niedziela, 4 października 2015

Kozienice kontra Warszawa czyli nie zawsze duży może więcej


Jakiś czas temu trener od Wyzwania Runners World napisał mi że warto by było jeszcze tydzień przed maratonem pobiec dychę żeby się sprawdzić. Nigdy tak nie robiłem - dwa tygodnie przed tak długim startem jak maraton to było dla mnie zawsze już ograniczanie i kilometrażu i jego intensywności. Skoro jednak trener tak mówi to spróbujmy - taki jest przecież sens całej tej mojej pierwszej przygody z trenerem - wcześniej zawsze sam sobie układałem plan i starty. Szukaliśmy więc długo miejsca i w końcu po kolejnych iteracjach na placu boju zostały tylko dwie imprezy:
  • Biegnij Warszawo
  • Energetyczna Dycha Kozienice
Obie miały swoje plusy i minusy:



Biegnij WarszawoEnergetyczna Dycha Kozienice
Odległość do startu(+) blisko(-) 70km
ilość zawodników(-) dzikie tłumy(+) limit 300
profil trasy(-) podbieg pod skarpę Wiślaną(+) płaściutko
data(-) niedziela(+) sobota
atest trasy(+) jest(+) jest

Namyślałem się długo, w końcu padło na Kozienice. Sobota oznacza że do maratonu będzie 8 dni na regenerację, a nie 7. Poza tym w niedzielę mamy zwykle też inne plany. Za Biegnij Warszawo przemawiało to że lubię tą imprezę a Kozienice to jednak malutka impreza. Jednak po spokojnym rozważeniu wszystkich argumentów ta małą impreza wydawała się lepsza. I krótko mówiąc: miałem rację. 
Do Kozienic pojechaliśmy w sobotę rano całą rodziną. Jak to zwykle w moim przypadku pojechaliśmy na ostatnią chwilę :) żeby nie moja małżonka to pewnie wszędzie bym się spóźniał albo na styk się pojawiał. A trudno przecież bić rekordy jak się człowiek na ostatnią chwilę pojawi - jak tu się rozgrzać, odebrać pakiet, przebrać, do toalety pójść i tak dalej. Na szczęście byliśmy na miejscu 25 minut przed startem a dodatkowo został on opóźniony o 15 minut z powodu wypadku drogowego przez który część zawodników dojechała później. 
Na miejscu spotkałem znajomego Maćka Górzyńskiego a po biegu też znajomego z forum bieganie (pozdrawiam!). Zdążyłem się przygotować porządnie razem z 2,5km rozgrzewką i stanąć na linii startu. Według planu miałem się nie podpalać i dwa kilometry przebiec po 4 min/km a dopiero potem ewentualnie przyspieszyć. Jak zwykle po starcie patrzę na zegarek a tam kosmos - jakieś 3:40/km chyba. Starałem się jak mogłem, ale i tak 3:52 było po pierwszym kilometrze. Po drugim już lepiej - 3:56, ale i tak za szybko. Biegło mi się dobrze, ale były dwa złe symptomy: po pierwsze było za ciepło (a ja znowu w swoim czarnym wdzianku) a po drugie tętno było uparcie 180-181. To dużo na mnie, myślałem że będzie około 178 - tyle miałem poprzednio przy biciu życiówki na dychę (40:02 na Biegu Niepodległości). Był jeszcze trzeci symptom - obok mnie biegł chłopak z dziewczyną (chyba ją prowadził) i po pytaniu po ile chcą biec stwierdził że 3:55/km. To za szybko - zwolniłem więc i starałem się trzymać 3:59/km według zegarka. Trzeci kaem wyszedł idealnie, czwarty znowu troszkę za szybko: 3:55 a piąty dobrze 4:00. Na półmetku miałem trzy wnioski: po pierwsze jest dobrze pod względem czasu: 19:48 (na mecie byłoby więc 39:36 - to byłoby super), po drugie że znaczniki kilometrowe zgadzają się z moim garminem (to dziwne, zwykle zegarek pokazuje dłuższy dystans) a po trzecie że ten mój międzyczas był tylko 13 sekund gorszy od mojej poprzedniej życiówki na 5km, która była długo aktualna. 
Dobra, przebiec piątkę tempem na dychę to każdy potrafi :) to teraz się zaczynają schody. Trasa fajna - poza obszarem zabudowanym, biegnie się miło. A najlepsze miało się zacząć. Ja oczywiście odczuwam trudy drugiej połowy dychy, ale nagle zauważam że tempo jest to samo a inni zaczynają zostawać w tyle. Co chwilę kogoś widzę z przodu jak się zbliża do mnie i zbliża i łykam go. Wiele osób o tym mówi, ale to naprawdę działa na psychikę - czujesz że jesteś silny i wyprzedzasz. I w drugą stronę, w pewnym momencie wyprzedziłem dwóch zawodników i przez jakieś sto czy więcej metrów przede mną nie było już nikogo do wyprzedzania. Momentalnie poczułem się że teraz to ja jestem tym gonionym! I jeden z wyprzedzonych poczuł krew i nie chciał się odczepić. Prawdę mówiąc to do końca już biegł przy mnie. Ja trzymałem jednak tempo, kilometry wychodziły po 3:57, 3:58, 4:01 (najwolniejszy ósmy jak zwykle) i 3:58. Został ostatni kilometr - czas na przyspieszenie. Patrzę teraz na endo i widzę że finisz zacząłem na 500 metrów przed metą - za szybko. Odpadłem trochę i dopiero 200 metrów przed metą zrobiłem drugi finisz. Ktoś dyszy za mną, ten kolega z którym biegłem ostatnio też jest tuż przede mną. Przycisnąłem więc ile mogłem, obroniłem się na jakiś czas. Skręcamy ostro w lewo w bramę na teren ośrodka i jakieś niecałe 100 metrów ostatniej prostej. Moje dziewczyny stoją po prawej stronie, ja niestety już jestem za tymi dwoma zawodnikami ale biegnę sam finisz 2:59/km (wg endo), wpadam na metę, zostaję nazwany Grzegorzem Deska przez prowadzącego :) i patrzę na zegar. Pokazuje 39:21 - super myślę sobie. Potem gratuluję temu koledze co ze mną biegł, on ma na zegarku 39:23 więc chyba stał bardziej z przodu i mam małe pocieszenie że wg czasu netto wygrałem ;) A potem patrzę na oficjalne wyniki i widzę:


