy żeby to zweryfikować.

Poza tym wciąż mam jeszcze dwa starty - spadachroniarzy z okresu pandemii. Za tydzień Garmin Ultra Race Myślenice 49km a tydzień później Ultra Mazury 36km. Bardzo bym chciał oba pobiec, ale zaczynam się martwić czy sprawy rodzinne mi tego nie pokrzyżują, przynajmniej tych Myślenic...

No nic, na koniec parę ekstra zdjęć i.... do roboty :) !





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ADs