poniedziałek, 26 września 2022

Sztafeta Maraton Warszawski

 Już za trzy tygodnie start docelowy czyli Maraton Poznański a w tą niedzielę wypadł maraton w Warszawie. Chciałem pobiec ze znajomymi z naszej lokalnej grupy biegowej M.I.L.A. czyli Masters Iwiczna Life Athletics (trudno było tak dopasować nazwę z "Nowa Iwiczna" w środku żeby skrót wyszedł sensowny, nie :) ?). W tym roku sztafeta była podzielona tylko na trzy części: po około 14,10,18km, ja chciałem to jakoś zgrać z biegiem długim więc powiedziałem że mogę dowolny dystans i trafił mi si najdłuższy.

W tygodniu przyjąłem (czwartą już) dawkę szczepionki przeci covid i muszę przyznać że wywarło to na mnie duży wpływ. Wcześniej miałem zawsze Pfizera i albo zupełnie nic nie odczułem albo bardzo krótko typu jednego popołudnia. Tym razem Moderna i było może niezbyt mocno, za to dłużej: powiększone węzły chłonne, katar, lekkie osłabienie. Nic poważnego, ale jednak trudno biegać akcenty w takich warunkach (nie jest to w ogóle zalecane bo przy każdej infekcji wirusowej jest zagrożenie zapalenia mięśnia sercowego). Przy szczepionce mRNA nie ma infekcji wirusowej bo tam nie ma całego wirusa, mimo to nie jest zalecane bieganie przez co najmniej dzień po szczepieniu. Ja się szczepiłem w czwartek, zrobiłem dwa dni odpoczynku, w sobotę spokojnie i niedługo a w niedzielę była ta sztafeta.

Żeby mi się to jakoś zgrało z treningiem na trzy tygodnie przed maratonem wymyśliłem sobie że zrobię dłuższą rozgrzewkę na miejsce startu i potem tą moją zmianę 18km. Zwykle starałem się biegać 70km tygodniowo, tutaj z racji szczepienia wypadł mi jeden trening więc 10km mniej chciałem przebiec, z wyliczeń wychodziło więc że rozgrzewka około 8km powinna mieć. No to szybkie sprawdzenie na mapie - muszę dojechać do metra Wierzbno i stamtąd do mojej strefy zmian w okolicach Bonifraterskiej i Konwiktorskiej akurat tyle powinno wyjść. Tak więc zrobiłem - zaparkowałem samochód pod metrem i pobiegłem na start "na czuja" czyli tak trochę na azymut. Wyszło oczywiście nie tak idealnie najkrótszą trasą i zamiast niecałych 8km było 9,16km :) Chciałem sobie zrobić ten odcinek tempem 4:44/km a potem na trasie spróbować 4:30/km. Po drodze na start dołączyłem do trasy biegu w okolicach Kruczej i biegłem albo po trasie albo chodnikiem aż do strefy zmian.

W strefie zmian okazało się że jestem w sam raz. Chyba mniej niż 5 minut czekałem na Darka który biegł drugą zmianę. Pierwszą czyli 14km Kazik zrobił wcześniej. Na starcie pogadałem z Anią żoną Darka czyli naszą głową grupy biegowej, dzięki czemu mam zdjęcia z tej imprezy :) i już zaraz trzeba było ruszać.

Sam bieg był super, mimo że razo była naprawdę chłodno to w trakcie biegu zrobiło się aż za gorąco w słońcu - jakieś 18 stopni. Ja ubrałem się dla odmiany na niebiesko - dzień wcześniej na expo kupiłem nowe skarpety kompresyjne w tym kolorze, wziąłem koszulkę z półmaratonu praskiego w tym samym kolorze i to było trochę problematyczne bo ona jest dość gruba. Po jakimś czasie związałem dolny brzeg koszulki z boku na supeł żeby biec z odsłoniętym brzuchem bo było mi za gorąco. Wyglądało na pewno komicznie, ale wentylacja się sporo poprawiła i było to tego warte.

