Czwarty tydzień treningów, ale dopiero trzeci raport bo pierwszy tydzień być rozgrzewkowy. Co tam nam plan przewidział?
Interwały: 5x1000m p. 400m
Tempo: BS 1,5km, ŚT 6,5km (4:02/km), BS 1,5km
Długi: 32km TM+38" (4:53/km)
No a jak wyszło? Zacząłem od odpoczynku - ale to jeszcze pokłosie problemów żołądkowo-wirusowych z weekendu. We wtorek przybiegłem z pracy 15,5km a w środę poszedłem na siłownię zrobić interwały - nie dałoby się w tych warunkach atmosferycznych na dworzu. Ale z racji (tak sobie tłumaczę) osłabienia po chorobie to interwały też nie wyszły. Zamiast 5x1000 @3:25 było: 1000m, 650m, 650m, 900m, 900m, 900m. Razem więc ten sam dystans, ale po pierwsze w 6 kawałkach zamiast 5, a po drugie część była wolnije. Pierwsze 3 interwały 17,5km/h (3:26) potem 15,0km/h (4:00), potem 16km/h (3:45), potem 15,0km/h (4:00).
W czwartek było spokojnie po Ogrodzie Saskim, w piątek spróbowałem zrobić bieg tempowy po Polu Mokotowskim. I nie wyszło! Co prawda było nieźle zimno a podłoże niezbyt sprzyjało biciu rekordów prędkości, ale po prostu nie dałem rady wydolnościowo... trochę mnie to zdołowało. Zrobiłem tylko 1,5km zadanym tempem i odpuściłem.
Plamę na honorze zmazałem następnego dnia. W sobotę przygotowałem się porządnie, poszedłem przed obiadem na ten bieg tempowy i... wyszedł super! Zamiast 4:02/km wyszło nawet poniżej 3:57/km mimo wiatru w twarz na końcówce (byłoby 3:56/km!). Super się ucieszyłem, ale poczekajcie do niedzieli...
A w niedzielę jak zwykle u ojca trzech córek - najmłodsza robiła w nocy pobudki, przez to nie mogłem rano wcześnie wyjść na bieg. Potem jasełka w kościele ze średnią (najstarsza robiła za operatora kamery nagrywając dla nas filmik :) ), wreszcie przed obiadem jeszcze wyjście na bieg. Już się ubrałem, żonka wróciła ze swojej przebieżki i miałem iść, ale tak mocno padało że poddałem się i poszedłem na siłownię. I przez roztargnienie nie wziąłem krótkich gaci. W ten sposób miałem przed sobą perspektywę 32km na bieżni elektrycznej w długich spodniach do biegania (takich nie za cienkich :) ). To trochę dobiło, ale głównie myślę odpadłem z powodu ciężkiego treningu w dniu poprzednim. Dałem radę jedynie przebiec 20km, za to całość zadanym tempem: 4:53/km. Widać po tętnie że tego dnia nie dałbym rady więcej...
Suma tygodnia: 70,20km - a byłoby 82,2 gdybym na dworzu ten ostatni trening zrobił cały. Ale gdyby babcia miała wąsy to by była dziadkiem. Na razie więc moje treningi wyglądają tak:
Pierwszy tydzień był rozbiegowy, drugi był ok, trzeci siła wyższa - choroba, czwarty dystansem ok, chociaż lepiej by było mieć te 80km trenując pod wynik typu 3 godziny w maratonie...
Dobra to plany na ten tydzień:
- przyłożyć się do wszystkich trzech akcentów
- najważniejszy jest bieg długi - spróbować go zrobić w sobotę, żeby nie mieć problemów z pogodą albo zmianą planów z powodów rodzinnych jak w tym tygodniu
- dystans dobić do 80km
No, to powodzenia. Nie dziękuję. Chyba zaczynam gadać sam do siebie!