piątek, 30 stycznia 2015

L.A. Marathon 11/18: Statystyki z L.A.


Dzisiaj już piątek a zeszły tydzień wciąż nie podsumowany - to z racji nadmiaru czasu ;) jestem na wakacjach z rodziną i zajmujemy się wszystkim poza siedzeniem przed komputerem. Ale obecny tydzień podsumuję następnym razem - był całkiem nadzwyczajny, teraz zajmę się poprzednim, który był typowy. Najpierw jednak jak zwykle jakaś historyjka związana z Los Angeles.

Tym razem opiszę trochę dokładniej jak wyglądają statystyki i wyniki w tym maratonie. Z tego też wyniknie trochę ciekawych wniosków które odróżniają przeciętne podejście do tej dyscypliny wśród Europejczyków i Amerykanów. 

Zacznijmy od ilości zawodników którzy ukończyli ten bieg: było to 21,5 tysiąca biegaczy co daje piąty pod tym względem największy maraton. Palmę pierwszeństwa dzierży od dawna Nowy Jork (ok. 50 tys.), potem jest Boston (ok 40 tys.) i Chicago (ok 30 tys.). Następnie są cztery maratony około 20 tysięcy, wśród nich L.A. które jest albo 4-tym albo 5-tym największym maratonem pod tym względem. Ten maraton wyróżnia się na tle innych bardzo ciekawą trasą (dla której wiele osób z USA przyjeżdża tam pobiec), poza tym ma ciekawy program przygotowywania do biegu maratońskiego młodzieży uczącej się (widać ich na filmikach - wszyscy mieli w zeszłym roku jednakowe seledynowe koszulki) - to też będzie wyraźnie widać w statystykach.
Na obrazku widocznym na samej górze jest podsumowanie zeszłorocznego maratonu w Los Angeles. Jest troszkę więcej mężczyzn niż kobiet (u nas zwykle ta różnica jest dużo większa). Średni czas to 5:26 a mediana to 5:20 - to dużo, dla porównania mediana z ostatniego Maratonu Warszawskiego to... 4:02. Dla przypomnienia - mediana to wartość poniżej (i powyżej) której znajduje się połowa wyników. Czyli w L.A. połowa zawodników przybiegła z czasem powyżej 5:20 a w Warszawie z czasem powyżej 4:02. To pokazuje myślę dobrze inne podejście w USA do maratonu - bardziej na zasadzie pokazania że da się niż na przygotowaniu się. Ważniejsze jest dotarcie do mety niż forma w jakiej się ten maraton kończy. 

Zobaczmy jaki jest rozkład wieku - to będzie ciekawe:


 Wszystko by było sensowne - górka dla mężczyzn 30-34 lat, ale są dwa dziwne odchylenia: pik dla kategorii najmłodszej - do 19 lat: 1982 chłopaków i 1640 dziewczyn. Druga dziwna sprawa to górka dla kobiet jest szybciej: przy kategorii 25-29 lat. Tej drugiej rzeczy nie umiem rozszyfrować - może to i u nas jest normalne, ale nie jestem ekspertem od tego w jakim wieku kobiety decydują się na maraton. Natomiast ta pierwsza "dziwota" jest dla mnie jasna. To ten program "Students run LA" o którym wspominałem. Zaczęło się w 1987 roku od 6 uczniów i jednego nauczyciela o nazwisku Harry Shiabazan. Program tak dobrze "załapał" że obecnie 500 nauczycieli i 3.000 uczniów bierze w nim udział (czyli zamiast ok. 3,5 tysiąca w tej najmłodszej kategorii było by tam 0,5 tysiąca i wykres powyżej byłby taki jak na większości innych duży maratonów). Do tej pory ponad 50 tysięcy uczniów wzięło udział w programie SRLA - to jeden z wyróżników maratonu w L.A.

