niedziela, 11 listopada 2012

Dla Niepodległej


Mieliśmy piękny dzień w Warszawie. Piękna była pogoda, piękny był Bieg Niepodległości i atmosfera święta w stolicy. Przygotowania do biegu rozpocząłem wczoraj - wywieszając flagę na domu:

Zresztą szczerze przyznam że dopiero po przeczytaniu wpisu kolegi że on już to zrobił :)
Rano trochę popsułem śniadanie przed startem - miała być owsianka na ponad 2 godziny przed startem ale nie dość że ją popsułem i wyszła gęsta maź to zjadłem ją ok. 1,5 godziny przed startem a wcześniej pół kanapki. Na szczęście mój żołądek jest dość odporny i pod wpływem nawet dużego wysiłku nie oddaje tego co zabrał.
Temperatura była około 11-12 stopni więc decyzja mogła być jedna - jak najkrócej. Spodenki asicsa z maratonu paryskiego, biało-czerwona koszulka na ramiączkach z nazwą blogana plecach i rękawki - czyli generalnie dokładnie ten sam zestaw co w Paryżu na wiosnę. Tylko buty inne - Asics Gel DS-Skyspeed2 i od razu napiszę - sprawiły się znakomicie.
Na start pojechaliśmy samochodem - ze starszą córą i moją mamą. Dzięki temu miałem super doping i szczere gratulacje. Może następnym razem reszta rodziny też da radę bo już skończą się drzemki w środku dnia najmłodszego domownika.
Rozgrzewkę zrobiłem jak zwykle przed biegiem na 10km - trucht, trochę wymachów, kilka bardzo szybkich odcinków i dosłownie kilka skipów A i C - żeby pobudzić i ukrwić mięśnie ale bez zmęczenia. Zapomniałem tylko o rozciąganiu...
Ustawiłem się pomiędzy tabliczkami 40' a 45' - bo plan był aby biec po 4:18/km czyli na 43:00. Właściwie byłem bliżej do tabliczki 40' niż do 45' czyli tak jakbym chciał na 42' biec. Wydawało mi się że jest wokół mnie dużo ludzi którzy naprawdę powinni stanąć daleko z tyłu ale o tym potem. Na starcie zobaczyłem pierwszego kolegę - Rafała z grupy "Serock biega" (chociaż dla mnie to znajomy ze studiów a nie z tej grupy :) ). Potem był hymn - nawet biegacze czapki zdjęli chociaż akurat obok mnie stanęła grupka 4-osobowa która umilała sobie śpiewanie hymnu pogaduszkami... No i poszły konie po betonie.
Na pierwszym kilometrze wypatrywałem mojej małej Małgosi i udało się! Stały z babcią po prawej stronie ale w tym tłumie mnie nie zobaczyły. Jednak niezły ma refleks moja pociecha - krzyknąłem "Małgoś!" przebiegając obok a ona zdążyła wyciągnąć górne odnóżę i przybić mi piątkę!
Potem był bieg. Najpierw jak zwykle - biegło się dobrze. Trzeba było trochę wymijać, spotkałem nawet po ok. 500m starszego pana który sobie szedł! Trochę takie coś dołuje - jak można tak innym przeszkadzać. Było takich zadziwiających sytuacji kilka i trochę mnie zdenerwowały ale tak na chłodno oceniając to na ponad 7000 ludzi ja takich problemów ze złym ustawieniem się zawodników spotkałem bardzo mało.
Pierwszy kilometr wyszedł  4:12, drugi w 4:14. Wciąż za szybko ale nie tak tragicznie bo pamiętając że chcąc dobiec w 4:18/km muszę według gremlina biec troszkę szybciej - ustawiłem więc wirtualnego partnera na 4:17/km. Teraz gdy wiem że gremlin wyliczył mi 10,08km to wychodzi że musiałbym według jego wskazań biec 4:16/km żeby wyszło dokładnie 43:00 na całej trasie.
