niedziela, 25 czerwca 2023

Bieg Konstanciński

Pierwszy raz udało mi się pobiec w Biegu Konstancińskim, mimo że to tak blisko i było to już dziewiąta edycja. Bieg w Parku Zdrojowym, z dobrą organizacją i fajnym pakietem startowym - kiedyś bylem już nawet zapisany i odebrałem pakiet ale coś wypadło nagłego i musiałem ominąć. Ale w tym roku się udało i naprawdę było fajnie!

Plany miałem takie jak opisałem poprzednio: sprawdzić moją formę, potem zrobić plan treningowy pod dychę i sprawdzić się ile udało się zyskać na prędkości w Biegu Powstania Warszawskiego na przełomie lipca i sierpnia. Pakiet odebrałem więc wczoraj, a dzisiaj plan jak to zwykle u mnie był napięty: o 10:00 start w biegu a potem wrócić do domu, kąpiel, dojazd do centrum i już o 12:00 bilety mieliśmy na wystawę o impresjonizmie z całą rodziną. Trzeba było więc biec szybko ;) ! A tak na serio to miałem plan minimum złamać 42 minuty, plan maksimum złamać 41 minut i jak zwykle ostatnio chciałem zacząć od tempa w połowie tego zakresu i zobaczyć w trakcie biegu jak idzie. Czasy wynikają z tego że ostatnie kilka piątek które biegłem były w czasie 20:00, a to się tłumaczy na wynik w okolicy 41:30 (zależnie od kalkulatorów biegowych jakie się użyje oczywiście).

Udało mi się dojechać na czas, zaparkować dość blisko i zrobić dwa kilometry rozgrzewki z przebieżkami. Pogoda była bardzo dobra dla kibiców. Dla biegaczy już nie tak bardzo - było naprawdę gorąco. W ciągu dnia doszło chyba do 28, ale jakoś odczuwalna była naprawdę wysoka. Trasa prowadzie przez park, a potem w dzielnicy willi w Konstancinie, gdzie jest sporo drzew - więc tak w połowie była zacieniona, mimo to było gorąco, za gorąco na szybkie bieganie. No ale sprawdzić się trzeba!

Zaczęliśmy z alejki parkowej, na starcie pan Mamiński który organizował jeszcze "Run Warsaw" kilkanaście lat temu (i potem chyba też Biegnij Warszawo jak Nike się wycofało). Po chwili przygotowań pobiegliśmy! Miałem ruszyć 4:09/km, ale niestety wyszło za szybko, starałem się trochę zwolnić i cały kilometr wyszedł w 4:00. Starałem się żeby nie biec za szybko, było zresztą bardzo gorąco. W końcu założyłem sobie koszulkę na szyję żeby biec z gołym brzuchem i mieć choć trochę lepsze chłodzenie. Może dzięki temu drugi i trzeci kilometr przez dzielnicę willową wyszły po 4:06, czyli już całkiem OK. Czwarty natomiast w 4:10 i to było jak najbardziej OK. Teraz tylko to utrzymać. Nie było to łatwe jednak - piąty kilometr wyszedł w 4:20 i zaczynało być ciężko. Koszulkę na chwilę założyłem żeby na półmetku i punkcie z wodą wyglądać normalnie (no i czujnik jest w numerze startowym, chciałem żeby był widoczny w razie jak by była kamerka, bo czytniki czujników sobie przecież poradzą). Złapałem kubek, wziąłem łyk a resztę wylałem na kark. 

I zaczęła się druga połowa. Mój zegarek trochę za mało pokazał dystansu - wg wyników mam niby na półmetku czas 20:18, ale jak widać z czasów kilometrów mi wyszło 20:42 - chyba ten punkt kontrolny nie był dokładnie w połowie dystansu. Tak czy siak wyglądało dla mnie że będzie ciężko, ale plan minimum spokojnie się powinien udać. Wystarczyło by pobiec średnio drugą połowę po 4:16/km. I szósty kilometr wyszedł dokładnie w takim tempie. Siódmy nawet trochę szybciej bo 4:11. Trochę to było jednak nie to co miało być. Chciałem w drugiej połowie przyspieszyć i zbliżyć się do 41:00 na mecie. A tutaj zaczęło być naprawdę ciężko. Zawsze najtrudniejszy jest dla mnie ósmy kilometr w biegu na dychę. Oczywiście i tutaj było tak samo. Wynik 4:29 mówi sam za siebie, Nie byłem jednak sam w tym cierpieniu - inni biegacze cierpieli przez ten upał (i co dziwne - podbiegi, było ich mało, ale trochę przeszkadzały) i nie odczułem żeby mnie zaczęli wyprzedzać, słowem: wszystkich równo siekło. Spróbowałem na dziewiątym kilometrze się ogarnąć, ale słabo to już wyszło - 4:20. Ostatni kilometr to już udręka, tempo było podobne, ale dzięki długiemu finiszowi obroniłem się przed jedną osobą co chciała mnie wyprzedzić i odrobiłem trochę strat, wbiegając z tempem średnim 4:09. 

Wynik oficjalny: 41:54 nie jest może taki jak miał być, ale plan minimum udało się obronić. Poza tym widzę na czym stoję i za pięć tygodni sprawdzimy czy coś się udało poprawić na Biegu Powstania Warszawskiego. A zaraz potem - zaczynamy plan pod maraton w Nicei!




To jeszcze wypada wspomnieć jak mi idą te szybkie treningi, bo to już całe trzy tygodnie.
Tydzień 1 - interwały 5x1000m @4:00 - po chodniku, ale wyszły dobrze! Poza tym Rzeźniczek więc tempówki nie było. Nie było basenu ani siłowni :( Razem 58km.
Tydzień 2 - interwały 6x1000m @4:00 - po parku tym razem i znowu dobrze wyszły! Tempówka 10km po 4:20/km, siłownia na otwartym powietrzu 20' i basem 1000m. Razem 62km.
Tydzień 3 - interwały 7x1000m @4:00 - na stadionie, było gorąco ale udały się. Zamiast tempówki start na dychę w Konstancinie. Był basen, ale nie było siłowni. Razem 60km.

Podsumowując: na plus interwały, tempówki, dystans ogólny i basen, na minus - siłownia. Teraz najważniejsze pięć tygodni, tempa się zrobią szybsze niż 4:00 i mam nadzieję że to pozwoli na poprawienie szybkości. Ciekawe tylko jak na urlopie będzie z tym moim bieganiem, zobaczymy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ADs