niedziela, 28 października 2012

Minimaraton w Lesznowoli - bałwan i bieganie


Kto mieszka w okolicach Warszawy ten wie że wczoraj (w sobotę) pogoda naprawdę nie zachęcała do wyjścia na trening. Ja miałem w planach dość mocne (po 4:38/km) 10km z rana żeby się choć trochę zregenerować przed niedzielnym minimaratonem w Lesznowoli. Trochę to zakręcone ale to wszystko dlatego że pomyliłem się - myślałem że te zawody są w sobotę i źle rozplanowałem ostatni tydzień treningów.
W sobotę rano po otwarciu oczu zobaczyliśmy że jest biało. Dzieci miały ogromną radochę chociaż trochę zmniejszało ją to, że wiatr zacinał padającym śniegiem tak mocno, że nie daliśmy rady wyjść na dwór... i ja też odpuściłem trening bo w takich warunkach to nic przyjemnego. Co innego w lesie - tam by się pewnie przyjemnie biegało ale nie miałem tyle czasu żeby dojechać a przy moim domu wiało strasznie. Śnieg i zimno mi nie straszne ale mocny wiatr z padającym śniegiem mnie pokonały.
Co się odwlecze to nie uciecze - dzisiaj rano było nadal biało ale wiatru nie było. Było tak pięknie:



Żeby nadrobić straty i zdążyć przed minimaratonem pojechaliśmy szybko w okolice Górek Szymona na sanki:


a potem jeszcze było lepienie bałwana w ogrodzie. Może nie widać ale ten pan bałwan ma 1,85m wzrostu!


Po takiej rozgrzewce pojechałem na minimaraton. Impreza nie za duża - limit miejsc to 300, poza tym trzy biegi dla dzieci: 300m, 600m, 1000m. Bardzo fajnie zogranizowana i całe szczęście pogoda dopisała. W południe na tyle się rozpogodziło że nie wziąłem ze sobą nawet kurtki do biegania, tylko koszulkę z długim rękawem z Biegnij Warszawo (białą z przed roku) i na to białą z krótkim rękawem Blogaczy. Dodatkowo żeby nie zmarznąć przed startem grubszą bluzę ale było słonecznie, około 5 stopni i nie potrzebowałem jej.
Pakiet odebrałem, miałem jeszcze niecałe 15 minut - zrobiłem więc rozgrzewkę. Przebiegłem około 500m w tym kilka szybkich przebieżek, skipy A i C i stanąłem na starcie. W wynikach sprawdziłem potem że dobiegło nas 229 czyli aż 71 osób zostało pokonanych przez pogodę - dziwne bo było naprawdę fajnie. Wystartowaliśmy o 12:00 i zaczęliśmy od jednego kółka po stadionie. Ja starałem się stanąć z przodu ale nie jestem zbyt skłonny do przepychania się i byłem za bardzo z tyłu. To pierwsze kółko na stadionie oznaczało dla mnie wyprzedzanie po zewnętrznej... i tutaj zapewne nadłożyłem kilkadziesiąt metrów. Przypilnowałem tempa gdy zeszło ono do 3:45/km i nie dałem się za bardzo nakręcić. Po kółku na stadionie wybiegliśmy obok szkoły w prawo na kółko po naszej gminie. Znacznik pierwszego kilometra był w tym roku dobrze postawiony - przed zakrętem (rok temu ostro go przesunęli do przodu :) ). Mi gremlin zapikał wcześniej oczywiście - no bo to kółko... Tempo tego kilometra: 3:57, za szybko! No ale nie dawałem już rady utrzymać tego tempa i biegłem raczej troszkę wolniej niż planowane 4:08/km ale według gremlina średnią miałem dość dobrą. Drugi kilometr był nadal wśród pól, tylko pod koniec po prawej były nowe domy. Po drugiem zakręcie był półmetek i tutaj poczułem że jest mi za ciepło! Niby śnieg wokoło ale wiatru nie ma, ja mam na sobie tylko dwie oddychające koszulki a tu uczucie że jest za ciepło... Drugi kilometr wyszedł w 4:13/km - aż 5 sekund za wolno względem planu ale na pierwszym zapas był 11 sekund więc było tak jak miało być. Trzeci kilometr to powrót do cywilizacji - niestety czułem że nie potrafię wycisnąć docelowego tempa i wyszedł on w 4:12/km. W sumie wiem że niby mam jeszcze troszeczkę zapasu ale nie pomyślałem że skoro nadłożyłem na początku drogi to tempo musiałoby być szybsze żeby zrealizować plan w sensie czasu. Czwarty kilometr to już walka ze sobą - niestety nie jestem z siebie całkowicie zadowolony, nie dałem rady na tym kilometrze przyspieszyć, wyszło 4:10/km. Jak teraz sobie to przeliczam to wychodzi że w tym momencie tempo było jak założone: 4:08/km. No ale ten narzut gremlina (który jak to nawigacje trochę zawyża) i to kółko po stadionie po zewnętrznej...
Końcówka w moim odczuciu mi nie wyszła - myślałem że nie przyspieszyłem ale gremlin twierdzi inaczej: 3:48/km na dystansie 320m. Tak, tak 320m zamiast 220m - aż 100m różnicy miałem na zegarku. Czas na mecie: 17:46 (oczywiście netto, brutto było 17:53). W połowie między moim planem minimum 18:00 a maksimum 17:30. W sumie: jestem zadowolony bo średnie tempo według gremlina to 4:07/km czyli nawet lepiej niż to planowane :) Postęp od poprzedniej edycji: 1:19 bo rok temu było 19:05.
Kilka słów jeszcze o butach - pobiegłem w moich Asics'ach Gel DS-Sky Speed 2. Buty zupełnie nie na bieganie gdy wokół tyle śniegu i wody ale na szczęście drogi były zupełnie czarne i tylko kilka razy musiałem omijać kałuże. Poza tym sprawdziły się bardzo dobrze - zapomniałem że coś mam na nogach o to przecież chodzi.
Niestety nie zdobyłem najwyższego miejsca na pudle w kategorii "Nowa Iwiczna", pojawił się znikąd jakiś sąsiad o rok starszy (Piotr Frączyk) i dobiegł w 17:02 - gratulacje nieznajomy współzawodniku! W tej klasyfikacji byłem drugi na dziewięciu startujących (jak rok temu) - nie tak źle, a poza tym - za rok się z tym panem Piotrem policzymy!
W ogólnej klasyfikacji byłem 61 z 229 czyli w 26,6% stawki, rok temu było to odpowiednio 122 z 241 czyli 50,6%. Różnica ogromna a wydawało mi się że postępy robiłem bardzo powoli przez ten rok...
Na mecie jak zwykle kubek (ten z poprzedniego roku służy mi dobrze w pracy - nikt takiego nie ma więc mi go nie zakoszą), do tego talon na jedzonko: gorąca grochówka, bułka, bigos, gorąca herbata. Szkoda że nie było żadnego picia a bigos mógłby być lepszy ale grochówka ratowała sytuację - zjadłem, wypiłem i chwilę pogadałem z innymi biegaczami. Impreza naprawdę udana z mojej perspektywy i jak co roku polecam szczególnie mieszkającym niedaleko!
Muszę też wspomnieć że była pomyłka z rocznikami dzieci w jednym z biegów i pierwszą klasę liceum podobno dopuszczono do biegu dla gimnazjalistów. Poza tym błędem (o którym wiem z sieci bo sam nie byłem na biegach dzieci - moje pociechy musiały się wygrzać w domu po szaleństwach na śniegu) sama impreza bardzo mi się spodobała. Oby tak i za rok było!




