niedziela, 3 maja 2015

Bieg Konstytucji


Piszę na gorąco bo jakoś po udanych biegach łatwiej zasiąść do spisywania relacji. Miałem biec sam, ale dzięki instytucji dziadków mogliśmy zmienić plany i razem z Żoną zapisaliśmy się na bieg. Rok temu go ominęliśmy - biegałem wtedy taki trochę terenowy półmaraton w Grudziądzu, dwa lata temu też - było też terenowo, w Koszalinie, a jeszcze wcześniej zdarzyło mi się pobiec razem ze starszą córą :) to był fajny bieg. Pięcioletnia wtedy Małgosia przebiegła aż 700 metrów z maskotką (Butek)! W tym roku bieg był po trochę innej trasie, ale też był bieg z maskotką dla dzieci i też 700m. Start w Łazienkach a meta  trochę na północ.
Podjechaliśmy samochodem i po trochę problematycznym szukaniu miejsca parkingowego ruszyliśmy na start. Najpierw jednak rozgrzewka na Agrykoli (stadionie oczywiście a nie tej masakrycznej prostej z podbiegiem), wizyta w kibelku, całus na szczęście i jeszcze na właściwą rozgrzewkę, już każde osobno.
Ja pobiegłem do Łazienek - Pałac Na Wodzie, turyści zwiedzają a tu paru gości z numerami startowymi na piersiach rozgrzewa się. Pogoda w sumie super bo niby w słońcu gorąco, ale przy tak krótkim dystansie nie jest to jeszcze problemem. Zrobiłem jakieś trzy kilometry, cieżko stwierdzić ile dokładnie no bo przecież zegarka nie miałem :) w tym 3-4 odcinki po jakieś 200m mniej więcej w tempie startowym. Na końcu jeszcze kilka kółek po stadionie z przebieżkami i na start. 
Na starcie po raz pierwszy stałem w pierwszej strefie :) co prawda i tak były tam osoby z trzeciej strefy, ale nie było tragicznie z tłokiem czy wyprzedzaniem osób zaraz po starcie. Hymn - nawet czapki widziałem biegacze pozdejmowali co cieszy i ruszyliśmy. 
Pierwszy kilometr był jak zwykle najpierw tłoczny,  potem kontynuowałem wyprzedzanie, ale już bez przeciskania się. Gdy garminy współbiegaczy zaczęły odpikywać pierwszy ka-em zapytałem o czas - 3:50 odkrzyknął biegacz. "Dobrze jest" odkrzyknąłem bo czułem się dobrze. Skupiłem się na tempie biegu i kontemplacji nadchodzącej Agrykoli. Przy znaczniku drugiego kilometra korciło mnie żeby znowu podpytać o czas, ale przemogłem się - bez zegarka to bez zegarka! No i wtedy się zaczęło: podbieg pod Agrykolę na trzecim kilometrze. Najsłynniejszy w Warszawie, długi i stromy jak kolejka górska w wesołym miasteczku a ja wypluwam tam płuca. Zwolniłem tam chociaż poziom wysiłku wzrósł i to bardzo, ale dałem radę - ważne aby nie skulić się tylko przeć przed siebie. Na górze odetchnąłem i zastosowałem się do mojej rady którą dałem swojej Żonce przed biegiem: nie odrabiać strat z podbiegu od razu tam na górze. Uspokoić oddech, trzymać tempo takie jak ma być średnie (u mnie poziom wysiłku bo bez zegarka..) a potem na zbiegu odrobić. Tak zdobiłem na tym czwartym kilometrze, nawet znalazłem dość sił żeby kilka piątek dzieciakom poprzybijać i gdy zaczął się piąty kilometr to wiedziałem już że będzie dobrze. W sensie że wytrzymam to tempo chociaż jest ciężko, ale ten piąty km to zbieg! Wyciągnąłem wnioski z orlenowskiej dychy gdzie źle rozegrałem zbieg - zabrakło mi na niego sił i nie odrobiłem tam strat z podbiegu bo zabiegałem zbyt odchylony do tyłu przez co wyhamowywałem zamiast biec szybko. Teraz pochyliłem się do przodu i machałem nogami jak Fred Flinston w samochodzie żeby się nie przewrócić. Mijałem się wtedy z jakąś dziewczyną której ktoś krzyknął "jesteś druga!" (czemu chłopaków się tak dyskryminuje, nikt mi nie krzyknął "jesteś fefdziesiąty któryś!" ;) ). Po ostrym zbiegu był ostry zakręt w lewo i tuż-tuż brama - końcówka to już sprint dzięki czemu wyprzedziłem i tą dziewczynę i trzech chłopaków przed nią, kończąc bieg na 86 miejscu w generalce z czasem 19:19!!
O tym dowiedziałem się z smsa po tym jak zjadłem łupy - banan, wafelek, izotonik które dali na mecie, poczekałem na Żonkę i doszliśmy do samochodu. 
Podsumowując - oboje strasznie jesteśmy zadowoleni z tego biegu bo oboje znacznie się poprawiliśmy. Impreza bardzo fajna, polecam na przyszły rok wszystkim! 


5 komentarzy:

  1. Bez zegarka to tak specjalnie, jak rozumiem? Fajny wynik - i Twój i żony :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, to był taki eksperyment - pierwszy raz w życiu i poszło niesamowicie :) z powodu Agrykoli nawet 19:30 brałbym przed biegiem w ciemno a tu taka niespodzianka jak na smsa zajrzałem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ musiało być napięcie, gdy czekałeś na esemesa ;-) Wynik piękny. Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, było napięcie bo najpierw czekałem na żonkę, potem trzeba było dojść do samochodu i cały czas zupełnie bez pojęcia ile miałem. Nie wiem czemu ale na mecie ani nigdzie po drodze nie widziałem żadnego zegara z czasem brutto...

      Usuń
  4. Gratulacje! Na 5 km to doskonała taktyka - po prostu napierasz :) Ja też na piątki nie brałam nigdy Garmina

    OdpowiedzUsuń

ADs