Kilka dni minęło, najwyższy czas coś skrobnąć. Liczyłem na jakieś zdjęcia, ale coś fotomaraton się nie wyrabia i na razie ich nadal nie ma przypisanych do biegaczy. Pogodę i ogólnie warunki do biegania mieliśmy we wtorek piękne. Ja miałem w planach wykorzystanie właśnie zakończonego planu maratońskiego i poprawienie znacznie mojego starego strasznie rekordu na 10km. Patrząc na takie prawdziwe zawody na atestowanej trasie to był ten rekord na poziomie 41:22 i miał ponad rok (z
Biegu Powstania Warszawskiego). Przez te 16 dni od
maratonu we Frankfurcie najpierw trochę odpocząłem a potem powoli wszedłem w szybkie treningi. Zrobiłem dwa biegi spokojne, potem interwały 5x1000, tempówkę 5km, tempówkę 11km, ostatnie trzy dni to już odpoczynek - jeden bieg spokojny i byłem myślę dobrze przygotowany.
Bieg Niepodległości nie zaczął się dla mnie za dobrze - w sensie nie mogłem odebrać pakietu. Wybrałem się w piątek 7-go listopada o 12:30 do biura zawodów a tam kolejka na dwie godziny stania (tyle potem ludzie mówili że stali). Zrezygnowałem bo nie mogę tyle czasu być poza biurem w godzinach pracy. Na szczęście w niedzielę odebrałem bez kolejek w biurze na Stawki. Szkoda że w mailach rozsyłano informację że ludzie z Warszawy muszą odebrać do piątku i w tym czasie biuro było w mały pokoju w podziemiach WOSiR-u na ulicy Rozbrat, a w niedzielę, poniedziałek i wtorek było oficjalnie tylko dla przyjezdnych, za to w dużej sali gimnastycznej zespołu szkół na Stawki. Wystarczyłobyto biuro otworzyć oficjalnie dla wszystkich w sobotę i niedzielę na Stawki i wiele osób zaoszczędziłoby dwie godziny stania w kolejce.
Na samym biegu organizacja była dobra, trochę się spikerzy nie zgrali i wchodzili sobie w słowo, nie wiem czemu hymn państwowy był puszczony najpierw raz cicho w w krótkim urywku podczas startu wózkarzy, a dopiero potem normalnie, przed naszym startem.
Starczy narzekania, startujemy! Rozgrzewkę zrobiłem taką na kilkanaście minut - spokojny bieg, potem przebieżki do prędkości startowej, trochę wymachów ramion. Miałem zamiar łamać 40 minut więc poprosiłem o pierwszą strefę - do 39:59 i to był bardzo dobry pomysł. Tłoku było bardzo mało, niestety pracownicy banku nie wiedzieć czemu startowali ze strefy VIP jeszcze przed nami i blokowali tych co chcieli się pościgać, ale problemów z tym było bardzo mało - pewnie dlatego że startowałem z pierwszej strefy. Ruszyłem szybko, ale kontrolowałem tempo na zegarku i nie przesadziłem. Po dwóch kilometrach pierwszy podbieg - na wiadukt. Dziwne ale mnie w ogóle nie siekło, na zbiegu wypróbowałem nową moją taktykę - staram się lądować na śródstopiu a więc nie hamować. To wymusza że bardzo szybko się zbiega, ale staram się nie męczyć - niech grawitacja pracuje za mnie. Po zbiegu tempo mi nie spadło, co dziwne dopiero po minięciu znacznika 4km zobaczyłem pierwszego biegacza z elity. Dystans miał bezpieczny nad "Gizą" więc walki za bardzo nie było w tym momencie. Na nawrotce miałem kilka sekund zapasu: 19:52. Zaraz potem punkt z wodą, moim zdaniem to marnowanie cennego czasu więc minąłem ten punkt środkiem. Teraz zaczął się najtrudniejszy moment bo trzeba wytrzymać drugą piątkę, na szczęście jednak nie opadłem z sił. Oznaczenia kilometrowe na tym biegu to temat na oddzielne opracowanie niestety, były tak źle poustawiane że nie dało się nic wywnioskować poza tym nawrotką która była na półmetku. Z tego powodu sam nie wiedziałem czy mam w ogóle szanse na 40 minut. Tempo troszeczkę siadło, ale był przecież zapas. Drugi podbieg - znowu skracam krok żeby nie obniżać kadencji, udaje się wbiec z małą stratą (znowu się pozytywnie zdziwiłem), na zbiegu próbuję odzyskać stratę. Zmęczenie już czuję naprawdę duże. Po prawej widzę Adama Kleina który robi mi fotkę widoczną na górze. Zostają dwa kilometry, rondo przy nowej stacji metra i jest już blisko, bardzo blisko.
Ale równocześnie tak daleko. Na znaczniku dziewiątego kilometra zaczynam wierzyć w to że się uda. Przyspieszam, na ostatnich chyba 300 metrach nie mam już nawet siły zerknąć na zegarek. Wbiegam, zatrzymuję czas, patrzę... ech :)
Zatrzymałem zegarek nad kablami które biegły przez ulicę, zamiast przy odbiornikach które stały obok trasy - stąd miałem na zegarku więcej, oficjalnie mój czas to 40:02. Szkoda tych trzech sekund, ale szczerze powiem - zupełnie mi to jest obojętne. Poprawiłem się dokładnie o 80 sekund i uważam że plan zejścia do 40 minut jest wykonany!
Na koniec ostatnie narzekanie - zobaczcie jakie czasy łapałem na kilometrach a jak to wynikają ze zrzutu potem na endo (przeskalowałem czasy bo garmin jak zwykle troszkę dodał dystansu od siebie). Różnice między kilometrami wg endo a oznaczeniami kilometrowymi były nawet 19 sekund!!! To jest przecież odpowiednik 80 metrów!!! Ja nie wiem jak można aż tak się pomylić. Jak widać pierwszy (i dziesiąty) był za długi o około 50-60 metrów, za to 2 i 9 za krótki o 80 metrów. To było pewnie jakimś powodem czemu mimo mojego ostrego finiszu (ostatni km w 3:49 a końcówka 3:21/km) zabrakło mi tych dwóch sekund do okrągłego wyniku.
Wiem że dużo dzisiaj narzekałem, ale muszę szczerze podsumować tą imprezę jako bardzo udaną - podobało mi się i oprawa (orkiestra wojskowa, starter - syn rotmistrza Pileckiego, hymn itd), organizacja mimo tych niedociągnięć była na wysokim poziomie, no i rekord frekwencji - prawie 12300 biegaczy ukończyło ten bieg. Oby tak dalej, za rok na pewno chcę znowu tu pobiec i tym razem 40-tka nie będzie miała szans :)