6 komentarzy:

  1. "Ja miałem w planach dość mocne (po 4:38/km) 10km z rana żeby się choć trochę zregenerować przed niedzielnym minimaratonem w Lesznowoli." Faktycznie "trochę to zakręcone" - pierwszy raz widzę, żeby ktoś robił mocny trening w celu regeneracji ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest na tyle zakręcone że nie chciało mi się aż tak dokładnie tego opisywać... było tak: w środę zrobiłem pierwszy trening w tym tygodniu (w poniedziałek miałem ostatni z zeszłego chorobowego tygodnia). Myślałem że start mam w sobotę więc żeby mieć dwa dni na regenerację (tak zwykle robię przed krótkimi zawodami) to zrobiłem drugi trening tego tygodnia w czwartek. Zupełnie wyjątkowo dzień po dniu. No i w piątek grom z jasnego nieba: start mam w niedzielę i będą aż 3 dni przerwy. To było dla mnie za długo więc chciałem rano w sobotę zrobić ten trzeci trening z tego tygodnia ale z powodu pogody nie wyszło. Pójdę na ten trening w poniedziałek a dzisiaj tylko pojeździłem wieczorem na rowerku w domu.

      Usuń
  2. Emmmm... Ciekawa regeneracja! ;) Piękny bałwan i gratuluję wyniku w Lesznowoli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Bałwan niestety nie wytrzymał całego dnia i się obalił :) Jak by dotrwał do wieczora to by postał jeszcze trochę bo teraz przymrozek i na ulicach szklanka. Wieczorem byłem w kościele samochodem, jak on tańczył na drodze...

      Usuń
  3. Gratki Lechu! Piękna zima, a bałwan fantastyczny;)nam niestety poskąpiło śniegu;( pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
  4. wspaniały bałwan :) dzieciaki pewnie miały radochę.

    gratuluję dobrego wyniku w zawodach :)

    OdpowiedzUsuń

ADs