wtorek, 6 maja 2014

Półmaraton Grudziądz

Tuż przed przybiciem piątki z moją sporą grupą wsparcia.
Źródło: zbiory własne

Trzeciego maja jak zwykle miałem pobiec Bieg Konstytucji w Warszawie. Moja żonka miała jednak  inny pomysł na majówkę - półmaraton w Grudziądzu plus odwiedziny rodzinne. Chętnie się zgodziłem - w końcu ten bieg zaczyna się w Grudziądzu a potem trasa wiedzie przez Michale i Dolną Grupę, czyli miejsca gdzie moja połowica ma sporo cioć, wujków, kuzynów i kuzynek a w dodatku babcię i dziadka. Tak, czyli nasze córki mają tam prababcię i pradziadka - taki bieg to była świetna okazja na połączenie odwiedzin i biegania.

W biurze zawodów pojawiłem się ze szwagrem, który debiutował w półmaratonie, w sobotę rano. No właśnie - super że w sobotę był ten bieg, a nie w niedzielę, kiedy to mamy zwykle inne rodzinne plany. W biurze tłoku brak, odebraliśmy szybko pakiety i do szatni. Tu było jedno małe zdziwienie - przychodziły co chwilę kobiety w poszukiwaniu szatni i ubikacji (nie wiem - wygląda na to że nie było oddzielnej damskiej?). Przebraliśmy się, spakowaliśmy nasze łupy czyli pakiety startowe i zanieśliśmy je do depozytu. Przy okazji - fajne jest to że w pakiecie był kubek i to dość spory - lubię takie i na pewno nikt się w pracy już nie pomyli!

Poszliśmy na stadion na rozgrzewkę. Potruchtaliśmy trochę, ja wykorzystałem okazję żeby pogratulować Beacie Sadowskiej fajnej książki (też biegła w tym półmaratonie). Z oficjalnej rozgrzewki próbowaliśmy skorzystać, ale to nie była rozgrzewka dla biegaczy - nawet truchtu w miejscu nie było, za to były ćwiczenia typu: podnieś nogę, złap ręką za palce u stopy, wyprostuj nogę w kolanie :) No to poszliśmy jeszcze potruchtać wokół stadionu.

Pogoda była piękna - słonecznie, bardzo mało chmur i tylko trochę zimny wiatr. Tylko że biegnącym ten wiatr ratował skórę. Ja już na rozgrzewce zauważyłem że pot spływa mi po twarzy! Tak więc nie spełniły się prognozy, które mówiły o temperaturze 11 stopni a odczuwalnej 9 stopni.

Jeszcze żółwik na powodzenie i ustawiliśmy się na trasie - szwagier około zająca na 2 godziny, a ja trochę przed pierwszym, na 1:40. Plan na ten rok (a nawet ambitnie - na wiosnę) mam taki aby złamać wreszcie 1:30, ale biorąc pod uwagę profil trasy wiedziałem że to nie wyjdzie. W rozmowie z zającem na 1:40 który biegł rok wcześniej dowiedziałem się nawet że jak mam życiówkę około 1:32 to mam biec na 1:34 a koło 15km przyspieszyć. W sumie sam bym tak innym powiedział :) ale oczywiście nie posłuchałem. Chciałem więc pobiec na 1:31 żeby za trzy tygodnie na chyba płaskiej trasie w Liverpool'u złamać te półtorej godziny. 

Z takim nastawieniem ruszyłem w trasę. Jak zwykle podzieliłem ją sobie w myślach na trzy "siódemki". Ten sposób naprawdę działa! Polecam wszystkim. 
Plan na pierwszą siódemkę: nie spalić się czyli nie biec szybciej niż zakładane tempo średnie (a nawet troszkę wolniej, szczególnie na pierwszych dwóch km). 
Plan na drugą siódemkę: pilnować tempa i biec zakładanym średnim tempem. 
Plan na trzecią siódemkę: nie oszczędzamy się czyli ile fabryka dała i może już być szybciej niż nasze zakładane tempo. 

Pierwsza siódemka
Zaczynaliśmy ze stadionu i robiliśmy dwie pętelki po Grudziądzu. Biegło się dobrze, doping był mały, mimo że w mieście byliśmy, ale najbardziej zapamiętałem kostkę brukową. Biegacze (prawie wszyscy) biegli gdy tylko można było chodnikiem zamiast ulicą żeby oszczędzać stopy. Na mnie po Rzymie nie robiło to już za wielkiego wrażenia :) i biegłem ulicą. Na jednym zakręcie gdy prawie wszyscy ścinali zakręt po chodniku nawet nie wytrzymałem i stwierdziłem na głos że to chyba nie jest trasa atestacji :) Co tak po prawdzie nie miało sensu - przecież trasa nie była atestowana, no ale z drugiej strony na pewno była zmierzona (i nie po chodnikach na zakrętach).
Na piątym kilometrze był most przez Wisłę (imienia patrona naszego biegu). W miejscu gdzie zginął w wypadku samochodowym, obok krzyża który tam zawsze jest umieszczone były kwiaty i koszulka biegu - bardzo dobry pomysł na zaznaczenie tego miejsca... A na następnym kilometrze: moja silna grupa dopingująca - córki, Żonka, teście, rodzina z okolic Grudziądza. Przybiłem wszystkim piątkę (kto zdążył rękę wystawić) i popędziłem dalej. Na razie sytuacja wyglądała bardzo dobrze - pierwsze 5km w 21:30 czyli pi razy drzwi poprawnie. Nawet na pierwszym kilometrze ani na zbiegu nie biegłem szybciej niż 4:10 (tempo całego kilometra). Pilnowałem też tempa na 6. i 7. km. 