Na trasie spotkałem kolegę który mnie wyprzedził w Paryżu - tym razem się zemściłem (małe pocieszenie bo ja przecież sztafetę biegłem :) ), generalnie biegnąc sztafetę zaczynałem od 24km - wszyscy byli już nieźle zmęczeni a ja tylko niecała dyszka rozgrzewki. Z drugiej strony ta rozgrzewka była nieżły tempem więc zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać. Tempo które pamiętam zaczynałem od nieco ponad 4:05/km (ech ten doping kibiców zwodzi na manowce) powoli spadło do 4:30/km i to było jak najbardziej planowane, ale nawet to tempo było za szybkie i powoli spadało. Chciałbym w Poznaniu pobiec szybciej niż 3:20 więc tempo które muszę tam utrzymać do 4:44/km Tutaj udało się mieć średnie z odcinka sztafety 4:41/km czyli dobrze. Wliczając rozgrzewkę całość wyszła ponad 26km tempem 4:42/km. Biorąc pod uwagę że nadal jakiś wpływ szczepienia odczuwam (katar, czasami kaszlnę) i że było gorąco to myślę że powinno być dobrze w Poznaniu. Spróbuję pobiec pierwszą połową w 1:40 a potem jak się da to przyspieszyć i może trochę z 3:20 n mecie urwać. Ale na pewno nie zacznę szybciej - przecież w Paryżu na wiosnę miałem plany 3:15-3:20 a dobiegłem w 3:39 (!). 

Dzięki za wspólny bieg, fajnie bardzo wyszło - mieliśmy czas nett 16-ty na 129 drużyn (wg brutto wyszło 17-te miejsce): 

3:21:10









 

czwartek, 22 września 2022

Bieg Ursynowa 2022

Trochę z zaskoczenia pobiegłem Bieg Ursynowa w niedzielę. Oryginalnie biec miała moja żona, ale trochę gorzej się poczuła i spróbowaliśmy przepisać na mnie pakiet. Organizatorzy się zgodzili mimo że było po terminie w/g regulaminu i mogłem wystartować. Już tylko cztery tygodnie zostały do maratonu, więc nie chciałem pomijać długiego biegu - trochę mi ten start nie pasował tak do planu treningowego, ale zawodowcem nie jestem, więc ważniejsza jest dobra zabawa.

A zabawa była przednia - akurat na czas biegu rozpadało się całkiem porządnie :) Na start dojechałem pociągiem i dobiegłem jakieś 6km na start. Trochę za dużo, tak myślę teraz. Ale nie ma co się martwić - trzeba biegać! Plan miałem taki żeby pobiec między 19 a 20 minut. Oczywiście celowałem w 19 minut, patrząc na wyniki z tego roku czyli trochę poniżej 19,5 minut. Zacząłem więc ostro - około 3:46/km bo tyle wychodzi mniej więcej z czasu 19 minut.
Drugi kilometr wyszedł też sensownie, ale niestety trzeci już trochę za słabo, podobnie czwarty. Sama końcówka wyszła szybko - trochę sił zostało, ale jednak całość nie była zadowalająca. Nawet doping kolegi z pracy (dzięki Damian!) nie odwrócił w dużym stopniu końcowego wyniku. Wyszło w sumie:

19:45

Szału nie ma, ale wstydu też. Warunki nie były idealne: deszcz mocny, asfalt mokry i śliski, dwie nawrotki gdzie łatwo było się poważnie wywalić i pozdzierać. Ale to nie zmienia faktu że jednak nie poszło idealnie: nie był to mój start docelowy, był zrobiony z marszu więc na jakimś tam zmęczeniu.
A na koniec pobiegłem do domu (ponad 9km) więc w sumie wyszło troszkę ponad 20km.






sobota, 17 września 2022

Ultramaraton Wdzięczności Kijów-Warszawa


Informację o tym biegu znalazłem przypadkiem na jakis portalu z wiadomościami. Idea dość prosta, choć sam bieg naprawdę monumentalny: chodziło o to żeby przebiec z Kijowa do Warszawy w ramach wdzięczności za pomoc naszego kraju dla Ukrainy. Łatwiej napisać niż zrealizować - to jest ponad 840km!