Trzeci kilometr to podbieg na wiadukt nad Alejami Jerozolimskimi. Tutaj spotkałem i pozdrowiłem blogaczkę Anię. Podbieg był ciężki dla mnie choć to nic w porównaniu z Agrykolą. Tempo spadło do 4:22/km ale nadal miałem około 5 sekund przewagi nad wirtualnym partnerem. Czwarty kilometr - dopada mnie Krasus (zaraza zawsze mnie wyprzedza, ale już niedługo! :) ). Podobno źle mu się biegnie i to możliwe bo widzę go niedaleko przede mną bardzo długo, do ok. 8 kilometra. Tymczasem biegniemy dalej - obok biegacz z wózkiem biegowym a w nim mały szkrab. Płacze. Uświadamiam sobie że pierwszy raz słyszę żeby dziecko w wózku biegowym płakało a widziałem takich pociech już bardzo wiele. Widocznie taka zabawa się dzieciom prawie zawsze podoba. Biegacz zatrzymał się "na serwis" na poboczu żeby syna uspokoić a ja... biegnę dalej.
Żeby uzmysłowić jak mi się dłużyło - dygresja. Trochę się bałem tego startu, tak jak poprzedniej "dychy". W sumie maratonu też :) Chodzi o to że przebiec taki dystans to nie jest jeszcze problem. Ale przebiec go na miarę swoich możliwości oznacza ciężką walkę psychiczną z samym sobą. Po kilku kilometrach zaczyna się już mieć dość, organizm się buntuje a ty wiesz z doświadczenia że nie będzie łatwiej. Będzie ciężej i ciężej prawie do samej mety. Z drugiej strony wiesz że przed metą pozytywne emocje wezmą górę a za metą będzie spełnienie i to dodaje sił. Z jednym ale - tak jest dopóki wiesz że dasz radę dobiec w dobrym czasie. Ja dzisiaj miałem chwile zwątpienia w trakcie biegu - myślałem że nie dam rady i że zamiast rekordu będzie regres mimo trudnych treningów. Koniec dygresji :)
Skończył się też i piąty kilometr i byliśmy na nawrotce. Ja na szczęście biegłem jeszcze bardzo dobrze - 4:16 (czas piątego km). Jednak po tętnie było już widać że zaczynają się schody - średnio na tym km było 179 co u mnie oznacza naprawdę duży wysiłek.
Kilometry 6,7 i 8 nie różniły się od siebie co mnie dziwi teraz bo przecież na ósmym był ten podbieg... z którego zapamiętałem to że wyprzedziłem na nim dziewczynę jadącą na rolkach! A rolkarze startowali dobrych parę minut przed nami.
Wtedy przyszedł kryzys. Dziewiąty kilometr był najsłabszy - 4:30. Gdzieś na tym kilometrze wyminął mnie kolejny internetowy znajomy - Piotr (ale ten jak się okazało mieszka dosłownie tuż obok mnie bo jedną przecznicą obok). Zagrzewał mnie do walki ale prawdę mówiąc nic mi to nie pomogło :) Jednak zrobił dla mnie coś ważniejszego - biegł niedaleko przede mną a ja widząc go tak się spiąłem nie wiem jak ale przyspieszyłem. W końcówce pomachałem jeszcze do kolejnej blogaczki - Hani która z synem stała przy trasie i dopingowała męża (był tuż za mną, w netto 12 sekund) i zaraz potem znowu moi kibice ale tym razem niestety córcia nie zdążyła mi pomachać :(
Ja tymczasem goniłem za sąsiadem. Dziesiąty kilometr wyszedł w 4:12 - czyli 18 sekund szybciej niż poprzedni a te ostatnie 80 metrów które zarejestrował garmin wyszły w tempie 3:08/km! I na tych ostatnich metrach... przegoniłem Piotrka! On co prawda biegł na 44 minuty i nie ścigał się ze mną ale i tak mnie to cieszy bo nie chodzi o wygraną z kimś ale o moją wygraną z samym sobą. Strasznie jestem dumny że dałem radę się przełamać i przyspieszyć. Mój wynik:


Nie jest to pełnia marzeń bo miało być 42:59 ale jestem bardzo zadowolony bo jednak 19 sekund szybciej od życiówki a sam bieg chyba był też znakomitym treningiem psychicznym. Miejsce 635/7207 to też wielki sukces. Ze metą pogadałem jeszcze z Krasusem i Piotrkiem, we trójkę nawet udzieliliśmy króciutkiego wywiadu do nieznanej z nazwy stacji, dostaliśmy po medalu, wodzie albo izotoniku, jeszcze naklejka i dyplom i pobiegłem do córki. W drodze do samochodu spotkałem jeszcze jednego internetowego znajomego - Huberta i zaraz potem Marcina. Chwilkę pogadaliśmy i uciekłem do samochodu żeby nie przemarznąć.

Podsumowując - bieg był bardzo udany. Organizacyjnie było bardzo dobrze, na plus trzeba zaliczyć:
- strefy startowe
- ładna koszulka (wreszcie logo banku na plecach nie ma rozmiaru piłki lekarskiej)
- ładny i nietypowy medal
- wreszcie marszałek w oldmobilu nie jechał wśród biegaczy smrodząc tylko wcześniej się wyprawił
Na minus:
- na mecie można było brać albo wodę albo izotonik - powodowało to zamieszanie bo zwykle dostaje się i to i to
-  2 czy 3 minutowe opóźnienie startu
- za mało miejsc - było dużo więcej chętnych

Te minusy są małego kalibru, ogółem bieg był świetny a  ja jestem dumny że mogłem w ten sposób pokazać ile znaczy dla mnie Niepodległa.

13 komentarzy:

  1. O, nie wiedziałem, że biegłeś blisko za mną tak długo. To się wszystko zgadza, bo ja 8, 9, 10 pobiegłem szybciej niż poprzednie, a Ty na 8 zwolniłeś i stąd ostateczna różnica między nami. Tak czy siak, gratulacje za wynik, każda życiówka jest sukcesem:) I zgadzam się z tą walką z samym sobą. To jest tak naprawdę najważniejsze wyzwanie.

    Z napojami nie zwróciłem uwagi, dystans był na tyle krótki, że zadowoliłem się wodą i polazłem do samochodu. Ale oczywiście fajnie byłoby dostać więcej niż mniej.

    A przez to opóźnienie o jedną zwrotkę skrócono hymn, szkoda. TV miała logo 'WOSiR', więc jakaś ichniejsza wewnętrzna chyba;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, bieg był fajny i "minusy nie przesłoniły nam plusów" :-) Za koszulkami Crafta nie przepadam, ale wrażenie wizualne biegnącej flagi było świetne.
    Gratuluję dobrego wyniku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do minusów... wg mnie niekoniecznie dobrze jest zwiększać liczbę uczestników. Czym więcej osób na trasie tym większy tłok. Tym więcej początkujących wolniejszych biegaczy, którzy ustawiają się w złych strefach. Większe kolejki do toi toi. Większe kolejki do depozytów etc. Może i nawet wyższe opłaty startowe (bo pieniądze od sponsorów i zasoby partnerów technicznych też są ograniczone, a opłata za pakiet startowy nie finansuje wszystkiego). Także na limit ilości uczestników trzeba też spróbować spojrzeć z drugiej strony (vide różnego rodzaju problemy na tegorocznym Biegnij Warszawo).

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje Bracie :)
    Niezły czas.. mnie po 10km (z czasem ok 1h) musieliby R-ką odwozić na OIM :P

    Fajnie, że masz coś poza pracą i rodziną co Cię wciąga.

    Swoją drogą z całą pewnością Małgosia się ucieszyła i będzie opowiadać jak to Tacie kibicowała. Ja zawsze w żartach narzekam na jej hałaśliwość ale czekam na Was abyście "na żywo" poopowiadali.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratki Lechu! Wielkie brawa dla Twoich Kibiców:)pozdrowionka;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Leszek - gratuluję kolejnej poprawy.
    Poprzeczka jest już naprawdę wysoko :)
    Zgadzam się co do wszystkich plusów i minusów.