Jeszcze jeden wykres - tym razem pokazujący w jakim czasie biegacze kończą L.A. Marathon:


Trochę źle dobrali opisy na osi czasu - to są dolne zakresy przedziałów godzinowych. Podam je więc tutaj: do 3 godzin: 126 osób (105+11), 3-4 godziny: 2.363 (1.897+466), 4-5 godzin: 6.071 (3.885+2.186), 5-6 godzin: 6.239 (3.515+2.724), 6-7 godzin: 2.059 (1.233+826) potem jeszcze są wyniki aż do ponad 10 godzin - maraton ten można ukończyć w dowolnym czasie, ale powyżej 6,5 godziny organizatorzy nie gwarantują medalu ani umieszczenia w wynikach a uczestnicy muszą korzystać z chodników i stosować się do przepisów ruchu drogowego bo ulice zostaną już otwarte dla samochodów. 
Jak widać poniżej 3 godzin pobiegło 0,6% biegaczy a poniżej 4 godzin 11,6%. Znalazłem też podobne dane dla 2012 roku na stronie runnersgoal gdzie porównano wiele maratonów z USA. Wynika dla L.A. były prawie identyczne w 2014 roku (0,7% dla poniżej 3 godzin i 15% dla poniżej 4 godzin).
Źródła danych: mtecresults, runnersgoal.

Z tego wszystkiego wynika że jeżeli zrealizuję mój plan 3:15-3:10 to na mecie może być jeszcze dość pusto :) oby chociaż kibiców już trochę było ;) a na serio to podbudowuje mnie to że może mi się uda skończyć zanim słońce zacznie mocno prażyć - to w zeszłym roku był duży problem.

No to teraz szybko jak minął sportowo zeszły tydzień. Był to pierwszy tydzień drugiej części planu Hansonów. Skończyłem już część z interwałami budującymi szybkość i rozpocząłem tą w której interwały są wolniejsze, ale za to dłuższe i mają dwukrotnie większą całkowitą długość. 

Dzień Plan Realizacja Komentarz
Pn BS 13km 13,2km Spokojnie - 5:28/km
Wt 6x1600m 14,64/km Tempa podkręcone: 4:04, 3:59, 3:59, 3:59, 4:00, 3:52 - za szybko
Śr wolne wolne -
Cz BT 13km 20,53km Po drodze do pracy - tempa 4:30 było 15km
Pt BS 11km 11km Spokojnie - 5:20/km
So BS 13km 12,92km Spokojnie - 5:21/km
Nd BD 26km 26km W Beskidach - opis poniżej


Razem 98km 98,29km

W niedzielę wybiegliśmy z Wisły gdzie spędzamy ferie i pobiegliśmy w stronę Ustronia bulwarami przy Wiśle - bardzo miłe miejsce do biegania (jedyny zgrzyt to jeden most nad Wisłą gdzie trzeba obok samochodów przebiegać przez most). Zrobiliśmy najpierw 6km razem spokojnie, potem przyspieszyłem do planowanego 4:55/km. No ale w Ustroniu spotkałem Maćka z którym potruchtaliśmy 3-4 kilometry i tempo mi spadło. W drodze powrotnej do Wisły przycisnąłem i dogoniłem wirtualnego partnera ustawionego na 4:55/km (więc ostatnie 20km wyszły w tym tempie). Jak sobie teraz myślę to nie było za mądre bo powrót z Ustronia do Wisły to około 100 metrów w pionie (!) a podłoże było trudne do biegania - albo ubity, śliski śnieg albo kopny śnieg.

W sumie tydzień był bardzo udany, ale nie zapeszam bo obecny, który niedługo się skończy ma duże szanse być jeszcze lepszy :) A już za 44 dni okaże się na ile ten plan mnie przygotował!

