niedziela, 20 listopada 2022

Bieg Niepodległości 2022

Planowo miał to być ostatni bieg sezonu po którym chciałem zrobić roztrenowanie, ale coś w prawym biodrze zaczęło mnie po maratonie po maratonie pobolewać. Z tego powodu roztrenowanie zacząłem szybciej, coś tam próbowałem basenem i pompkami ratować sytuację, ale i tak przybrałem na wadze około 3-4 kilogramy i nie biegałem około dwóch tygodni. 

Bieg Niepodległości jest jednak dla mnie na tyle ważny że zrobiłem wyjątek i na ten jeden bieg zrobiłem wyjatek od nie-biegania. Oczywiście z wcześniej wymienionych powodów nie nastawiałem się na żaden wynik, miałem pobiec na samopoczucie.

Na bieg podjechałem najpierw samochodem - do miejsca gdzie jest nawrotka, a potem wsiadłem w metro i te 5 kilometrów przejechałem komunikacją miejską. Metro nie staje tuż przy starcie, więc dobieg do startu posłużył mi za rozgrzewkę. Trochę się bałem bo nie przestało mnie pobolewać to biodro. A na imprezie - jak by pandemii nigdy nie było :) pełno ludzi, organizacja jak przed pandemią, słowem - wracamy do żywych! Fajnie to bardzo wyglądało. Wepchnąłem się na koniec strefy 40:00-45:00 bo nawet gdybym nie miał tego roztrenowania i większej wagi to i tak pobiegłbym w okolicach 41 minut. Tutaj byłem pewny że będzie sporo wolniej. 

To jeszcze hymn, trochę czekania na start i... poszły konie po betonie. A właściwie to najpierw pojechały osoby na wózkach a po kilku chwilach pierwsza strefa. Ja byłem na końcu strefy, udało się dzięki temu ominąć prawie całkowicie tłok na starcie (chwilkę odczekałem na końcu strefy i przez linię startu przebiegłem bez ścisku). 

Biegłem na wyczucie - trasa jest pewnie dobrze znana, bo od lat już to po prostu pięć kilometrów na południe aleją Jana Pawła II, nawrotka i znowu taki sam dystans w drugą stronę. Trasa szybka - równy asfalt i w sumie tylko jeden wiadukt który jest w dość denerwującym miejscu (gdy się wraca) - do wtedy akurat człowiek jest już najbardziej zmęczony, a do mety jeszcze ni tak blisko. Patrząc teraz na wynik i międzyczasy (w trakcie biegu starałem się nie patrzeć, chociaż coś tam trochę podejrzałem) widzę że zacząłem od około 4:03/km, na wiadukcie spadło do 4:30, ale potem wrócił o do około 4:10 i powoli od połowy dystansu zaczęło spadać - 4:20 było przez całą środkową część biegu. Potem ten wiadukt w drodze powrotnej nad Jerozolimskimi i znowu troszkę ponad 4:30 no i potem końcówka w jakieś około 4:15/km. Średnio całość wyszła 4:17/km i czas 

43:05

Podsumowując - no słabo strasznie, ale nie był to bieg na wynik (chociaż starałem się pobiec jak najszybciej, ale roztrenowanie nie pozwoliło na bicie rekordów). Mimo to bardzo mi się spodobała impreza - to że było nas tak wielu, czuć że bieganie wraca do swojej przed-pandemicznej formy. Teraz pora też na to żebym i ja wrócił do tej formy :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ADs