czwartek, 20 marca 2014

Eksperyment węglowy 2/3 - faza pierwsza


Środa - czyli przeżyłem tą trudniejszą fazę eksperymentu. Jak to u mnie wyglądało w praktyce: od poniedziałku rano do środy wieczorem starałem się nie jeść w ogóle węglowodanów. Żeby jakoś to przeżyć jadłem twaróg, chude mięso, ryby, jajka i warzywa te bez węglowodanów. Owoców niestety nie mogłem mimo że bardzo lubię, no ale jest w nich dużo fruktozy czyli "węgli".

Zapisałem sobie dokładny mój jadłospis. Nie uwzględniłem tylko napojów ale były one typu herbata malinowa jeden raz i sok cytrynowy rozcieńczany wodą (tak, wiem - ma bardzo dużo cukru ale ja go rozcieńczam w takich proporcjach że tego cukru tam zostają śladowe ilości, nie ma sensu nawet liczyć tych ułamków). A więc co mi wpadło do talerza:

Poniedziałek:
Śniadanie: sałatka z piersi kurczaka, kukurydzy, papryki i innych warzyw (mała porcja ok. 5 łyżek stołowych). Kalorie: 200kcal, węglowodany: 12g
Obiad: makrela wędzona 270g, twaróg chudy 250g, mały pomidor, szczypiorek. Kalorie: 750+250+20+5=1025kcal, węglowodany: 0+9+3+0=12g
Podwieczorek: orzechy pistacjowe (100g licząc z łupinkami) i nerkowca (ok. 50g). Kalorie 290+250=540kcal, węglowodany: 12+16=28g
Kolacja: brak - nie miałem ochoty.
Razem: kalorie: 1765kcal, węglowodany: 52g

Wtorek:
Śniadanie - jajecznica z dwóch jajek z podsmażonymi dwoma plasterkami szynki konserwowej i cebulą, zielony szczypiorek i trochę surowej papryki. Kalorie: 250kcal, węglowodany: 7g
Obiad - sałatka z grillowanym kurczakiem duża (subway). Kalorie: 200kcal węglowodany: 7g
Podwieczorek - orzechy laskowe 100g. Kalorie: 666kcal węglowodany: 6g
Kolacja - jajecznica z dwóch jajek z dodatkami: parówka, dwie pieczarki, mała cebula, żółty ser (ok 60g), kawałek papryki, szczypiorek. Kalorie: 550kcal węglowodany: 8g
Razem: kalorie: 1650kcal, węglowodany: 20g

Środa:
Śniadanie - twarożek grani 150g i pomidorki koktajlowe (6 sztuk). Kalorie 120+15=135kcal, węglowodany: 3,6+4,3=8g
Obiad - sałatka z wędzonym łososiem i troszkę sosu. Kalorie: 300, węglowodany: 15g
Razem: kalorie: 435, węglowodany: 23g

Kolacja już po skończeniu diety - ogromna porcja makaronu z ciemnej mąki z sosem bolońskim i kilka kruchych ciastek z kawałkami czekolady na deser.

Kilka uwag: sprawdziłem jakie jest moje zapotrzebowanie dzienne na kalorie, kalkulatory na sieci twierdzą że 2800-2900kcal. Więc nie dawałem rady tyle zjeść i czułem to. Długo bym tak nie pociągnął i nikomu nie radzę stosować tego typu diet (to chyba Dukan jest takie coś?).

Ćwiczenia w tym czasie: we wtorek spokojny bieg 8km a w środę wieczorem też 8km ale w środku 6 interwałów po 400m tempem 3:43/km na przerwach 400m. To było naprawdę wymagające - czułem się po wtorkowym biegu jak bym przebiegł więcej i szybciej. A w trakcie interwałów miałem wrażenie że wreszcie udało mi się poczuć to co się czuje w końcówce maratonu. Niby nic nie boli, chce się biec szybciej ale się nie da. Wydaje mi się że wreszcie odkryłem (właściwie potwierdziłem) czemu nie mogłem dobiec równym tempem do mety: skończył mi się ten zakichany glikogen w wątrobie i mięśniach! To znaczy że zaczynam wierzyć w to że w niedzielę wygram wreszcie sam ze sobą i dam radę dociągnąć do mety. Jeżeli dobrze się teraz naładuję to będę miał więcej paliwa, w dodatku jestem w trochę lepszej formie niż przez poprzednimi maratonami no i nie mam nawet lekkiego katarku (co zwykle mi się zdarzało tuż przed biegiem).

Jeszcze jedno - z tego co czytałem pod koniec tej diety ma się odczucie zdenerwowania i mocnego zmęczenia. Ja tego tak nie odczułem. Owszem było ciężej biegać, tempo było wolniejsze ale bez jakichś oszałamiających różnic. Nawet mam wrażenie że dałbym radę jeszcze wytrzymać na tej dziwnej diecie. Tylko oczywiście nie miałem najmniejszego zamiaru bo to by było niezdrowe :)

Dobra, to zaczynamy fazę drugą: ładujemy dużo węgli (każą 8g na kg ciała to u mnie około 650g), pijemy dużo wody i żeby uniknąć skurczów - kupię jutro zgrzewkę izotoników i będę tak ze dwa dziennie wypijał.

Jeszcze na koniec ciekawostka: waga rano:
Niedziela: 81,9kg
Poniedziałek:81,8kg - w momencie rozpoczęcia diety
Wtorek: 81,5kg
Środa: 80,3 a po interwałach: 79,8kg.
Siódemki z przodu to chyba od czasów studiów nie widziałem nigdy na wadze - poza jednym przypadkiem po maratonie chyba to było :) Teraz waga pójdzie ostro w górę i na pewno wróci do zwykłego poziomu 81,5kg a może i wyżej, w końcu zaczynamy ładowanie akumulatora!

2 komentarze:

  1. Potrafię sobie wyobrazić rozdrażnienie po trzech dniach bez cukrów :)
    Ciebie to nie spotkało bo zastosowałeś ciekawe zróżnicowane menu na te 3 dni.
    Zapewne do sałatek nie jadłeś pieczywa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, żadnych dodatków których by nie było powyżej w rozpisce (wyjątek to tylko te napoje o których pisałem ale one były prawie całkowicie bez węgli). A co do zróżnicowania to po prostu jadłem wszystko co mi wpadło w ręce i na etykiecie miało że zero albo prawie zero węglowodanów :)

      Usuń

ADs