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Reforma Hansonów


Trochę już biegam według planu Hansonów - zostało niecałe 7 tygodni do maratonu (ostatni to redukcja kilometrażu więc właściwie tylko 6 tygodni trudnych treningów) i mam już pierwsze wnioski z tego planu.
Przede wszystkim: biega mi się go łatwo. Mimo tego że tempa mam podkręcone względem planu maratońskiego (ale zgodne z wytycznymi planu). Mój cel minimum na Los Angeles to 3:15 co jest dla mnie naprawdę wyzwaniem - utrzymanie tempa 4:37/km na dystansie maratonu to dla mnie wciąż abstrakcja. Natomiast mój cel maksimum, pod który mam ustawione tempa to 3:10 czyli tempo 4:30/km, co jest już wielką abstrakcją. Jednak nie jest to cel życzeniowy - jest według zaleceń z tej książki (ale i prawie wszystkich innych metod treningowych) odpowiadający mojemu wynikowi na 10km z jesieni czyli 40:02.
Omówmy więc po kolei wszystkie tempa - tak jak to wynika z tabelek Hansonów:
BS - bieg spokojny (około 5:10-5:25/km) - tu jest mniej więcej dobrze, czasami wyjdzie mi szybciej, ale generalnie podobnie biegam. Zresztą biegów spokojnych nie biegam na tempo - tylko jak nazwa wskazuje: spokojnie.
BD - bieg długi (około 4:55/km) - te biegi nie są trudnym wyzwaniem, nawet z ciężkiego treningu jakim jest 6 dni z bieganiem w tygodniu
BT - bieg tempowy - tutaj zawsze tempem maratońskim (4:30/km) - te biegi jako jedyne stanowią wyzwanie, jednak te maksymalne dochodzą tylko do 16km. To jest dużo (jeszcze rozgrzewka i schłodzenie - razem wyjdzie 20km), ale np. przed Frankfurtem miałem nawet 23km tempa maratońskiego po 4km rozgrzewki.
TS - trening szybkości - czyli interwały, ten plan dość konserwatywnie: 4:00/km - bez sensu jest to że prędkość ma być ta sama przy interwałach 400m i 1600m. Te najkrótsze odczuwam przy tej prędkości jako bardzo słaby akcent, te najdłuższe dałem radę biegać nawet 15sek/km szybciej.
TW - trening wytrzymałości - czyli coś między interwałami a tempówkami, tutaj 4:23/km - to już zupełnie bez sensu. Co ma trenować bieganie około 10km w kilku (od 2 do 6) interwałach tempem 4:23/km skoro maratońskie to 4:30/km a tempo wyścigu na 10km to 4:00/km? I znowu tutaj jest to samo tempo dla interwałów 1600m i dla 4800m. Taki bieg na odcinku nawet 4800m tempem 4:23/km nie jest trudny - przecież tempem maratońskim daję radę na treningu przebiec nawet ponad 20km...

Składając to wszystko do kupy: już od jakiegoś czasu zrobiłem sobie reformę Hansonów bo plan ten odczuwałem jako za łatwy. Mimo tego że chyba po raz pierwszy biegam aż 6 razy w tygodniu to czuję się bardzo dobrze - nie jestem przemęczony, nie odczuwam nawet po trudnych biegach żeby następnego dnia bieg spokojny był problemem, a tempa zmieniłem następująco:
Bieg spokojny - tutaj bez zmian: po prostu spokojnie, bez kontroli tempa zegarkiem. Jak mam ochotę i siłę to wychodzi szybciej, jak nie to wychodzi wolniej.
Bieg długi - tutaj bez zmian jeszcze, możliwe że zmienię tylko aby końcówkę robić w tempie maratońskim.
Bieg tempowy - tempo bez zmian - maratońskie, bardzo możliwe że wydłużę sobie je (już tak raz zrobiłem w ostatnim tygodniu o 2km).
Trening szybkości - znacznie szybciej było (te treningi już wszystkie ukończyłem) - tempo było tym szybsze czym krótszy dystans i raczej 3:40-3:45/km, chyba że warunki pogodowe nie pozwalały na taką prędkość.
Trening wytrzymałości - zamiast zalecanych 4:23/km będę biegał w granicach progu Danielsowskiego czyli ok 4:10/km - to dla krótszych interwałów, dla dłuższych może być troszkę wolniej.

środa, 21 stycznia 2015

Kwestionariusz Blogacza


Kopnął mnie zaszczyt zagoszczenia na łamach bloga Bartka - naszego Ojca Dyrektora Blogaczy. Dokładnie chodzi o zabawę "Kwestionariusz Blogacza" w której odpowiada się na przygotowany zestaw pytań (nie namyślając się za długo). Fajnie mi to wyszło więc spieszę się pochwalić. Cały kwestionariusz możecie przeczytać bezpośrednio u źródła czyli u Bartka:





wtorek, 20 stycznia 2015

L.A. Marathon 10/18: Logistyka



Jak pewnie wszyscy wiedzą im dalej jedziemy biegać tym trudniej z logistyką. A co dopiero gdzieś kompletnie po drugiej stronie kuli ziemskiej? No ale od czego są blogi internetowe! Już spieszę z pomocą. A więc co należy zrobić żeby pobiec maraton w Los Angeles? (Część punktów jest opcjonalna - moja lista będzie jak najpełniejsza).

