poniedziałek, 25 marca 2013

8. Półmaraton Warszawski


Podtytuł powinien być "czyli historia sukcesu", ale po kolei. Nastawiłem sobie budzik na 8:00, obudziłem się wcześniej i jak najszybciej poszedłem uruchomić system trawienny - żeby podczas biegu nie było niespodzianek. Za przykładem Krasusa zjadłem bułkę z nutellą (niech mi córka wybaczy bo to dla niej specjalnie kupiona ta nutella :) ), popijałem trochę żeby się nawodnić ale co ciekawe mimo że wczoraj wieczorem i dzisiaj wypiłem dużo płynów to usta miałem suche - dziwne.

Strasznie się wahałem co założyć. Rano jak wstałem było -8, potem szybko rosło ale jak wychodziłem ok 8:45 to wciąż było -6. Po dojechaniu na miejsce musiałem ostatecznie zdecydować które wartswy wziąć - było w granicach -5 do -4. Zwykle zmarźlakiem nie jestem ale dzisiaj wydawało mi się że jest za zimno na dwie wartswy. Wziąłem więc na górę dwie koszulki techniczne z długim rękawem i bluzę do biegania z Decathlonu a na dół spodenki do kolan, na łydki opaski kompresyjne i na to długie leginsy do biegania. To o jedną warstwę więcej niż przy tej temperaturze zakładam na trening ale bałem się wiatru i oczekiwania na start na moście.

Potruchtałem w ramach rozgrzewki z parkingu na start. Przed startem miałem się spotkać z kolegami ze studiów - mimo długich poszukiwań nie udało się (a telefonu nie brałem ze sobą na bieg), za dużo było biegaczy żeby kogoś w tej masie znaleźć. W końcu jakieś 10 minut przed startem poszedłem do strefy startowej, przywitałem się z Blogaczami: Krasusem i Marcinem (którzy zającowali na 2:00) i Emilią a potem w strefie już spotkałem Piotra - sąsiada. Pogadaliśmy chwilkę i już usłyszeliśmy "Sen o Warszawie". Rozdzieliliśmy się - ja stanąłem pod koniec strefy na 1:30-1:35 bo chciałem biec na 1:33-1:34 a Piotr do strefy 1:35-1:40 (i jak widzę w wynikach udało mu się bo 1:38:45 netto było!).

Strzał. Ruszyliśmy powoli w kierunku linii startu. Ja stałem na prawej jezdni mostu, na lewej jezdni na naszej wysokości a nawet z przodu jest grupa na 1:35-1:40. Nie wiem dlaczego ale zające na 1:35 wyruszyli za wcześnie! Przez to ja który niby ustawiłem się wcześniej dogoniłem ich dopiero około 4-go km i musiałem przebijać się przez wszystkich amatorów złamania 1:35 w połówce :( Zresztą w momencie startu komentatorka to zauważyła i mówiła że grupa na 1:35 nie poczekała na swoją kolej (Kurzajowi mikrofon wysiadł w tym czasie :) ).

