poniedziałek, 27 maja 2013

Plan bitwy: zwariowane dwa tygodnie


Nawarstwiło się wiele rzeczy i wychodzi na to że najbliższe dwa tygodnie będą bardzo zwariowane. Żeby się nie rozpisywać za dużo (no bo czasu brakuje) to szybko wymienię plan bitwy:
poniedziałek - rano w przedszkolu "pasjografia" czyli zajęcia prowadzone z dziećmi na temat pasji. Tym razem "tata Małgosi" czyli ja :) będę prezentował dzieciom bieganie jako zdrowy tryb życia i pasję. Przygotowałem na tą okazję zdjęcia z imprez biegowych, medale, ubiory sportowe, akcesoria dla biegaczy itd. Jak było - opiszę niedługo a było naprawdę super
wtorek - z samego rana wylot do Belgii i zaczynam trzeci odcinek z serii "Belgijskie bieganie". Rok temu były dwa pierwsze odcinki z tej serii: odcinek 1, odcinek 2. Będzie dużo pracy, ale na pewno też dużo biegania
piątek - powrót wieczorem z Belgii (na szczęście nie biegiem)



sobota - rano zaczniemy zapewne od festynu bo to Dzień Dziecka, ale po południu udajemy się na bieg rodzinny w Piasecznie o nazwie "Piaseczyńska piątka". Nasze obie córki są już zapisane, ale ja nie biegnę bo dopinguję... moją Żonkę! A zaraz po powrocie kąpiel, siusiu i... wcale nie do łóżka tylko do samochodu i jadę dość daleko bo następnego dnia:
niedziela - mój debiut w triathlonie czyli 1/4 IronMan'a w Sierakowie. Popływam, pojeżdżę, pobiegam a potem szybko do samochodu, powrót do Warszawy bo jeszcze wieczorem w samolot i czwarty odcinek belgijskiego biegania
Bieganie w Belgii potrwa znowu do piątku i wtedy dopiero wrócę i będę mógł trochę odpocząć. Dokładnie jeden dzień bo w następną niedzielę jest przecież "She runs the night" gdzie "she" pobiegnie dla zabawy a "he" będzie się zajmował dziećmi (bieg jest późno więc będzie pełen serwis - karmienie, kąpiel, kładzenie spać.



Jak widać plan jest bardzo napięty. Zaczynam pakowanie się jeszcze dzisiaj!

sobota, 25 maja 2013

6/24 Rekordowy tydzień




Szósty tydzień treningów do maratonu berlińskiego za mną. Zacznę jak zwykle - ciekawostką z Berlina. Właściwie to niedokładnie z Berlina ale z jego okolic. Minęło już tak na oko jakieś 10 lat gdy za namową rodziny pojechaliśmy pod Berlin do Tropical Islands. Jest to taki ogromny namiot w którym urządzono tropikalną wyspę pośrodku zimnej Europy Środkowej. Jest więc błękitna laguna, są plaże, tropikalna roślinność itd. Kosztuje to sporo ale atrakcja na pewno warta polecenia - można spokojnie wybrać się na cały dzień (w środku są restauracje) i każdy niezależnie od wieku znajdzie tam coś interesującego dla siebie. Miejsce jest naprawdę ogromne, w środku można się poczuć jak na wyspie na Pacyfiku. Najlepsze są oczywiście baseny w których można się kąpać do woli (za to jedzenia nie polecam ale może od tamtego czasu nad tym popracowali :) ). W każdym razie - szczerze polecam na sobotni wyjazd jak ktoś nie ma za daleko.

Wracając do moich treningów "pod Berlin": minął już szósty tydzień planu treningowego. Był to ostatni tydzień pierwszej fazy w trakcie której chciałem podnieść kilometraż do zakładanego na ten plan treningowy czyli 80km tygodniowo. Zobaczmy czy się udało:
Niedziela - spokojne 11km na pętli. Dla urozmaicenia zacząłem pod prąd czyli odwrotnie niż zwykle a poza tym drugą część zupełnie inaczej niż zwykle - przez pola na północ od Mysiadła. Nawet nie wiedziałem że tak można ale tydzień czy dwa temu to odkryłem:


Poniedziałek - wymyśliłem sobie że podjadę trochę samochodem a potem resztę pobiegnę do pracy. Pomysł średni bo to znaczy że stałem w korkach na Puławskiej w samochodzie a potem biegłem od momentu gdy jest dużo luźniej na drogach czyli długo mi zeszło żeby do pracy się dostać. Ale bieg był w porządku - 11,5km po niecałe 5min/km czyli za szybko jak na bieg spokojny.
Wtorek - rano przed pracą - dlatego krócej, tylko 9,2km, za to pod koniec 8 przebieżek po 30 sekund. Wkurza mnie to że nowy garmin pokazuje głupoty odnośnie wysokości - zaczynam bieg i kończę w tym samym miejscu a na wykresie widać że 40 metrów zbiegłem :-[ jedyne co mi do głowy przychodzi to że nagłą zmiana pogody musiałaby być - wtedy ciśnienie atmosferyczne by się zmieniło i zegarek by zgłupiał z tego powodu.
Środa - znowu spokojnie 11km wieczorem, tym razem pętla improwizowana z agrafką po polach Nowej Iwicznej, okrążeniem mini stawu w Mysiadle i standardową trasą po Starej Iwicznej.
Czwartek - skoro na sobotę planowałem start w akcji "Polska biega" to zaplanowany bieg długi musiałem zmieścić gdzieś wcześniej. Zrobiłem go w czwartek - pobiegłem na Ursynów i wróciłem - wyszło 20km. Ostatnie 2km spróbowałem przyspieszyć tak mniej więcej do tempa maratońskiego. Poprzednio miałem z tym problemy ale tutaj się udało, wyszły 4:36, 4:40. Cały bieg dał średnią 5:17/km. Było dużo przyjemniej niż gdybym zamiast tego siedział przed telewizorem (czego zresztą prawie zupełnie nie robię od dawna).
Piątek - bieg spokojny rano do pracy ale tym razem najpierw pobiegłem a potem podjechałen (metrem, nie samochodem jak poprzednio). Lubię rano pobiegać bo wtedy wiem że nieważne co wypadnie w ciągu dnia to nie pokrzyżuje mi już planów biegowych.
Sobota - rano miał być start na 5km w ramach akcji "Polska biega" w Nowej Iwicznej. Niestety ostatnio tak dużo padało a szczególnie w nocy z piątku na sobotę że zalało dużo domów w naszej wsi. Podobno (nie wiem czy u nas) spadło w dobę tyle deszczu co zwykle przez miesiąc. No i strażacy nasi zamiast na majówkę musieli się wziąć za pomaganie ludziom żeby ich nie zalało. Widziałem że jeździli swoimi wozami i wypompowywali wodę. Nie mieli czasu zabezpieczać nam trasy (bieg miał być po ulicach dostępnych dla ruchu) ani majówki. Wszystkie imprezy z soboty zostały więc przełożone. Trochę smutno ale to bardzo dobra decyzja - jak potem zrobiłem sobie spokojną przebieżkę zamiast tego biegu i widziałem ludzi z podtopionych terenów to dotarło do mnie czemu odwołano maraton w Nowym Jorku. Nie da się biec spokojnie gdy obok ulicy są ludzie martwiący się o te najważniejsze ludzkie potrzeby. Nie było u nas takich dramatów jak tam za Wielką Wodą i sam bieg jest nieporównywalny do maratonu nowojorskiego ale sytuacja była analogiczna.

Razem przez te siedem dni nabiegałem 80 kilometrów - to mój rekord! Martwi mnie to że nie byłem na basenie - urwanie głowy w pracy i nie dało się znaleźć na to czasu.

Teraz zaczynamy drugą fazę planu. Zamiast biegów spokojnych wejdą po dwa akcenty w tygodniu. Chcę utrzymać basen (na razie mi to wychodziło w kratkę) no i dodać ćwiczenia sprawnościowo-siłowe. Acha no i te nieszczęsne podbiegi - muszę o nich pamietać.

Najbliższe dwa tygodnie zapowiadają się bardzo ciekawie. W środku wypadnie Triathlon w Sierakowie - mój debiut (1/4 IM). Poza tym będą i inne atrakcje (nie jedna), ale o tym już niedługo!

wtorek, 21 maja 2013

5/24 Biegi spokojne i nie tylko

Piąty tydzień biegu na Berlin za mną. Zaczynam jak zwykle - od ciekawostki o Berlinie. Kto wie jaki jest najwyższy budynek w stolicy Niemiec? Pewnie zagadka niezbyt trudna ale i tak podaję prawidłowe rozwiązanie: wieża telewizyjna na placu Alexanderplatz (Fernsehturm). Najwyższa nie tylko w Berlinie ale nawet w całych Niemczech - ma 368m wysokości. Na wysokości 207m natomiast znajduje się restauracja z obrotowym pierścieniem na którym stoją stoliki. Pierścień wykonuje pełny obrót w pół godziny co pozwala obejrzeć zapewne piękną panoramę miasta w trakcie jednej wizyty.

