czwartek, 8 marca 2018

Nie sądź biegacza po wyglądzie


Wybraliśmy się na week-end do Paryża na półmaraton (czyli "Semi de Paris" jak to mówią w skrócie Francuziki). Właściwie to ja robiłem za niańkę a biegła moja Połowica, ale oczywiście nie zmarnowałem okazji żeby też wyjść pobiegać. Więc wychodzę sobie w sobotę wieczorem z hotelu pobiegać i w windzie widzę innego biegacza. Ja miałem w planach 18km tempem maratońskim - czyli jak dla mnie straszna kobyła: trudny trening, ubrałem się więc na krótko, nastawiłem bojowo i kierowałem się na lasek Viscennes przy którym się zatrzymaliśmy. 

Biegacz w windzie za to ubrany grubiej, klikał coś w telefonie - wyglądało że pewnie endomondo zaraz uruchomi i potruchta powolutku rozbieganie przez półmaratonem który miał być następnego dnia. Zamieniliśmy parę słów, ale było to trudne bo prawie po angielsku nie mówił, no w sumie to dość często w kraju serów. Wybiegliśmy razem do parku coś tam rozmawiając. Spróbowałem się wytłumaczyć że ja teraz muszę szybko pobiec (bo jednak 4:16/km to wg moich standardów szybko, a wyglądało że on będzie po 6:00/km biegał). Usprawiedliwiłem się i pobiegłem. Sam bieg wyszedł całkiem dobrze: odliczając rozgrzewkę i schłodzenie wyszło poniżej 4:18/km średnio - no a w lasku biegać musiałem czasami po błotku, czasami pod wiatr a też i równo wcale nie było.

Zadowolony po 80 minutach wracam do hotelu, za jakiś czas idąc po gorącą wodę na noc na mleko dla najmłodszej widzę że mój biegowy kompan dopiero wrócił - dziwne, ale może wstąpił do sklepu w drodze powrotnej? Jeszcze nie dało mi to do myślenia :)

Następnego dnia odprowadziliśmy całą rodzinką naszego biegowego delegata na start (pogoda pod psem - lało, zmokliśmy strasznie, więc po starcie poszliśmy szybko do hotelu).


Dotarliśmy po chwili bo trzeba było do samochodu dojść, a tu z hotelu wychodzi już mój biegowy kompan wykąpany, spakowany i najwyraźniej wraca już z hotelu do domu! Pytam go czy już skończył? A on łamaną angielszczyzną mi tłumaczy że tak, miał godzinę i sześć minut i miał dziewiąty czas. Marszczę brwi i patrzę na niego czy coś mu się nie pomyliło - może dwie godziny i sześć minut? Może chodzi o jego osobisty dziewiąty najlepszy czas w historii jego startów? Ale upewniam się - mówi że miał 1:06, no to zrobiłem oczy jak talerze i pogratulowałem mu.

Potem sprawdzamy z Żonką wyniki i zdjęcia - no i okazuje się że to naprawdę gość co nabiegał 1:06:47 - widać go na zdjęciach. Wyprzedził pierwszą kobietę - po nazwisku sądzę że z Kenii, był lepszy od Geoffrey'a Rono z Kenii (chyba literówka i powinno być Ronoh - ten zając Kipsanga).


Słowem - powiedziałem gościowi co biega połówkę w 1:06 że wiesz, ja to muszę iść szybko pobiegać bo myślałem że on będzie powolutku truchtał :)

Trochę śmieszne, w naszym hobby często nie widać po człowieku że on biega strasznie szybko. Jak to pisał Daniels w swojej książce zresztą i to prawda - te uwarunkowania do biegania na bardzo wysokim poziomie nie za bardzo się uzewnętrzniają - bo chodzi o proporcje włókien mięśniowych, miejsce przyczepu mięśni do kości, ilość czy wielkość mitochondriów w komórkach - tego nie widać. Oczywiście do pewnego poziomu widać (jak ktoś waży 20kg więcej niż by wynikało z jego wzrostu i zalecanego BMI to biegaczem super nie jest na pewno), ale jak ktoś jest szczupły i na oko wygląda zdrowo to może biegać półmaraton w 1:06 a może w 2:30 :)

2 komentarze:

  1. Dobra historia :) Ja kiedyś w Barcelonie, po 3km truchtu, zapytałem swojego http://www.leszekbiega.pl/logout?d=https://www.blogger.com/logout-redirect.g?blogID%3D4809831286194235670%26postID%3D7051270838229791802kompana czy nie jest już zmęczony. Jakiś czas później dowiedziałem się że facet ma rekord Guinness w biegu 24 godzinnym :)

    OdpowiedzUsuń

ADs