Pierwszy kilometr po moście, nie jest za tłoczno jeszcze, biegnę lewą stroną jezdni i staram się trzymać tempo. Okrążenia łapię ręcznie, na pierwszym mam czas 4:25 - tylko sekundę za wolno czyli prawie idealnie! Czuję że jest to szybkie tempo jak na połówkę ale tłumaczę sobie że tak ma być, nie ma bólu, nie ma wyniku (albo jak kto woli po angielsku: no pain no gain). Dobiegamy do ronda z palmą - grupa na 1:35 wbiegła w Nowy Świat przede mną więc miejsce w którym najbardziej obawiałem się tłoku przeszło mniej więcej w porządku. Zaraz za zakrętem drugi kilometr - czas 8:53 czyli strata wzrosła do 4 sekund. Tętno już urosło do 174 (drugi km dopiero, a średnie było w Tarczynie 172!). No ale znowu - nie ma bólu nie ma wyniku (żeby nie zanudzać: tak będzie do końca). Bieg Nowym Światem i  Krakowskim Przedmieściem mija szybko - kibiców jest więcej niż się spodziewałem na tej zimnicy, jest trochę tłoczno a ja cały czas pomalutku wyprzedzam bo przede mną przecież biegną ci z grupy 1:35-1:40 z lewej jezdni. Trzeciego kilometra nie zauważyłem - był zaraz za zakrętem obok Placu Piłsudskiego. Robimy typową dla Półmaratonu i Maratonu Warszawskiego pętelkę wokół Teatru Narodowego. Po drodze łapię czwarty kilometr - 17:40 czyli już tylko 2 sekundy do tyłu. Wracamy na Krakowskie Przedmieście, przy Świętej Annie odbijamy w lewo i kończę pierwszą piątkę. Czas: 22:01 czyli wreszcie jestem "na czasie" (1 sekunda do przodu). Matrwię się że będzie podbieg na Belwederskiej - muszę choć troszkę wyrobić sobie przewagi bo tam na pewno zwolnię. Sęk w tym że ja nie bardzo daję radę wyrobić sobie przewagę. Miodowa przechodzi w Bonifraterską, mijamy ludzi z palmami wychodzących z kościołów, niektórzy klaszczą i pozdrawiają, to miłe. Przed zakrętem w Konwiktorską kilometr numer sześć, czas: 26:26 czyli zapas wciąż jedna sekunda. Teraz będzie zbieg - myślę sobie "nie oszczędzamy naszych czwórek, tutaj muszę nadgonić żeby na Belwederską coś zostało". Zakręt w Zakroczymską, siódmy kilometr w 4:18 - zapas rośnie do 7 sekund. Ale zbieg trwa nadal w najlepsze, ósmy kilometr będzie moim najszybszym w całym półmaratonie: 4:17,5 (endomondo pokazuje nawet 4:14 ale to błędy gps'a albo oznaczenia kilometrowe nie były dokładne). Czas mam 35:02 a z równego podziału wynikałoby 35:16 czyli 14 sekund do przodu. Ten ósmy kilometr w 2/3 prowadzi już Wisłostradą na południe. To najdłuższa prosta tego biegu, potrwa aż do połowy 14-go kilometra. Tymczasem biegnie się fajnie ale zaczynam odczuwać coś nowego - robi mi się za ciepło w głowę. Miałem założoną czapkę i bardzo chciałem ją wywalić ale przy takiej temperaturze i bez opaski na uszy to byłby samobój. Dziewiąty kilometr - czas 39:30 czyli zapas stopniał do 10 sekund. Cały czas dzierżę w garści żel (płynny aptonia z Decathlonu) który chcę sobie zaaplikować (bo w jedynej kieszonce mam zapięty na zamek kluczyk do samochodu). Wypatruję punktu z wodą, przed nim wyciskam do jamy gębowej żel i biorę wodę do popicia. Sam żel bardzo miło wspominam - do tej pory mi nie pasowały te żele ale dzisiaj naprawdę dobrze zadziałał i nie miałem problemów z połykaniem (ma takie małe cząstki owoców).

Dziesiąty kilometr: 43:51 czyli zapas 14 sekund. Znowu są kibice na trasie, mijamy Centrum Nauki Kopernik, Most Świętokrzyski, Most Poniatowskiego na którym już raz byliśmy i niedługo znowu będziemy. Kilometr jedenasty - cały czas Wisłostrada, czasu nie złapałem (drugi i ostatni raz przegapiłem). Kilometr dwunasty - 52:48 czyli zapas to już tylko 5 sekund. Zaczynam wątpić w dokładność oznaczeń kilometrów, w moje szanse na utrzymanie tego tempa przez kolejne 9 kilometrów i przede wszystkim w to że dobiegnę w 1:33 gdy myślę o podbiegu przed mną. Mimo to psychicznie jestem zdecydowany na walkę do końca. Tętno pokazuje cały czas wartości 174-175 co mi sugeruje że wysiłek jest wyższy niż na życiówce w Tarczynie (o płaskiej jak stół trasie i przyjemniejszej temperaturze). Kilometr 13 - Wisłostrada wydaje się nie mieć końca, czas kilometra jak na japońskiej koleji - z dokładnością do 0,1 sekundy, zapas 6 sekund. Czternasty kilometr to dobra wiadomość i zła wiadomość. Dobra to taka że czas kilometra jak po sznurku: 4:24 a zła to że teraz to już zaraz będzie podbieg. No i oczywiście był ale nie od razu, najpierw ulica Podchorążych (che, ja byłem przez cztery lata podchorążym) potem kawałeczek Gagarina i wbiegamy w słynną Belwederską. Gdzie jak na złość najpierw jest trochę z górki (żeby podbieg był większy :) ). Czas na 15km: 1:06:05 czyli mój "zapas" wynosi teraz całe 2 sekundy! Myślę że to kluczenie po Podchorążych (trochę mniej miejsca a przede wszystkich lód na drodze po wewnętrznej stronie łuku) spowodowało tą stratę.