(zdjęcie ze strony puchata-sowa.blogspot.com)

Ostatni tydzień udał mi się. Był jeden fajny start - Warsaw Track Cup który wprowadził odmianę w tych spokojnych biegach, był jeden długi bieg i jedne interwały, a reszta to spokojne biegi.
Niedziela - nie wytrzymałem już tych samych spokojnych biegów i pobiegłem na nasz stadion w Nowej Iwicznej na interwały. Zrobiłem 5x1000m przerwy po 400m (czyli po 5 okrążeń po zewnętrznym torze i 2 okrążenia przerwy w truchcie). Nie miałem jeszcze garmina po tym jak starego zgubiłem więc biegłem ze stoperem. Przeliczyłem sobie w pamięci ile powinno być na okrążenie, na pół i na ćwiartkę i dało się bez gremlina to pobiec. Włączyłem sobie endomondo w telefonie ale to co zobaczyłem w domu przeszło moje najśmielsze wyobrażenia :) :



Jak widać bez gremlina nie ma sensu szybkich interwałów na małym stadionie robić, lepiej już tak jak ja biegałem - ze stoperem tylko bo endo w telefonie zaniżyło dystans o około 15-20%. W sumie wyszło 10km a interwały były po: 3:52, 3:52, 3:59, 3:59, 3:59 - miały być w zakresie 3:45-4:00 czyli było dobrze. To miało być takie ożywienie przed planowanym na wtorek startem.

Poniedziałek - dzień przeglądów klimatyzacji w naszych samochodach :) Rano wpakowałem rower do mojego, podjechałem 7,5km do serwisu, zostawiłem samochód i wróciłem rowerem. W połowie dnia podjechałem samochodem żonki do serwisu i zabrałem mój a wieczorem pobiegłem po jej samochód i wróciłem nim do domu. W sumie 7,5km które miało być spokojne ale w przedszkolu się zasiedziałem przy odbieraniu córki, potem z obydwiema na lody i wyszło że mogę się spóźnić. Więc bieg nie był taki spokojny - średnio wyszło 4:33/km.
Wtorek - pierwszy bieg z nowym gremlinem i od razu poważny bo start w Warsaw Track Cup. Opis już wrzucałem więc tylko podsumowanie - razem z rozgrzewką 7,1km w tym start który trzeba liczyć za mocną sesję interwałową. Dodatkowo dojazd do pracy rowerem - 18,35km i powrót z WTC do domu - 20,25km.
Środa - bieg spokojny do metra i potem do pracy 9,23km
Czwartek - spokojnie wieczorem 11,04km a na końcu 8x przebieżka po 30"
Piątek - jeszcze później do o 22:30 wybiegłem i też spokojnie 10,04km. A w środku dnia basen - 1km po raz pierwszy z wodoodpornym gremlinem, nie wyszło za szybko - ponad 33 minuty
Sobota - najważniejszy bieg tygodnia bo dłuższy 21,04km - dobeignięcie do Lasu Kabackiego, przez całą "szerokość" do Powsina do bramy i powrót. Zrobiło się ciemno, pod koniec momentami biegłem sam przez prawie czarny las, to było przeżycie z rodzaju "powrót do Natury"

Razem ten tydzień był bardzo udany: 76km biegu, 46km na rowerze i 1km w wodzie. Było dużo spokojnych biegów ale sporo szybszych. Został przede mną ostatni tydzień piewszej fazy Danielsowskiej. To będzie najtrudniejszy tydzień bo w jego trakcie mam osiągnąć maksymalny kilometraż: 80km. Potem będzie ciekawiej bo wejdę w drugą fazę a tam będą już po dwa akcenty tygodniowo. Lubię biegać akcenty bardziej niż biegi spokojne - jest ciekawiej, chociaż trudniej.

