Nie wiem czy też tak myślicie, ale chyba w ogólnym odczuciu regularne bieganie daje nie tylko +5 do humoru i wyglądu, ale też i do odporności. Ja zauważyłem u siebie że może nie od razu (pamiętna choroba przed debiutem maratońskim), ale jednak bieganie znakomicie wpłynęło na moje zdrowie. Nie tylko na to że człowiek mniej waży i lepiej się czuje, też na to że nie pamiętam żebym chorował. Aż do zeszłego tygodnia :)
Nie było to nic wielkiego - dwa dni miałem objawy grypy - bóle mięśni i temperatura. Nie przeleżałem tego niestety - praca, nawet jednodniowa podróż służbowa do Belgii w tym czasie, jednak mimo to już po dwóch słabych dniach poprawiło mi się znacznie. Leków już przeciwzapalnych nie biorę i jak zawsze po chorobie mam jeszcze trochę objawów które będą pewnie się jakiś czas utrzymywać. Najpierw to był katar, trochę chrypy a dzisiaj doszło jeszcze trochę kaszlu. Można się pocieszać że gdyby nie bieganie to rozłożyłoby mnie kompletnie, jednak takie coś pokazuję że niestety bieganie to nie jest cudowny środek na wszystko... chociaż z drugiej strony nie oszukujmy się - bieganie (szczególnie w różną pogodę) na pewno super poprawia odporność organizmu.
Wracając do mojej przygody - dwa dni temu już poszedłem na 10km na siłownię (jak tam można biegać? to masochizm, będę chodził tylko jak by była choroba albo naprawdę straszna pogoda). No a dzisiaj mam zamiar za chwilkę też pójść na jaką krótką trasę. Mam nadzieję że mi to ładnie przewentyluje płuca i wszystko po drodze i jutro będę jak nowy.
Najważniejsze to wykurować się do końca i w przyszłym tygodniu wrócić do mniej więcej tej objętości, którą zwykle miałem - bo plany już są, ale o tym niedługo, zostało 19 tygodni i w głowie mam już wszystko poukładane :)