1. Fotograf
Zaczynamy od wizyty o fotografa i prosimy o dwa rodzaje zdjęć: do paszportu i do wizy amerykańskiej. Oba rodzaje mają ścisłe reguły i oba są różne - i formaty i rozmiary i nawet nośnik (do wizy wystarczy elektroniczna wersja).

2. Urząd miasta
Jak nie mamy paszportu to składamy tam wniosek osobiście. Za około dwa tygodnie również osobiście paszport odbieramy.
3. Wiza
Składamy wniosek o wizę turystyczną (B2) - internetowo z domu, ale musimy mieć już paszport. Robimy przelew elektronicznie lub płacimy kartą i wybieramy sobie termin rozmowy - ja czekałem dwa dni robocze tylko. Wizyta to formalność - po kilkunastu minutach otrzymujemy informację że przyznano nam wizę (co nie jest formalnie prawdą - wizy udziela urzędnik na lotnisku w USA) a paszport z wklejoną wizą przyjdzie kurierem za kolejne 2-3 dni robocze. Razem w tydzień można się wyrobić.

4. Bilet lotniczy
Teoretycznie pewnie można i statkiem, no ale wiadomo że nikt nie ma tyle czasu :) Bilety lepiej kupić trochę wcześniej - około dwóch miesięcy myślę wystarczy, potem mogą być droższe. Najtańsze są loty oferowane przez rosyjskie linie, ale te od razu odrzuciłem z racji braku zaufania do poziomu usług (za dużo katastrof) a po drugie nie będę wspierał państwa które napada na swoich sąsiadów regularnie co kilka lat i zabiera ich terytorium (cała Czeczenia, dwie prowincje Gruzji a teraz Krym i próbują wschodnią Ukrainę). Cywilizowanymi liniami nie jest dużo drożej (o 15%) a nie będę się bał że pilot wpuści swoje dzieci do kabiny żeby się samolotem pobawiły jak to było w 1994 roku
Operacja zakupu jest oczywiście całkowicie internetowa - ja skorzystałem z pośrednika flighttix.pl, jest podobnych wiele i co ciekawe oferują lepsze ceny niż bezpośrednio w liniach lotniczych. Poza tym mają lepszy interfejs w przypadku skomplikowanych lotów i umożliwiają porównanie pod różnymi kierunkami połączeń (np. godzina powrotu, czas podróży w jedną stronę).
Czas potrzebny tutaj to kilka godzin, ale jeśli zależy nam na cenie to warto pogrzebać i poszukać okazji. No tylko że wtedy już nie kontrolujemy wszystkich parametrów - promocje ograniczają wybór.

5. Hotel
Tutaj również wygrali dla mnie pośrednicy. Skorzystałem z booking.com - łatwy wybór na mapie hotelu, co umożliwiło znalezienie hotelu blisko startu (stadionu Dodgers'ów) a jednocześnie taniego i sensownego w sensie standardu. Trzeba pamiętać że maraton w L.A. nie jest biegany po pętli. Więc musimy wybierać - albo śpimy blisko startu albo blisko mety (albo daleko od obu punktów :) ). Ja wybrałem opcję blisko startu - bo start i tak jest wcześnie. Dodatkowo musimy wcześniej przyjść na start i wcześniej coś zjeść, przygotować się itd. Jak jeszcze do tego dodamy pokonanie około 35km rano na start to wyjdzie że trzeba wstać w środku nocy jak na Rzeźnika :) Niby maraton zapewnia komunikację, ale i tak trzeba by dużo wcześniej wstać żeby z niej skorzystać.

6. Komunikacja
Nie ma co liczyć na komunikację miejską w L.A. Tak jak pisałem - mimo 4 milionów ludzi mają aż 9 linii wszystkiego: metra, tramwajów i szybkich autobusów. Tam po prostu wszyscy jeżdżą wszędzie samochodami. U nas organizatorzy proszą i błagają żeby komunikacją miejską na start dojeżdżać - tam wręcz przeciwnie: na starcie organizują 20 tysięcy miejsc w parkingach podziemnych :) jak tu ich nie lubić, nawet na maraton proszą żeby samochodem przyjechać :) 
Dlatego najlepiej wynająć samochód na czas pobytu. Koszt jest naprawdę niewielki - rzędu 120 złotych za dobę. Zwróci się z nawiązką bo nie będziemy męczyć nóg zwiedzaniem - zrobimy to po amerykańsku - z samochodu :)