    Fają masz córę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć Lechu,
    Gratulacje!! Cieszę się, że trochę pomogłem na finish'u :-) No i w ogóle miło było poznać sąsiada w takiej przyjemniej scenarii ;)
    Ja też zadowolony, 43:30 to moja życiówka. Ogólnie bardzo fajny bieg, pogoda super. Z pozytywów: dobry pomysł z rozproszeniem szatni w 3 miejscach, miejszy tłok przed i po.
    Pozdrawiam,
    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  8. Taki mały kamyczek :)
    Z regulaminu:
    III. CELE
    1. Upamiętnienie 94. Rocznicy Odzyskania Niepodległości.
    2. Upowszechnianie biegania jako najprostszej formy ruchu.
    3. Promocja aktywności fizycznej i zdrowego stylu życia.
    4. Promocja m. st. Warszawy i WOSiR.

    Myślę, że drugi i trzeci cel mówi wszystko i pokazuje jaki kierunek będzie utrzymywany. Niestety masowy w tym przypadku znaczy dużo wolniejszy od Ciebie Leszku i większości Twoich biegaczy-blogaczy, czy jest obowiązek uczestniczenia w okolicznościowym/masowym biegu ???
    Nie ma. Dla mnie ten bieg ma swoją wartość dzięki swojej masowości właśnie i chciałbym dożyć (dobiec) chwili kiedy będzie to 15 tys ludzi na ulicach Warszawy.

    A co do wolniejszych biegaczy, to są inicjatywy organizacji biegów (m.in. drugiego maratonu w Warszawie) ze znacznymi ograniczeniami na minimalny czas i to może jest rozwiązanie dla Was - tam będzie luźniej, profesjonalniej, ale czy na pewno fajniej ???? :)

    pozdrawiam
    mpiest

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki wszystkim! Mi się ten bieg bardzo podobał - też bym chciał żeby zwiększono limit miejsc żeby bieganie było bardziej masowe. Widząc tyle tysięcy biegaczy z których chyba większość jeszcze biegła długo po mnie doszedłem do wniosku że był to bardzo fajny bieg i dla tych którzy chcą się ścigać i dla tych którzy chcieli przebiec żeby uczcić Święto. Ja prawie nie miałem problemów z tłumem - były strefy startowe i one dobrze zadziałały. Miejsca szybko się skończyły - może WOSiR za rok zwiększy limit i zacznie się rywalizacja z BW o największą imprezę biegową w stolicy? Kto wie... fajnie by było bo jak też bardzo popieram te imprezy masowe. To jest święto biegaczy :)
    Gratki Marcin za wynik tylko dlaczego nie umówiliście się ze mną żeby przed biegiem się spotkać :) ??
    Piotr - dzięki za podciągnięcie na koniec biegu, teraz będę uważniej patrzył na wyniki kolejnych biegów, zrobimy wewnętrzną Nowo-Iwiczniańską rywalizację :D
    Dzieki jeszcze raz - to teraz już koniec sezonu, czyli pewnie czas podsumowań się zbliża...

    OdpowiedzUsuń
  10. Wielkie gratulacje z okazji kolejnej życiówki :) Czytając posta miałam wrażenia jakbym słyszała własne mysli z tego biegu "Po kilku kilometrach zaczyna się już mieć dość, organizm się buntuje a ty wiesz z doświadczenia że nie będzie łatwiej. Będzie ciężej i ciężej prawie do samej mety..." Tak właśnie się czułam :) I też na końcówce dopiero głowa dodała sił nogom :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Leszek - gratuluję wyniku
    nurtuje mnie natomiast jedna rzecz (i to głupia):
    o jakiej naklejce na mecie piszesz? :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzięki! Stała młoda pani i rozdawała (właściwie naklejała) takie kwadratowe jasnobrązowe naklejki z napisem "biegnij prosto zakręć wąsa". Poprosiłem żeby mi nie naklejała tylko dała nienaruszoną żeby córa miała zabawę (lubi naklejać) i dostałem. Dzisiaj rano jak odwoziłem do przedszkola to widziałem że naklejkę ma nadal naklejoną na swojej kurtce :)

    OdpowiedzUsuń
  13. to o to chodziło... rzeczywiście widziałem sporo ludzi z tymi naklejkami.
    Swoją drogą mało osób odpowiedziało na apel organizatorów o pojawienie się "z wąsem". Chyba nawet jakieś nagrody były przewidziane za najbardziej spektakularny wąs.

    OdpowiedzUsuń

ADs