Pamiętam że przed tym podbiegiem pomyślałem sobie że teraz się okaże ile jesteśmy warci... Na podbiegu nie odpuszczałem, wyprzedzałem innych ale tempo oczywiście spadło - w najgorszym momencie wg endomondo do 5:21/km, ja na zegarku najgorsze widziałem w trakcie biegu chwilowe 5:06/km. Czas tego kilometra to niecałe 4:43 czyli straciłem w sumie 21 sekund. Teraz jak o tym myślę to aż się dziwię że tak mało - wg endomondo przewyższenie było aż 34 metry. Tak czy siak na 16km miałem 1:10:47 (strata 16 sekund) i super perspektywę: biegłem do tej pory na granicy swoich możliwości i byłem na styk z czasem, teraz straciłem 20 sekund, jestem wymęczony (tętno wzrosło do 180, średnie okrążenia było 179) a do mety zostało 5 kilometrów. Nie wiadomo - cieszyć się czy płakać bo z jednej strony im więcej tym łatwiej tą stratę rozłożyć ale zmęczenie powoduje że strata może urosnąć a nie zmniejszyć się. Zdecydowałem że staram się utrzymać status quo - biegnę dalej 4:24/km i naiwnie wierzę że finisz i zbieg z mostu pozwolą mi odrobić tą stratę.

Tutaj zaczyna się właściwa opowieść - to co jeszcze teraz powoduje że jestem z siebie dumny bo od tego momentu przyspieszyłem i zacząłem de facto długi finisz. Dane z międzyczasów z zegarka i te a endomondo (wyliczone według kilometrów z gps'a a nie z oznaczeń przy drodze) rozjeżdżają się. Dlatego poniżej dane z międzyczasów które łapałem pokazują że jeden kilometr zwolniłem ale myślę że tutaj raczej to wina niewielkiego przesunięcia oznaczenia 18-go km. Według endomondo zaraz po skończeniu podbiegu każdy kolejny kilometr biegłem szybciej i oprócz pierwszego każdy poniżej tempa planowanego. Aleje Ujazdowskie, pod nami Trasa Łazienkowska, ambasady, Park Łazienkowski po prawej - słowem: siedemnasty kilometr. Tutaj ciekawostka: przy takim poziomie zmęczenia nie skojarzyłem że na mojej własnoręcznie zrobionej opasce z międzyczasami zrobiłem błąd w 17km i zamiast "74:56" wpisałem "75:56". Na trasie wydawało mi się że oznaczenie kilometra jest błędne :) ale byłem jeszcze na tyle przytomny że nie uwierzyłem w to że nagle mam na 17km zapas 45 sekund :) W rzeczywistości miałem stratę 15 sekund (czas 1:15:11). Rok wcześniej po Agrykoli miałem strasznego doła, tutaj następny kilometr po podbiegu przebiegłem o sekundę szybciej niż planowe tempo! Nie za darmo oczywiście - było trudno a tętno wzrosło już do 176, tyle to mam przy najszybszych interwałach. Plac Trzech Krzyży, Rondo De Gaulle'a, w prawo w Aleje Jerozolimskie - tak wyglądał 18km. To przecież jeszcze ogromny kawał drogi do mety bo ponad 4km a jednak przy tak ułożonej trasie wydawało mi się że meta jest tuż-tuż. To samo powiedział mi kolega - za to chciałem mocno podziękować Fundacji Maratonu Warszawskiego. Ułożyli wyśmienicie tą trasę, już od 18km biegłem z myślą o mecie (tak naprawdę zasługą było przesunięcie mety za Stadion Narodowy - żeby tam dobiec trzeba pokonać prawie cały kilometr więcej niż było jesienią przy Maratonie Warszawskim gdy meta była na płycie stadionu. Po 18km międzyczas miałem 1:19:40 czyli strata 20 sekund do planu (teraz myślę że tu mogło być to błędne oznaczenie - o jakieś 4 sekundy czyli 15 metrów). W każdym razie przeliczyłem sobie w pamięci że zostały 3 kilometry - po 7 sekund na kilometr szybciej muszę pobiec. Myślę że jak ktoś dotarł do tego miejsca relacji to znaczy że trochę biega i wie że mając w nogach 18km na granicy swoich możliwości to przyspieszenie o 7"/km czyli ponad 4% to jest ogromny wysiłek, raczej niemożliwy. I nie dałbym rady myślę gdyby nie zbieg z mostu. Ale najpierw był kilometr numer 19 - czyli Jerozolimskie i połowa Mostu Poniatowskiego. Odrobiłem tu 4 sekundy, zostało jeszcze 16. I ten zbieg który był moją nadzieją. Cały czas pomagało mi to wrażenie że do mety jest mniej niż mówią oznaczenia kilometrów - że już przecież tylko zbieg z mostu. Na zbiegu skupiłem się na tym żeby wykorzystać grawitację a samemu tylko ruszać nogami jak Flinston w samochodzie. Udało się - tempo chwilowe wzrosło do 3:52/km i odrobiłem tu dużo chociaż z oznaczenia kilometrowego wynika że straciłem 8 sekund to jestem pewny że tu był błąd oznaczenia - endomondo twierdzi że biegłem ten kilometr około 4:15/km czyli że odrobiłem 9 sekund. Tętno już na 19km i tutaj na 20km też szalało - 179-180 to już prawie moje maksimum (najwyższe w życiu jakie widziałem to 187).