Druga siódemka
Tutaj starałem się trzymać tempo - czyli w granicach do 4:20/km. Chyba po raz pierwszy doświadczyłem fajnego uczucia: że nie spaliłem startu i czuję że trzeba przyspieszyć bo wszyscy zwolnili. I rzeczywiście tak było. Dłuuuuga prosta obok Michala do Dolnej Grupy potrafi dać w kość. Nie było chyba pod górę, ale wybiegliśmy z miasta gdzie było więcej kibiców i za mostem zaczęła się otwarta przestrzeń. Na horyzoncie skrzyżowanie z krajową "jedynką" które wcale się nie przybliża, w nogach 6,7,8 kilometrów i tempo biegaczy trochę siadło. Postanowiłem więc trochę przyspieszyć. Jak teraz patrzę na międzyczasy to widzę że oprócz 10-go km gdzie było mocniej pod górkę to utrzymałem zakładane tempo. Czyli to nie ja przyspieszyłem, tylko wszyscy zwolnili. I to naprawdę wszyscy, bo w tym czasie nie pamiętam aby ktokolwiek mnie wyprzedził a ja za to wyprzedziłem wiele osób. To daje dodatkowe siły, gdyby tylko tak udało się aż do mety.

Trzecia siódemka
Oczywiście najtrudniejsza z racji przebiegniętego dystansu, ale tutaj doszła jeszcze charakterystyka trasy. Jak widać na endomondo i na profilu trasy opublikowanym na stronie biegu od 8-go kilometra do mety biegnie się pod górę - 75 metrów w pionie plus zbiegi pomiędzy podbiegami, więc pewnie około 100 metrów w pionie było. W dodatku część trasy jest po drodze gruntowej po której rowerem szosowym nie dałoby się jechać z racji dziur a na samej końcówce był nawet odcinek po kopnym piasku. Na tym najgorszym kilometrze tempo miałem 4:45/km! Straciłem więc na nim 26 sekund do planowane tempa. Generalnie jeszcze po przebiegnięciu 18 kilometrów biegłem na życiówkę i spokojnie by ona była, nawet mimo że do tego momentu już wbiegłem w pionie ponad 40m (nie licząc zbiegów i ponownych podbiegów). Jednak następne 35m podbiegu na ostatnich 3km nie pozwoliły mi na dobiegnięcie w te zakładane 91 minut (strata na tych ostatnich 3km była 50 sekund). Wbiegłem więc na metę z wynikiem 1:32:09.

Podsumowanie
Czy bieg jest fajny? Bardzo! Każdy z nas może mieć inne priorytety co do rzeczy które fajny bieg ma mieć, dla mnie fajne było:
  • kameralność biegu
  • szybka obsługa w biurze zawodów
  • bardzo malownicza trasa - i ta otwarta przestrzeń do 10-go km i ten las potem
  • punkty nawadniania dla mnie były super
  • pan z pokrojonymi pomarańczami i bananami na trasie :)
  • darmowe zdjęcia z fotomaratonu - aż 19 moich w tym sporo udanych
Polecam więc wam ten bieg na "za rok". To była już druga edycja, mam nadzieję że Mariusz Giżyński będzie kontynuował  tą serię.

Na koniec zrzut z endo i trochę zdjęć żeby oddać wam ten klimat - wiem że w większości kraju było brzydko, ale w Grudziądzu pogoda była piękna!



Zdjęcia z fotomaraton.pl (darmowe dzięki organizatorom):
 Na moście im. B. Malinowskiego - czyli około 5-go kilometra

 Finisz

Na moście

Chyba około 8-go kilometra - przyspieszam :)

A tutaj popisowe pokazanie jak NIE należy biegać - ramiona krzywo, głowa do tyłu, dobrze że chociaż za mocno piętą nie atakuję asfaltu :)

I parę zdjęć z innych źródeł:
Źródło: www.mmgrudziadz.pl

Źródło: picassaweb

Filmik od marathonfilm

2 komentarze:

  1. Kopny piasek powiadasz? Hardkororowy ten polmaraton ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie całość po asfalcie była, tylko w mieście jakieś 500-1000m po kostce brukowej, potem jakieś 1000m po drodze gruntowej z dziurami gdzie bałem się o kostki a na samym końcu był ten kopny piasek, w dodatku z krótkim ale stromym podbiegiem który skutecznie mi wybił z głowy finisz sprintem :)

      Usuń

ADs