7. Finanse
Warto zadbać o to żeby nie stracić pieniędzy na wymianie. Na razie moje poszukiwania dały odpowiedź taką: zakładam konto dolarowe w banku do którego dają kartę płatniczą rozliczaną w dolarach. Ja założę takie w mBanku, są też takie w innych bankach. Najbardziej podoba mi się to że nie ma prowizji za wypłatę za granicą w dolarach ani za płacenie tą kartą. Nic też się nie przelicza i nic nie tracimy na wymianie kursowej - bo wszystko rozlicza się w dolarach. A skąd wziąć dolary? Ja używam kantorów internetowych (można też użyć banku np. Alior jeśli boimy się o to że kantor internetowy nie jest bankiem i może upaść a my tracimy środki bo nie jest objęty Bankowym Funduszem Gwarancyjnym). Czyli krótko mówiąc: przelewamy do kantoru złotówki, oni nam przelewają na konto dolarowe dolary. Szybko (trwa kilkanaście minut) i tanio - bo kursy są lepsze niż w prawdziwych kantorach no i o niebo lepsze niż płacąc za granicą kartą rozliczaną w złotówkach. Poza tym jak zabraknie dolarów to można nawet będąc w USA przez internet "doładować" to konto za złotówki po korzystnym kursie.

8. Internet i telefon
Bez internetu - wiadomo, jak bez ręki. Warto przed wyjazdem zorientować się więc czy nasz telefon, tablet i komputer będą działać za Wielką Wodą. Nowe telefony powinny działać, ale warto pamiętać że w USA jest inny standard sieci komórkowych (inna częstotliwość nawet) więc warto sprawdzić u naszego operatora. Poza tym warto albo wykupić pakiet żeby tam z torbami pójść za rozmowy, albo na miejscu kupić kartę SIM u lokalnego operatora. Z internetem to samo - w hotelach już teraz są darmowe sieci WiFi, ale poza ich zasięgiem warto mieć kontakt ze światem - i również wykupić przed wyjazdem pakiet albo starter z możliwością transferu danych. 
Warto też pamiętać że skoro w hotelu mamy WiFi to za darmo możemy rozmawiać za pomocą komunikatorów typu skype.
Dużo tego wyszło dzisiaj i nie jestem pewny czy lista jest pełna - pewnie coś jeszcze mi później przyjdzie do głowy. Na razie jednak podsumujmy ostatni tydzień:

Dzień Plan Realizacja Komentarz
Pn BS 10km wolne Przeniesione tradycyjnie na środę
Wt 3x1600m @3:45/km Bardzo dobrze wyszło - tempo jak na mnie bardzo szybkie
Śr wolne 10km Spokojnie wieczorkiem, jak tylko córki poszły spać
Cz BT 13km BS 10km Zamiana z piątkiem - więc spokojnie po Polu Mokotowskim
Pt BS 10km 17km 5km dobiegu do Lasu Kabackiego i tam poszalałem, super wyszło
So BS 16km 15,5km W pięknych okolicach Lęborka (jezioro Osowskie)
Nd BS 16km 16,1km Na starych śmieciach w Warszawie - trochę za szybko wyszło


Razem 80km 78,76km

Najciekawszy bieg był w sobotę - byliśmy u moich rodziców (tata skończył 75 lat!) i rano wyrwaliśmy się z żonką żeby pobiegać. Podjechaliśmy jak zwykle nad jezioro Osowskie gdzie za młodu jeździliśmy z tatą i braćmi łowić ryby, ale tym razem oczywiście po to aby pobiegać. Zostawiliśmy samochód przy stromym zjeździe z drogi na Popowo i Linię i pobiegliśmy w kierunku jeziora. Minęliśmy je i dopiero mają około 5km na liczniku zawróciliśmy. Potem przy samochodzie nastąpił podział ról - ona wróciła w sposób zmechanizowany a ja.. biegiem :) Świetnie się biegło - trasa z tego miejsca do Lęborka cały czas opada w dół. Jak byliśmy dziećmi to robiliśmy tam zawody z bratem kto dalej dojedzie bez pedałowania - przy dobrych wiatrach (czytaj: dobrym rowerze) można było dojechać aż do granic Lęborka czyli jakieś ponad 2 kilometry. Dla mnie to był też świetny trening w warunkach podobnych do tych które będą w Los Angeles - tam będzie cały czas zbieg. Tutaj było tylko około 5-6km (razem wyszło ok. 15,5km) ale jako że nie miałem zegarka (zapomniałem!) to wyszło za szybko i czułem ten bieg mocno potem w ciągu dnia.