Został ostatni kilometr i 97,5 metra. Przez moment nie miałem sił ale nie mogłem odpuścić teraz po półtorej godzinie tak ciężkiego biegu. Ostatnie 700 metrów to już walka na całego - tętno rosło aż do 185 a ja... finiszowałem! Stoper wyłączyłem chyba pół kroku przed matą, spojrzałem i... 1:32:59,92!

Oficjalny wynik przyszedł sms'em:


Mapka z danymi z endo:


Czasy kilometrów wg endomondo (troszkę zaniżone bo gremlin dodał od siebie 180 metrów, trzeba by odjąć 2,27 sekundy z tych temp):

 

Pogoda

Wystraszyła nas przez kilka ostatnich dni ale była dobra do biegania. Nie była fajna do kibicowania ale do biegania moim zdaniem była super. Gdybym wiedział że tak będzie (bez wiatru, słonko dużo czasu świeciło jak chmury nie przeszkadzały, temperatura rzędu -2, -1 stopni) to wziąłbym troszkę lżejsze ubranie.

Kibice

Nie było ich dużo jak na maratonie ale na taką pogodę to było ich sporo. Troszkę za mało się udzielali ale przy tej temperaturze mnie to zupełnie nie dziwi. Moje kibicki zostały w domu bo nie da się w taki mróz czekać w sumie prawie 3 godziny. No i był niezawodny Janek z Ergo a to przebrany za łosia, a to na rowerze dopingujący :) muszę tam wpaść jutro mu podziękować, pamiętam go bo robił mi moją pierwszą wideoanalizę :)

Międzyczasy

Sposób z łapaniem międzyczasów ma plusy i minusy. Minusem jest to że nie mamy pewności jak dokładnie organizator rozstawił te oznaczenia kilometrów. Plusem uniezależnienie się od błędu pomiaru z nawigacji satelitarnej. Suma sumarum myślę że jest to dobry sposób i użyję go naa maratonie w Wiedniu ale zmodyfikuję pola danych w zegarku. Potrzebne są:
- tempo chwilowe
- tempo okrążenia
- dystans okrążenia (żeby wiedzieć za ile czasu wypatrywać kolejnego oznaczenia i go nie przegapić)
- tętno
- czas łączny
Niestety jest to pięć wartości a gremlin pozwala na 4, więc pokombinuję z automatycznym przewijaniem ekranów i dam znać czy coś sensownego wymyśliłem. Wywaliłem z listy czas ostatniego okrążenia - jest to zbędne bo i tak pojawia się on na długi czas (rzędu 5 sekund) po naciśnięciu przycisku "okrążenie". A skoro wypatrujemy oznaczenia kilometra to po wciśnięciu przycisku i tak patrzymy na zegarek i widzimy te czas więc nie potrzebujemy go już potem.
Acha ważne jest aby się skupić i nie wcisnąć "start/stop" zamiast "okrążenie" :) tak tylko przypominam bo rozmawiałem po biegu z biegaczem który tak zrobił :)

Opaski kompresyjne

Zdały egzamin rewelacyjnie po prostu. Nie czułem ich na nogach przez prawie caly bieg. Poczułem je tylko na podbiegu Belwederską. Miałem wrażenie że pomagają moim achillesom - uciskając łydki gdy stopa jest wygięta do góry. Poza tym mimo bardzo trudnego biegu na mecie i dzisiaj przez cały dzień nie mam bólów w łydkach, jest trochę zmęczenia ale mniej niż po łatwiejszych biegach. Jednym słowem: polecam wszystkim. Jak wróciłem do domu to tak się spodobały te opaski mojej małej testerce ubran biegowych że mi je zabrała i sama (!) sobie założyła, chodziła w nich prawie cały dzień - widać rośnie kolejne pokolenie biegaczy :)