Głównym aktorem czyli biegaczem był strażak-ratownik z Kijowa Volodimir Skovorodka, a bieg zaplanowany był na 14 dni. Wychodzi więc około 60-70km na dzień. Cała akcja miała sporą oprawę: ukraińska straż pożarna we współpracy z polską zapewniły logistykę, byli też sponsorzy, m. in. poczta ukraińska, mazda. Skontaktowałem się przez fb z Vovą żeby dołączyć na ostatni dzień biegu. Dojechałem więc rano do miejsca gdzie nocowali - w Józefowie pod Warszawą. Na szczęście ostatni etap był krótki bo tylko niewiele ponad 20km i wolny - bo zwykle Vova biegł te 60-70km tempem grubo poniżej 5min/km! Nie dałbym rady takiego etapu przebiec. Ale tutaj lan był na szczęście taki aby do dołączyli do niego etapami strażacy z Polski. Co ciekawe na ostatnie chyba 5km dołączył nawet szef (czyli komendant wg stopni) całej Polskiej Straży Pożarnej! Biegli też strażacy z różnych jednostek a nawet młode chłopaki i dziewczyna którzy dopiero uczą się na strażaków (czyli podchorążowie - ciekawe, nazwa jak w wojsku, ja też byłem podchorążym przez całe moje studia).

Tan ostatni dzień był taki bardzo spokojny - biegliśmy jakieś 5-8km od jednej jednostki strażaków do następnej, gdzie był zwykle krótki postój, zrobienie zdjęć i zmiana biegaczy-strażaków tych z Polski. Natomiast z Ukrainy biegło oprócz Vovy jeszcze dwóch biegaczy, poza tym w samochodach było całe wsparcie. W tym ostatnim dniu było ono wyjątkowe - dołączyły Vovy jego żona i córka (w wieku mojej średniej córki czyli około 11 lat chyba). Obie uciekły z kraju na samym początku wojny, a Vova jako strażak ratował ludzi - jak pewnie wiecie Kijów był i jest nadal ostrzeliwany rakietowo, na początku ataku tak do kwietnia wojska rosyjskie szturmowały nawet przedmieścia. Pracy dla strażaków było sporo i to niebzepiecznej bo bomby mogły i spadały w losowych momentach.
Historia pewnie typowa dla wielu uchodźców, ale pokazuje ogrom ludzkich nieszczęść jakie spotkały Ukraińców: rozłączenie rodzin, złamanie ludziom życia nawet jeśli to jest "tylko" ucieczka z kraju, a przecież dziesiątki tysięcy ludzi tam doznało śmierci kogoś bliskiego. 

Tym bardziej budujące było zobaczyć na własne oczy hart ducha tych ludzi. Ukraińcy wierzą w to że wygrają i powiem szczerze że ja też tak myślę. Nie będzie to łatwe, ale szczególnie teraz po ofensywie pod Charkowem widać że jest to możliwe. Czy będzie jak w wojnie zimowej z Finlandią że stracą jednak trochę terytorium czy jak w wojnie z Afganistanem gdzie Związek Radziecki wycofał się całkowicie (i zaraz potem rozpadł m. in. z powodu tej wojny) - to jeszcze zobaczymy. Mam nadzieję że to będzie ta druga opcja i na moje oko wszystko idzie w tym właśnie kierunku. 

Wracając do samego biegu - to był akurat Dzień Niepodległości Ukrainy (tak to było obliczone żeby tego dnia wbiec do Warszawy). Na ostatnim postoju gdzie dołączył komendant PSP był bardzo budujący moment - podbiegł do nas jakiś Anglik, dopytał czy jesteśmy z Ukrainy i zaczął wszystkiem gratulować i składać życzenia "Happy Independence Day" i dość wymownie dodał "and many, many more Independence Days" :)

Ostatni etap był do samej Warszawy, tam była impreza końcowa w jakiejś dużej jednostce straży pożarnej - scena, media, przedstawicielstwo Ambasady Ukrainy w Polsce a więc przemówienia itd. Acha no i bardzo ładny medal pamiątkowy dla każdego uczestnika, w tym dla mnie :) !

Bardzo się cieszę że udało mi się to pobiec. Zapamiętam ten hart ducha i okrzyki "Sława Ukrainie, Gierojam Sława" które ukraińscy strażacy wykrzyczeli. Cieszy mnie też że mogę być dumny z mojego kraju w tej sprawie - że np. prawie 500 polskich czołgów broni teraz Ukrainy, że polskie matki wystawiły na dworcach w pierwszych dniach wózki dla dzieci dla ukraińskich matek uciekających z dziećmi i jedną torbą w ręku. W trudnych czasach można (i tym bardziej trzeba) być człowiekiem.

Trzymaj się Ukraino!










ADs