No to muszę jeszcze oficjalnie ogłosić koniec pierwszej części planu treningowego, która miała wyrobić szybkość. Nie zmierzyłem na razie postępów, ale czuję że są. We wtorek robiłem długie interwały: 3x1600m i średnie tempo wyszło 3:45/km. To bardzo szybko jak na mnie - widać że jest dobrze. Jeżeli się uda to chciałbym się jakoś przetestować na ile się poprawiłem.

Teraz zaczynam tą drugą część planu, z dłuższymi biegami i innymi interwałami - dużo dłuższymi, ale trochę wolniejszymi (nazywają to u Hansonów interwały wytrzymałościowe w odróżnieniu od tych krótszych i szybszych które nazywają... szybkościowymi :) ). Ciekawe - zostało niecałe dwa miesiące do dnia kiedy się okaże czy można biegać często ale krótsze dystanse i porządnie się przygotować do maratonu..

czwartek, 15 stycznia 2015

Wyzwanie "myślenie życzeniowe"


Podobno wystarczy ciągle mocno myśleć o czymś żeby się nam to sprawdziło. No to zobaczmy czy naprawdę to u mnie zadziała - chciałbym do maratonu w połowie marca schudnąć choć te dwa kilo czyli wrócić do mojej najniższej wagi z zeszłego roku :) Biegać to już więcej nie będę, bo 80km średnio tygodniowo to sporo dla mnie, jeść mniej chyba powinienem - chociaż wydaje mi się że ciężko z tym będzie. Nie pozostaje mi więc nic innego jak sprawdzić metody z książek o sukcesie (nigdy żadnej nie czytałem, ale wieść gminna niesie że tak to działa) czyli codziennie rano mocno myślę "jestem lżejszy, jestem lżejszy" i dopiero wchodzę na wagę ;)

Dobra, ale tak zupełnie poważnie - ważę stabilnie od kilku tygodni około 81,5kg i to trochę dużo - chciałbym do maratonu schudnąć 2kg. Wychodzi średnio pół kilograma na dwa tygodnie - nie za dużo, powinno się udać. Potem jak zwykle przy ładowaniu węglowodanów w ostatnie 2-3 dni przed maratonem waga zawsze idzie w górę (organizm magazynuje wodę razem z glikogenem), ale tego nie da się uniknąć. Nikt przy zdrowych zmysłach nie odlewa paliwa z baku przed długą podróżą żeby zmniejszyć wagę samochodu :) Więc spróbuję przez te pozostałe 8 tygodni zrzucić to co narosło ostatnio. 

Nie będę wchodził w szczegóły żywieniowe (bo wstyd będzie ;) ) - zobaczymy w co tygodniowych raportach jak to idzie i czy idzie w dobrą stronę - pochwalę się albo pożalę :)

niedziela, 11 stycznia 2015

L.A. Marathon 9/18: Zima - nie zima


Niby środek zimy, ale w tym roku tego nie widać prawie. Drewno do kominka schodzi bardzo wolno (to nasze główne źródło ogrzewania domu), śniegu jak na lekarstwo - właściwie tylko raz się przydarzył a temperatura gdy to piszę (sobota wieczór) jest około 10 stopni. Plus dziesięciu stopni tak dla jasności. Z drugiej strony leje i "wieje jak w Kieleckiem" jak to mówią w okolicach rodzinnych mojego Taty (czyli pod Częstochową).
Dobrze, ale zacznijmy jak zawsze od akcentu z Los Angeles. Tym razem: filmiku z maratonu w L.A.

Profesjonalny bo zrobiony przez Los Angeles Times - krótkie migawki i odpowiedzi maratończyków z zeszłego roku z L.A., zrobione tuż po przekroczeniu linii mety.