Podsumowując - jestem strasznie zadowolony z dzisiejszego dnia. Wynik który wydawał mi się jeszcze rano nierealny dodał mi wiele pewności siebie przez maratonem w Wiedniu, który już za trzy tygodnie! Najbardziej mnie cieszy po tym biegu:
- to że na podbiegu nie zwolniłem za bardzo
- że po podbiegu dałem radę wrócić do planowanego tempa
- że w końcówce przyspieszyłem i odrobiłem stratę
- że przebiegłem cały bieg równym tempem (nie licząc podbiegu) a szczególnie że nie było euforii na starcie i dużo za szybkiego biegu

Myślę że ten bieg mi pozwoli określić już dokładnie plan na wynik w Wiedniu ale o tym może kolejnym razem bo i tak strasznie długo wyszło :)

P.S. Zapomniałbym o drugim domowym sukcesie biegowym - moja Żonka przebiegła w sobotę po raz pierwszy aż 10 kilometrów! Gratulacje!!!

20 komentarzy:

  1. Gratuluję świetnego wyniku Leszek! Wrażenie zwłaszcza robi Twoja walka na ostatnich kilometrach.

    Zgadzam się z tym co napisałeś - wbrew temu na co się nastawialiśmy wczorajsza pogoda sprzyjała bieganiu (ale mogłoby być znacznie gorzej gdyby był większy wiatr) i dobrym wynikom :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję życiówki,ale też wspaniałej walki na trasie! Teraz już tylko odliczanie do VCM :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Koncertowo żeś to Panie rozegrał, brawo! Widzę, że dobrze sobie głowę ustawiłeś: dam radę. Tak właśnie trzeba!:) Gratulacje!

    A na Wisłostradzie było Ci ciepło, bo wiatr był północny, a wiatr w plecy zawsze ogrzewa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie TAKIE wyniki to abstrakcja totalna - gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  5. No no, wielkie gratulacje Lechu! Dla mnie abstrakcją byłby chyba bieg z takim tętnem przez 1,5 godz.! - wynik w Wiedniu wygląda więc bardzo dobrze. No i wielkie gratulacje dla żony - tylko patrzeć jak zaczniecie razem startować!

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję wyniku i rozegrania biegu! Co do opasek, chyba też w takie zainwestuję, bo czuję łydki po wczorajszym wybieganiu.. A córka wygląda w nich super :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Super czas Leszek, BRAWO!!!!!!! WIdać postęp, a to bardzo dobrze rokuje przed wiosennym maratonem...super :):):)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki! Mi się wydawało że wiatru nie było, jeden kolega narzekał że był :) warunki były bardzo dobre - w sumie prawie wszyscy znajomi porobili rekordy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja wiatr dopiero pod koniec czułam ale to też tak delikatnie. W tym roku to nawet start z mostu był przyjemny :)

      Usuń
  9. Udowadniasz, że biega się z głowy - jak tam jest ok, to można dużo więcej niż się wydaje. Szacunek, za przyspieszenie w drugiej części dystansu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mistrzowsko rozegrane, co do sekundy! Brawo :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Gratulacje! Świetny wynik!
    A swoje 5 sekund sławy miałeś też w poranych wiadomościach Polsat-u w niedziele rano, kiedy była rozmowa o Półatratonie Warszawskim. Byli pokazywanie biegacze z poprzedniego biegu i miałeś dość długie ujecie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, gdzie to znaleźć :D ?? Podobno w Sylwestra było też coś o bieganiu i pokazywali mojego bloga jako podkład do materiału, niestety nigdzie potem tego już nie znalazłem :(
      Poszukam na ipla, tam po kilku dniach wrzucają część materiałów z Wydarzeń...
      Dzięki!

      Usuń
  12. Bardzo, bardzo, bardzo ładnie! Ogromne gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetna relacja, prawdziwy biegowy thriller z happy endem :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetna relacja i jeszcze bardziej świetny wynik. Kosmos :)
    Dałeś radę chłopie do końca i masz się z czego cieszyć. Plan zrealizowany.

    Teraz Wiedeń :) !

    OdpowiedzUsuń
  15. Ciekawa obserwacja z tym przesunięciem mety - faktycznie, już przed Mostem Poniatowskiego miałam wrażenie, że jestem prawie "w domu", a to przecież jeszcze kawałek był.
    Wynik rewelacyjny - gratuluję.
    I gratulacje dla żony z okazji pierwszej dychy!

    OdpowiedzUsuń
  16. Dołączam się do gratulacji. Świetny wynik!

    OdpowiedzUsuń
  17. Super relacja i fantastyczny wynik, gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  18. WOW! :) Pięknie, gratulacje, ale jakie tętno! :D

    OdpowiedzUsuń

ADs