niedziela, 20 października 2019

Bieg po dynię 2019



Tydzień temu jak co roku wybraliśmy się na "Bieg po dynię" który jest organizowany w naszej gminie. Nazwa wzięła się z tego że w naszej gminie jest bardzo dużo upraw dyni, można powiedzieć że jesteśmy dyniowym zagłębiem :) so zresztą widać jeżdżąc (albo biegając) po okolicy - wiele gospodarstw ma "wystawki" z dyniami do kupienia.

W tym roku z racji zawirowań politycznych (wójt gminy zatrzymana przez CBŚ, potem zwolniona bo sąd się nie przychylił do aresztu) nie wiadomo było czy w ogóle bieg się odbędzie. Na szczęście był, ale jednak nie w pełnym zakresie. Tylko biegi dzieci a dla dorosłych bieg na milę po stadionie - czyli bez tradycyjnego biegu głównego na 5km... a ja biegam już od tak dawna w naszej gminie że pamiętam jak jeszcz bieg główny był na 1/10 maratonu (czyli 4,2195km) i nazywał się wtedy "Minimaraton Lesznowola" :)

W tym roku pojechaliśmy całą piątką na bieg. Ja na główny, Małgosia i Agatka na biegi dzieci a najmłodsza i małżonka pokibicować.

Starty były według wieku, więc Agatka jako pierwsza - jedno okrążenie czyli 300m (jako 8-latka, ale już za chwilę będzie 9!).


Potem Małgosia w grupie 11-latków - 2 okrążenia czyli 600m.


Bardzo się cieszyłem że dziewczynki pobiegły - nie chodzi o wynik, ale o to że się ruszają i będą trochę zdrowsze dzięki temu :)


I w końcu głowa rodziny - dzięki przytomności umysłu kibiców nie poszedłem na długą rozgrzewkę. Byłem pewny że startuję w drugiej serii (mężczyzn było sporo chętnych i start podzielono na dwie serie), chciałem iść pobiegać a tu start bym przeoczył bo byłem w pierwszej serii!
Ustawiłem się na starcie po krótkiej dość rozgrzewce (ale starczyło) i... START!

Na początku wyrwałem do przodu i o dziwo - nikt mnie nie wyprzedził! No dziwne - myślę sobie, pewnie mi siedzą na ogonie. Przede mną 5 okrążeń, byłem pewny że mnie zjedzą po połowie biegu. Tymczasem nasza pani trener (Anna Jakubczak - prowadzi zajęcia z lekkiej atletyki z naszymi dwiema córkami) krzyczy do mnie że spokojnie, że mam przewagę. Ale ja się nie oglądam, za bardzo jestem zajęty przebieraniem nogami! Po okrążeniu moja rodzinka i znajomi i sąsiedzi krzyczą do mnie i dopingują, super! Moje pociechy są święcie przekonane ż wygrywam bieg, a ja wiem że jeszcze cztery okrążenia przede mną. Staram się trzymać tempo i biec po prostu na maksa. Nie da się rozkładać sił na tak krótkim dystansie (ja przynajmniej nie umiem) więc biegnę ile fabryka dała.
Kolejne kółko - nie słyszę za sobą nikogo. Znowu doping przy kółku. Nawet spiker mnie wymienia z nazwiska - to jest jakieś dziwne, zawsze biegnę w anonimowej ludzkiej masie :)
Kolejne kółko - jeszcze nie opadam z sił, znowu doping.
Czwarte kółko - to samo, zostało ostatnie. Teraz powinni mnie wyprzedzić, zawsze tak było! A tu jak na złość - ja zaczynam wyprzedzać. To znaczy dalej jestem pierwszy, ale dubluję tych najwolniejszych :) Ostatni wiraż i 100 metrów - jeden jest uparty i nie chce dać się zdublować, tak nie można! Przyspieszam na maksa i minimialnie go przed metą wyprzedzam, mogę sobie stanąć i odpocząć!

Czas: 5:28 (3:24/km)

Ale to było fajne uczucie wygrać jakiś bieg (właściwie tylko jedną serię). W drugiej serii były harpagany i aż 5 było szybszych ode mnie, ale po pierwszej serii wyglądało to tak:


i naprawdę fajnie wyszło - dziewcznyki myślały że Tata wygrał bieg a ja przecież nie musiałem ich wyprowadzać z błędu, nie? Żarcik oczywiście, wytłumaczyłem im że byłem tak naprawdę szósty.

Impreza jak zwykle super, jak co roku mam nadzieję że następnym razem się też odbędzie. I oby tylko w pełnym zakresie, z biegiem głównym na piątkę!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ADs