Typowy filmik zrób-to-sam, ale naprawdę super widoki (ten ocean w tle... i oczywiście wszędobylskie palmy). Czuję się patrząc na takie filmiki jak bym tam już biegł, zaczynam nawet pamiętać jak wygląda trasa: stadion Dodgersów - China Town - Hollywood - Beverly Hills - Westwood - Santa Monica. Acha no i super muzykę gość wybrał (chociaż mógł troszkę więcej potrenować bo skończył maraton w 6:57)

Podobnych filmików jest sporo - mi się podoba je czasami pooglądać (jak ktoś ma czas to polecam - wystarczy wpisać "los angeles marathon" w youtubie). Widać atmosferę - ogólna zwariowana impreza a nie maraton :) Fajne jest to że tylu dopingujących ludzi tam widać, Amerykanie są bardzo bezpośredni - przybijanie piątek, okrzyki, transparenty, pełno zespołów grających albo w inny sposób zabawiający biegaczy. A sami maratończycy jak widać też za główny cel mają dobrą zabawę. Na pewno są i tacy którzy biją się o czas, ale w porównaniu do Europy to tam podchodzi się do maratonu dużo luźniej. Bardziej na zasadzie udowodnienia sobie że się potrafi a nie bicia się o konkretny wynik. Widać to w statystykach - średnie czasy są w USA znacznie wyższe co jest też skutkiem tego że więcej osób tam bierze w nich udział. Chociaż ukończenie maratonu w siedem godzin (prędkość średnia 6km/h czyli marsz) budzi we mnie mocno ambiwalentne uczucia - czy to mądre żeby tak słabo się przygotować i wystartować... No ale nie można im odmówić chęci, siły woli i dobrego humoru - sam też mam zamiar te rzeczy wziąć ze sobą za ocean!

To wróćmy do podsumowania tygodnia.

Dzień Plan Realizacja Komentarz
Pn BS 13km wolne po rekordowym zeszłym tygodniu wolałem odpocząć
Wt 6x800m razem 10,3km ślisko było ale się udało
Śr wolne 13km zaległe z poniedziałku - spokojnie
Cz BT 13km @4:30/km razem 19,1km w piątek po drodze do pracy
Pt BS 11km 9km w czwartek - trochę krócej bo następnego dnia dłużej
So BS 13km ok z rana co mnie uratowało bo lało i wiało potem
Nd BD 24km ok strasznie wiało!


Razem 92km 88,5km


W czwartek i piątek jak zwykle biegam rano - odwożę starszą córkę na 7:30 do szkoły i biegnę do pracy. Ciekawe co o mnie myślą inni rodzice i pani wychowawczyni - zawsze przychodzę w rajtach, jedyny raz widzieli mnie w dżinsach tylko na wywiadówce (i jeszcze na śpiewaniu kolęd bo też było po południu) :)
W tym tygodniu udało mi się strasznie z bieganiem w sobotę i niedzielę - poszedłem rano i to był strzał w dziesiątkę.W sobotę później pogoda się bardzo pogorszyła, a poza tym mogłem pozwiedzać okolice których po zmroku bym nie zobaczył. Dzięki temu znalazłem taką super pętlę na długi bieg:


No to teraz ostatni tydzień z sekcji budowania prędkości (we wtorki interwały) a potem 7 tygodni budowania wytrzymałości - we wtorki będą długie interwały tempowe. No i ostatni tydzień ograniczania kilometrażu i... maraton!