A już w sobotę (TADAM) kolejna odsłona świętej wojny Nowa Iwiczna - Mysiadło czyli startujemy z Krasusem w jednym biegu. Tym razem jak nic nagłedo nie wypadnie to spotkamy się w ramach akcji "Polska biega" w Nowej Iwicznej na biegu ulicznym na 5km. Liczę że ta pani olimpijka która mieszka w mojej wiosce też się zjawi i nas pogodzi uciekając już na pierwszej prostej. Trasa nie będzie miała atestu więc wynik nie będzie miarodajny ale i tak mam zamiar postarać się zejść poniżej 20 minut. To będzie wprawienie się przed próbą ostateczną pobicia tej bariery którą mam zamiar przeprowadzić na Biegu Ursynowa 15-go czerwca. Tylko wcześniej jeszcze... 3-go czerwca mój triathlonowy debiut na 1/4 Ironman'a.

środa, 15 maja 2013

Warsaw Track Cup 2013 1/4

Mam nadzieję że uda mi się być na kolejnych spotkaniach i dopisać jeszcze relacje numer 2/4, 3/4 i 4/4 :) Krótko słowem wstępu dla niezorientowanych: Warsaw Track Cup to cykl zawodów rozgrywanych na warszawskiej Agrykoli (na stadionie lekkoatletycznym) w trakcie których można biegać na dystansach: 1000m, 1500m lub 3000m. Są cztery spotkania w roku (zaczęło się w 2011 roku więc jest to trzecia edycja). Mamy więc 3 dystanse i 4 szanse na pobiegnięcie, jeśli zaliczymy każdy z dystnansów to zostaniemy sklasyfikowani (wynikiem końcowym jest suma czasów z tych trzech dystansów).
Zawody mają swój klimat - na bieżni, przy reflektorach gdy zrobi się ciemno, jest energetyczna muzyka pomagająca w tych trudnych biegach i spiker zagrzewający do walki. Bardzo mi się spodobało i mam zamiar być na kolejnych spotkaniach. Fajne jest to że można spotkać znajomych, porozmawiać o bieganiu no i sprawdzić się na nietypowym dla większości z nas czyli biegaczy ulicznych dystansie. Mi udało się porozmawiać z kilkoma osobami (boję się że kogoś nie wymienię więc nie będę listował wszystkich :) - pozdrawiam wszystkich!). Spróbowałem dwóch par butów w ramach możliwości darmowych testów butów Nike - najpierw startówki Lunaracer +3, ale mimo że rozmiar niby dobry to były za ciasne a pięty zjeżdżały mi do wewnątrz (??) - wymieniłem więc na treningowe z podeszwą Nike Free 4.0 i było lepiej ale po fakcie oceniam że moje Asics'y DC-Sky Speed 2 są dużo wygodniejsze. Następnym razem może dorobię się kolców :)
Startowałem w biegu na 3000m - to najdłuższy z dystansów więc wybrałem go żeby mieć czas do popracowania nad prędkością, poza tym wolę powoli się wdrażać w bieganie krótszych dystansów. Nie wiedziałem za bardzo jakim tempem biec - jak zacząć skoro jedyne co wiedziałem to ile mogę pobiec na 5km - ostatni mój wynik był rzędu 20:25 więc 4:05/km. Postanowiłem że ustawię w moim pachnącym świeżością garminie wirtualnego partnera na 3:55/km i spróbuję się tego trzymać. Biegłem w czwartej serii ale okazało się że ze względu na dużą liczbę chętnych wcześniejsze serie wcale nie były wolniejsze, przynajmniej część biegaczy była szybsza ode mnie. Ustawiłem się więc w środku stawki po zewnętrznej i.. ruszyliśmy. Wiedziałem z rozmów z dwoma kolegami przed biegiem że biegną po 3:50/km a drugi po 3:40/km - to mi pomogło. Gdy na drugim okrążeniu poczułem że mam siłę i mogę jednego wyprzedzić to się powstrzymałem i to był dobry ruch bo byłoby za szybko i padłbym na końcu.
Biegło się trudno ale przyjemnie, pomagało to że niektórzy uczestnicy poprzednich serii kibicowali i klaskali - to było bardzo dopingujące. Na linii mety co okrążenie pan trzymał kartkę z informacją ile jeszcze kółek zostało, powoli się te kartki zmieniały od 7 do 1 z odgłosem dzwonka. Jakoś nie pamiętam żeby mi dzwonili ale myślę że dzwonili tylko ja byłem już w takiej katatonii że tego nie zarejestrowałem. Na samej końcówce jeden zawodnik chciał mnie wyprzedzić. Całe 100 metrów finiszowaliśmy jak szaleni i co prawda on podniósł na mecie ręce do góry ale moim zdaniem to ja wygrałem ten finisz :D ale było naprawdę ostro, zobaczcie na wykres pod spodem:






Ta zielona linia idąca na końcu ostro do góry to tempo. Endo pokazuje że na końcu finiszu miałem tempo... 2:26/km! Niesamowite, ale myślę że to możliwe. Czerwona linia też jest ciekawa - to tętno. Przy moim maksymalnym zarejestrowanym na razie 187 w tym biegu miałem średnie 181 a maksymalne wyszło 189! Czyli tą liczbę trzeba teraz traktować jako moje nowe HRmax. Czas na mecie to 11:25 - czyli 3:48/km bardzo jestem z tego wyniku zadowolony.

Polecam te zawody, było naprawdę fajnie. Nie chcę czekać aż pojawią się zdjęcia - wrzucę je w oddzielnym wpisie o ile na jakimś uda mi się znaleźć :)

niedziela, 12 maja 2013

4/24 Zaczynamy ciekawsze biegi


Kolejny tydzień berlińskich przygotowań za mną. Zacznę zwyczajowo od ciekawostki o mieście do którego zdążam. Dzisiaj będzie administracyjnie. Niemcy są państwem związkowym (co dla nas Polaków może być czymś nowym, bo Polska jest państwem unitarnym). W praktyce oznacza to że Niemcy to federacja krajów związkowych. Jest ich obecnie 16 w tym trzy to miasta wydzielone: Brema, Hamburg i Berlin właśnie. Wynika z tego że Berlin ma swoje prawodawstwo, parlament (nazywany Senatem), premiera (burmistrz) a nawet konstytucję. Trochę to dziwne, ale jest tak że wyjeżdżając z Berlina zmienia się prawo któremu podlegamy (nawet policja jest regulowana przez poszczególne kraje związkowe). 

Czwarty tydzień moich treningów to wreszcie jakieś zmiany do poprzednich trzech tygodni (gdzie wujek Daniels zalecał po prostu: biegaj spokojnie  choć 30 minut dziennie). Zmiany są dwie: po pierwsze jeden bieg w tygodniu ma być dłuższy, a po drugie po 2-3 biegach spokojnych należy dorzucić 6-8 przebieżek.
Wyszło dość ciekawie: 
Niedziela - po sobotnim starcie w biegu "z Biegiem Natury" byłem trochę zmęczony, poza tym prowadziłem samochód prawie cały dzień (powrót z Koszalina) więc zrobiłem przerwę.
Poniedziałek - żeby nadrobić za poprzedni dzień pobiegłem do pracy: 18,5km spokojnie, wieczorem jeszcze niecałe 2km żeby pobiec po samochód zostawiony rano pod przedszkolem :).
Wtorek - powrót do porannego biegania: 7,5km spokojnie
Środa - dwie godziny snu mniej z powodu natłoku pracy i nie było siły rano wstać ani wyjść wieczorem - drugi dzień odpoczynku w tym tygodniu.
Czwartek - drugi raz pobiegłem rano do pracy, tym razem wzdłuż torów więc terenowo, a potem po budowanej S79. Założenie butów terenowych nie było zbyt mądre, bo z tych 18,5km tylko pierwszych kilka było nie po asfalcie.
Piątek - trzeci raz do pracy, ale inaczej bo z przedszkola do metra a potem metrem i autobusem. Tylko 7km w tym 8 przebieżek po 30 sekund i co ciekawe razem wyszło podobnie w sensie czasowym jak gdybym jechał pociągiem albo samochodem! No tylko podróż metrem w stanie dość spoconym jest problemem :).
Sobota - żeby wyrobić normę trzeba było trochę dłużej - pobiegłem do Lasku Kabackiego i razem wyszło 18km z ogonkiem.