Jest super - mam nową życiówkę na dychę!

39:20


Jak by to podsumować - z mojego punktu widzenia było super. Bieg wyszedł mi bardzo dobrze. Życiówkę poprawiłem sporo - aż o 42 sekundy. Sam bieg natomiast bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Miło widzieć że nawet bez wielkich sponsorów (no dobra, elektrownia Kozienice to też sroce spod ogona nie wypadła, ale nie ma porównania do PKO czy PZU) można zrobić tak fajną imprezę. Tak pokrótce: trasa jest rzeczywiście szybka i płaska. Poprowadzona bardzo z głową: start i meta przy ośrodku wypoczynkowym z zapleczem, sama trasa natomiast nie blokuje miejscowości - prowadzi poza zabudowaniami:


Policja zabezpieczała trasę więc nie było mowy o samochodach na trasie, jak to się zdarzało mi kiedyś (nie będę wytykał palcami takiego Tarczyna ;) ). W pakiecie startowym koszulka techniczna, sierpniowy Runners Wolrd, trochę ulotek, woda i sok jabłkowy - naokoło Kozienic zupełnie jak i wokół Tarczyna: sadów jabłkowych po prostu zatrzęsienie. Po biegu drożdżówka a potem w barze gorąca grochówka z bułką.W ośrodku toalet wystarczająco dużo żeby nie było kolejek, co więcej - prysznice z gorącą wodą (skorzystałem, miałem ubrania na przebranie i nawet ręcznik z domu!). Humor mi dopisywał, jakiś malutki niedosyt pozostał bo mam wrażenie że nie pobiegłem na 110% tylko na jakieś 95%. No ale po pierwsze: za tydzień maraton a po drugie wykres tętna pokazuje że było naprawdę dobrze. Tętno rosło pod koniec, nie odpuściłem ani tempa ani tętna:


To tyle o Kozienicach. A jak było w Warszawie? Moja ślubna (od ponad 15 lat!) pobiegła dzisiaj więc z córkami dopingowaliśmy ją na rodzie de Gaull'a. Start był o 12:00, tłumy nieprzebrane więc pewnie wybiegła około 10 minut później. To oznaczało że do 13:00 od rana mamy czas. Zdążyliśmy pójść do dominikanów na Freta, potem na obiad do Zapiecka, podjechać w okolice Chmielnej i rowerkami dojechać do ronda. Ludzie biegli już tam zmęczeni - w tym miejscu kończył się ósmy kilometr. Zostały tylko dwa i to z górki - jak ktoś dotrwał do tego miejsca to już powinno być dobrze. Pokrzyczeliśmy, widziałem nawet jedną sąsiadkę z osiedla ale hałas był taki że nie dało się dokrzyknąć do kogoś nawet 4 metry obok. Za chwilkę przebiegła moja Karolina - nasza młodsza pierwsza ją wypatrzyła (ech ten pomysł że w regulaminie wymuszają że wszyscy muszą mieć na biegu koszulki organizatora...). Pokrzyczeliśmy, potem jeszcze postaliśmy trochę żeby innych dopingować i pojechaliśmy odebrać ją z mety. Oczywiście korek niesamowity.

Reasumując więc: bardzo doceniam Biegnij Warszawo za propagowanie biegania, fajne jest to że o ile wiem dają fajne koszulki w pakiecie i że można poczuć moc tysięcy biegaczy podczas wspólnego biegu. Jednak nie żałuję że wybrałem Kozienice - warunki do bicia rekordów są tam dużo lepsze i ogólnie oceniam tą imprezę bardzo dobrze. Za rok możemy tam się znowu pojawić, wtedy weźmiemy ze sobą stroje do kąpieli i po biegu udamy się do akwaparku :)

Na koniec parę zdjęć z BW:




4 komentarze:

  1. Super czas gratulacje, a spikerowi chodziło chyba o Grzegorza Neska, wbiegł sekundę przed Tobą.
    Powodzenia w Poznaniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję, fajny wynik! Miło było poznać tuż za metą :). Ja co roku startuję w Kozienicach bo i niedaleko i trasa fajna i zazwyczaj pogoda ok. W tym roku trochę za ciepło ale cóż zrobić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, fajnie było się spotkać. Mi się bardzo spodobało - będę częściej bywać :) Pogoda nie była zła, mogło być chłodniej rzeczywiście...

      Usuń

ADs