środa, 7 stycznia 2015

L.A. Marathon 8/16: relacje z poprzednich edycji


Kolejny tydzień, kolejny wpis z serii "co tam w L.A. słychać". Tym razem parę słów o relacjach innych ludzi z tego maratonu. Oczywiście ciekawiło mnie co inni piszą o tym maratonie, więc krótko opiszę co znalazłem. Z polskich wpisów znalazłem tylko dwie relacje, najciekawsza i najdłuższa jest relacja Roberta Celińskiego który dość dawno już bo w 2006 roku tam pobiegł. Właściwie to o samym biegu jest nie za dużo, to co najbardziej mnie interesuje czyli jak wpływa profil trasy na wynik nie było tak opisane. Wywnioskowałem że trasa jest trudna bo Robert mimo że najpierw biegł na złamanie trójki to odpuścił po 30-tym km i dobiegł w niecałe 3:07. Druga z polskich relacji to start Iwony Lewandowskiej dwa lata temu (no, prawie trzy już) - jednak ona nie prowadzi regularnego bloga i to co wiemy to tylko wpis na fb oraz opisy na portalach biegowych. Iwona chciała tam zrobić minimum PZLA na olimpiadę, ale nie udało się. Oba przypadku nie napawają optymizmem :)
Zagranicznych relacji jest dużo, dla zainteresowanych jak opisują maraton w L.A. zagraniczniacy polecam wpisy (kolejność przypadkowa): ginger runner, aleks runs, california through my lens, run eat repeat, philosopher runner, christremonte, love as pot of tea.
Ciekawe są te wpisy, można wiele się dowiedzieć. To co mi zostało w pamięci to: start bardzo wcześnie rano, dojazd na stadion (na start) polecany samochodem - zupełnie na odwrót niż u nas - tam 20 tysięcy miejsc parkingowych nie jest problemem, są miejsca w parkingach podziemnych na stadionie i w budynkach dokoła. Poza tym temperatura może być bardzo różna - to już specyfika doliny Los Angeles gdzie pogoda może szybko się zmienić. Nawet gdy nie ma spektakularnych nagłych zmian to i tak wcześnie rano może być mocno chłodno ale pod koniec biegu upalnie - i to jest norma. 
Profil trasy za bardzo tym biegaczom nie przeszkadzał, owszem coś piszą o podbiegu około 20-tej mili ale nie poświęcają temu za wiele miejsca. Czasy natomiast które uzyskują są w porównaniu do naszych europejskich dużo słabsze (średnio). Robert Celiński ze swoim 3:07 był nadal w pierwszym procencie czasów. Czasy rzędu 4:30 są nadal w pierwszej połowie stawki. Tłok na starcie był duży, ale podobno ostatnio to poprawili. Zresztą i tak ten tłok jest najgorszy w strefach powyżej 4 godzin więc liczę że mi się upiecze.

A teraz szybko raport biegowy z kolejnego tygodnia:
Dzień Plan Realizacja Komentarz
Pn BS 10km 23km Zaległe 23km biegu długiego z niedzieli
Wt 3x1600m razem 10km Na siłowni, tempo interwałów 3:55/km
Śr wolne 10km Zaległe z poniedziałku
Cz BT 11km @4:30/km razem 15km Wieczorem
Pt BS 10km ok spokojnie
So BS 16km ok przy Puławskiej
Nd BS 16km ok
identycznie jak w sobotę


Razem 82km 77km

Naprawdę przebiegłem 100km ale ten poniedziałkowy bieg długi który miał być w niedzielę zaraportowałem już tydzień temu. Dla spójności więc teraz go nie policzyłem w kilometrażu, ale nóg się nie oszuka więc poniedziałek znowu zrobiłem sobie wolny żeby się nie przetrenować. I tak biegam bardzo dużo jak na mnie - aż 6 razy w tygodniu. Mimo to czuję się bardzo dobrze, nic nie doskwiera a waga wcale nie spada, nawet lekko w górę idzie :) ale to nic, przeczekam tą wagę i zaatakuję ponownie jak uśpię jej czujność. Bo z tymi 2 kilogramami więcej na górkach w L.A. będzie mi trudno ;)


wtorek, 6 stycznia 2015

Rekordowy tydzień


Najważniejsze to dobrze się sprzedać - więc zacznę chwalenie się od obrazka jak powyżej: po raz pierwszy w mojej biegowej historii zaliczyłem tydzień z trzycyfrowym kilometrażem! W zeszłym tygodniu nabiegałem tych kilometrów dokładnie 100. W dodatku wcale się nie starałem - jakoś tak samo wyszło, klucz do zagadki tu poniżej :)


Jak widać (i może nawet ktoś pamięta z poprzedniego wpisu) powrót po Świętach do domu zaowocował przesunięciem niedzielnego treningu na poniedziałek a było to akurat 23 kilometry. Więc tak naprawdę to mój tygodniowy przebieg jest teraz stabilnie w granicach niecałych 80 kilometrów. No ale jak mówi stare przysłowie pszczół "są małe kłamstwa, duże kłamstwa i statystyka" :)
W sumie to jest jeszcze druga wyjątkowa sprawa w tym tygodniu - wszystkie siedem dni coś biegałem. No ale po szczegóły to zapraszam jutro, jak wysmaruję kolejny odcinek raportowy z drogi do Los Angeles. Na razie muszą wystarczyć powyższe wykresy - dobrej nocy! :)

ADs