niedziela, 3 maja 2020

Wings fol Life 2020

 
Na bezrybiu i rak ryba chciałoby się napisać, ale to nie byłoby całkiem uzasadnione. Zapisałem się na tegorocznego Wingsa trochę z takim nastawieniem, jednak wyszło całkiem fajnie. Wiadomo - w dobie koronawirusa wszystkie zawody odwołane, więc człowiek na głodzie nawet na taki zdalny bieg (no przecież nie wirtualny - biega się naprawdę!) chętnie się zapisuje.
Rozreklamowałem trochę w pracy i nawet dwie osoby ze Stanów ze mną razem się zapisały. Przygotowałem się do biegu: zrobiłem mniej kilometrów w ostatnim tygodniu i tylko jeden akcent z dużym wyprzedzeniem. Cztery lata temu w Poznaniu nie poszło mi tak dorze jak chciałem - z planowancyh 42km przebiegłem tylko 29 z małym hakiem. Nie byłem gotowy na tak szybki bieg, było też gorąco. Chciałem w tym woku tylko pobić tamten wynik. Założyłem sobie więc tempo z kalkulatora na ich stronie - wyszło 4:50/km i powinno to dać 30km na mecie. Dla nie wtajemniczonych: w tym biegu zaczyna się biec przed siebie a 30 minut potem rusza za nami samochód. Gdy nas dogoni - bieg się kończy. Więc im szybciej się biegnie tym dłużej i dalej się biegnie.
Przygotowałem się w niedzielę, żonka z córkami odwiozły mnie samochodem 30km od domu żebym nie musiał po pętli biegać i wyrzuciły mnie koło Centrum Olimpijskiego na północy Warszawy. Plan był pobiec wzdłuż Wisły tak długo jak się da, potem przez Wilanów, obiec Las Kabacki i dobiec przez Konstancin Jeziorną i Piaseczno do Nowej Iwicznej gdzie mieszkamy.
Na szczęście prognozy deszczu się nie sprawdziły. Było 12 stopni i trochę wietrznie - więc odczucie zimna było trochę nieprzyjemne. Ale nie padało i to było już dobre. Ubrałem się na krótko, tylko nie mogłem mojej wingowej koszulki nigdzie odnaleźć... Pożegnaliśmy się i za parę minut miałem start.
W tym roku wszyscy biegli z aplikacją, przygotowałem ją i działała dobrze, niestety z jednym mankamentem - źle liczyła dystans :) coś pokazywała że niby słaby sygnał GPS (ciekawe czemu - nie było dużego zachmurzenia, zegarek pokazywał bardzo dobrze dystans, telefon miałem większość czasu w kieszeni spodenek, ale z boku - był w większości wystawiony "do nieba"). Na początku odstawał niewiele, jakieś kilka procent tylko. Do końca biegu nazbierał jednak grubo ponad kilometr "niedoróbki".


A jak się biegło? Najpierw bulwary nad Wisłą, biegłem w miejscach z ludźmi w maseczce - to było trochę ciężkie, na szczęście najczęściej mogłem ją zdjąć gdy nikogo nie było w pobliżu (ciężko mi się biegło w niej). Z planowanego tempa 4:50/km jak to zwykle u mnie zrobiło się 4:40/km, nawet momentami szybciej i musiałem się hamować. Jakoś mi to wychodziło. Pierwsz 10km wzdłuż Wisły było przyjemne, potem Czerniakowska i kombinowanie jak były światła - raz mi tutaj nawet garmin zwariował i chyba połknął 20 sekund bo nie wierzę że 4:20/km jeden jedyny kiloment mi wyszedł - niby do świateł się spieszyłem żeby na zielonym przebiec, ale nie aż tyle! :)



Potem długa prosta przez Wilanów - i tutaj, i na bulwarach spotykałem ludzie w koszulkach z poprzednich edycji Wingsa, nawet pozdrawiałem i mówiłem że też biegnę ten bieg, ale oni wszyscy chyba w słuchawkach byli bo raczej nie odkrzykiwali.
Potem dobiegłem do Lasu Kabackiego i miałem już 20km na liczniku. Więc nie pobiegłem prosto na Konstancin, tylko przez Las Kabacki bo za długi dystans by wyszedł. W lesie trochę straciłem - wiadomo, nawierzchnia robi swoje, ale ciągle miałem troszkę nadróbki nad tempem 4:40/km. Martwiłem się tylko że z powodu błędów w aplikacji (która pokazywała już wtedy 1,2km mniej) będzie tak że ten wirtualny samochód mnie dogoni zanim stuknie mi wymarzone 30km. Zaczynałem przeliczać tempo i moim drugim zmartwieniem było żeby zrobić 30km w 4:40/km - to też zaczynało być nie do końca pewne. Szczególnie przez stratę w lesie (no i podbieg w Powsinie przecież). W końcu las się skończył, wybiegłem znowu na asfalt i było łatwiej, ale tempo chwilowe było troszkę wolniejsze niż 4:40/km. Przeliczam - będzie na styk, w aplikacji sprawdzam - jakoś chyba dam radę przed tym samochodem. Wbiegłem do Nowej Iwicznej, mam 30km w czasie 4:40/km z dokładnością do jakichś sekund. Ale cisnę dalej - samochód w aplikacji zaraz mnie dogoni. Udało się w końcu 31,42km zrobić! Przysiadłem przy sklepie już blisko domu i za chwilę pogadałem ze znajomymi wracającym z tej samej imprezy z Lasu Kabackiego (pozdrawiam!)


Podsumowując - bardzo fajnie to wyszło, utrzymałem równe tempo - jestem z siebie bardzo zadowolony :) !


A wynik wg aplikacji był taki:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ADs