Jedyne co nie wyszło w tym tygodniu to basen - mam zamiar w tym tygodniu za to pójść na basen dwa razy. Podbiegi były w Koszalinie, przebieżki tylko raz niestety. Postaram się w następnym tygodniu nie robić dni wolnych bo tu aż dwa były. 
Acha, jeszcze ważna wiadomość - we wtorek jest Warsaw Track Cup, jak ktoś ma ochotę pościgać się na tartanie to zapraszam na Agrykolę na 18:30! Ja startuję na 3000m.
Poza tym muszę się poskarżyć że gdzieś zapodziałem Garmina :( bieganie z endomondo w telefonie jest strasznie niedokładne - dystans jest przekłamywany. W lesie, a nawet w mieście potrafi sporo (naprawdę sporo) dołożyć a znowu na stadionie potrafi równie dużo odjąć. Na szczęście już jutro powinien przyjść do mnie nowiutki zegarek Garmina, ale o tym następnym razem :)

czwartek, 9 maja 2013

3/24 Koszalińskie podbiegi


Minął trzeci tydzień moich przygotowań do maratonu w Berlinie. Jak zwykle zacznę od małej ciekawostki nt. Berlina. Będzie o Bramie Brandenburskiej (foto powyżej). To jedna z najbardziej charakterystycznych budowli stolicy Niemiec. Zbudowana pod koniec XVIII wieku, na jej szczycie jest kwadryga powożona przez Wiktorię (rzymska bogini zwycięstwa).
Początkowo była to brama miejska - teraz jest właściwie w centrum miasta.  Trasa maratonu berlińskiego na 42 kilometrze przebiega przez tą bramę.
Historia bramy jest ciekawa - polecam wpis w wikipedii na ten temat. Z najciekawszych rzeczy: dopiero niedawno ją odrestaurowano bo przez cały okres podzielenia Niemiec (i Berlina) na część wschodnią i zachodnią brama ta była częścią granicy i nikt nie mógł przez nią przechodzić. Teraz wygląda pięknie i służy berlińczykom (ale jest zamknięta dla ruchu kołowego).

To teraz o bieganiu. Ten trzeci tydzień to kontynuacja pierwszej fazy Danielsowskiego planu czyli spokojne bieganie. Powoli zwiększam kilometraż - było 60km poprzednio, teraz miało być 65km. A jak wyszło - zapraszam do tabelki :)


DzieńPlanRealizacja
Niedziela10km BS12km po Lasku Kabackim z podbiegami
Poniedziałek9km BS~8,5km BS
Wtorek9km BS~8,5km BS
Środa9km BS~8,5km BS
Czwartek9km BS, basen~8,5km BS, 1km basen
Piątek9km BS~8,5km BS
Sobota10km BS10km Z Biegiem Natury

Razem udało się wybiegać ten zakładany dystans 65km. Bieg w niedzielę był bardzo fajny - w Lesie Kabackim spotkałem trzy sarny (nie licząc dzikiego chomika który pewnie był jakąś nornicą :) ). A biegając w tygodniu rano przed pracą po polach wokół Nowej Iwicznej widziałem np. bażanta.
We środę miałem przed sobą długą podróż - do Koszalina ale udało mi się rano pobiegać z czego jestem bardzo zadowolony. Potem w gościach też udało mi się codziennie rano wyskoczyć na bieg po lesie (acha i raz ze szwagrem na basen). Te okolice Koszalina są bardzo pagórkowate, tutaj na Mazowszu nie mam takich fajnych okolic biegowych - bardzo fajnie się tam biegało. W lesie spotkałem jakieś jelonki (daniele czy coś w tym stylu) - było naprawdę "z biegiem Natury" :). Wyjazd był świetny i zakończony startem w sobotę o którym już pisałem.

Teraz trwa tydzień numer cztery. Zmiany to znowu 5km więcej (w ramach spokojnego wchodzenia na docelowy kilometraż) a poza tym pojawiają się już przebieżki - odmiana po tych spokojnych biegach. Nie do końca to jakaś nowość bo w tych 3 tygodniach były dwa starty które nie były wcale takie spokojne :) Poza tym jest trochę zmian ale o tym za kilka dni jak się ten tydzień skończy :)


poniedziałek, 6 maja 2013

Z Biegiem Natury Koszalin


W sobotę pobiegłem w biegu o nazwie "Z Biegiem Natury" w gminie Karnieszewice. Tak naprawdę to start i meta były w Koszalinie ale sam bieg to rzeczywiście - był cały po lesie.
Przyjechałem kilka dni wcześniej do Koszalina i tak się złożyło że bardzo blisko trasy tego biegu mieszkaliśmy u rodziny. Dlatego codziennie rano wychodziłem pobiegać po tych samych terenach i wiedziałem czego się spodziewać. A było czego! Trasa nieporównywalna z żadnym asfaltowym bieganiem - podbiegi momentami tak strome że na moje oko do 60 stopni nachylenia (oczywiście bardzo krótkie). Generalnie trasa w górę i w dół, odcinków płaskich praktycznie brak. Podbiegi drogą leśną z kopnym piaskiem, atrakcji co nie miara :)
Po tych moich treningach (to miały być biegi spokojne ale powinienem je do podbiegów zaliczyć) widziałem że żadne bicie rekordów tutaj nie ma miejsca. Ustawiłem się więc na starcie w trzeciej linii i dość ostro ruszyłem. Oczywiście zaczynało się podbiegiem i to takim że były schody betonowe obok trasy dla pieszych a my z boku pod górkę. Po 200 metrach skończył się ten chodnik ze schodami i wbiegliśmy w las a tam tylko korzenie pomalowane kontrastującymi kolorami żeby się nie przewrócić i dalej podbieg. Po około 500m skręciliśmy i mocny zbieg. Na tym pierwszym kilometrze trochę osób wyprzedziłem i policzyłem że jestem 9-ty w stawce. Strasznie wysoko ale to dlatego że bardzo szybko zacząłem - gremlin pokazał czas pierwszego kilometra 4:03 (!) no a połowa była pod górę.
Na drugim kilometrze wyprzedził mnie biegacz z Łobza (był drugi na mecie) z którym zażartowałem że "dobrze że na 3 kilometry biegniemy" ;) - organizowane były dwa biegi na 3,33km i na 10km. Chodziło mi o to że byłem tak wypruty po tym pierwszym kilometrze :) przeraził się i krzyknął że na dychę biegniemy a ja że wiem tylko żartuję bo ledwo już biegnę :)
W tym czasie wyprzedziło mnie kilka osób i tak mniej więcej na 15 miejscu biegłem cały bieg (liczyłem wyprzedzających i wyprzedzanych). Dałem radę tylko kilka osób wyprzedzić, jeden wyglądający na jakiegoś profesjonalistę w żarówiastej seledynowej koszulce Brooks'a wyprzedził mnie na ostatnim zbiegu mimo że walczyłem ile mogłem i dobiegłem do mety jako 17-ty z 150 biegaczy.
Bieg był bardzo trudny i wymagający, do końca dnia czułem zmęczenie w nogach. Nie wiem czemu wydawało mi się że 2/3 biegu jest pod górę a tylko 1/3 z góry - może zbiegi były bardzie strome a może to takie złudzenie...
Bardzo mi się w sumie podobało i nawet kilka niedociągnięć jakie były nie zmieniają mojego zdania - to był super bieg i jeśli tylko będę miał okazję to zapiszę się na coś takiego ponownie.
Dla chętnych trochę informacji: akcja jest organizowana przez Lasy Państwowe z pomocą radiowej Trójki która o tym trąbi często. Ich strona główna to: www.zbiegiemnatury.pl a biegi są organizowane w różnych miejscach naszego kraju (lista miast wciąż się powiększa).
Czasu mojego nie podawałem bo po pierwsze w biegach terenowych ma to mały sens (zależy od trasy bardzo) a po drugie był problem z pomiarem czasu. Zegar na mecie pokazywał około 44:25 ale mój gremlin pokazał około 50 sekund więcej i to jest prawidłowy czas. Poza tym kilka osób pomyliło trasę (źle oznaczona chociaż ja nie miałem problemów), były jakieś pomyłki z przyznawaniem pucharów kobietom na krótszym dystansie. Bieg był opóźniony o 5 minut. Trochę tego się uzbierało co należałoby następnym razem poprawić, dla równowagi dodam że udział był darmowy, każdy biegacz otrzymał bawełnianą koszulkę i ciekawy drewniany medal, na trasie było zabezpieczenie, dwa punkty z wodą. Pogoda była bardzo fajna, trasa wymagająca, ale bardzo fajna.
Na koniec pochwalę się jeszcze rodziną - mój chrześniak w biegu na 3,33km prawie rozbił bank bo był 9-ty na 91 zawodników!

Kilka zdjęć z biegu:

Start - słabo mnie widać bo wyprzedzam z mojej lewej strony - czwarty od prawej na tym zdjęciu

Przed biegiem z moimi pociechami
W kolejce po numer startowy


ADs