W drugim tygodniu pobytu w Japonii sobota wypadła w Tokio. Tym razem nie miałem tak blisko do najbliższego Park Run'a, ale dla chcącego... więc zakombinowałem i wymyśliłem. Miałem z naszego lokum około 8 kilometrów na miejsce startu. Komunikacją miejską (super dobrze zorganizowaną zresztą w Japonii) wychodziło około 40 minut, ale dla biegacza-amatora 8km to też 40 minut, tylko że biegiem :) więc wymyśliłem że zrobię sobie taki kombinowany bieg długi w tą sobotę: dobiegnięcie na start, Park Run i potem powrót też biegiem.
Pewnie większość z Was wie że Park Run to taka akcja biegania 5km w sobotę rano po parku. We wszystkich krajach gdzie biegałem biegi te startują o 9 rano. Japonia jest wyjątkiem - tutaj start jest o 8 rano i moim zdaniem i tak jest to już za późno o tej porze roku :) Pogoda w wakacje jest straszna - do 35 stopni, wysoka wilgotność, trudno jest po prostu żyć, a co dopiero biegać. Wybiegłem więc około 7 rano żeby zdążyć odnaleźć start (pamiętając przejścia tydzień temu) i jakoś z pomocą nawigacji w telefonie udało mi się dobiec na start. Pod koniec biegu dobiegł do mnie biegacz z Wielkiej Brytanii, który też biegł na ten bieg. Pogadaliśmy chwilę i dobiegliśmy na czas. Start był dobrze oznaczony i było tam naprawdę sporo osób. Sprawdzałem wyniki z poprzednich tygodni i ostatnio wygrany miał około 20:30, ale w poprzednich tygodniach to już nawet poniżej 16 minut się zdarzali. Okazało się że akurat w tym tygodniu wypadała pierwsza okrągła rocznica Park Run w tej lokalizacji, stąd tak duża grupa się zjawiła. Ale to było fajne - nawet nas zapytali skąd jesteśmy, pogadałem z niektórymi Japończykami-biegaczami i poszliśmy na start.
Trasa wiodła na południe wzdłuż rzeki - około 300 metrów, potem nawrotka, około 2km na północ, znowu nawrotka i powrót - to dawało połowę dystansu, więc powtarzamy tą samą trasę i mamy 5km. Co ciekawe na stronie opisali że trasę wymierzyli starannie kółkiem. Jak Japończycy piszą że wymierzyli starannie to możecie być pewni - tak dokładnie było. I w Toki i w Osace było tak samo - dystans był zmierzony idealnie (sądząc po wskazaniach mojego zegarka, który jest na pewno mniej dokładny).
Plan jak pisałem poprzednio był, aby zmierzyć się ze złamaniem 20 minut. Ruszyłem więc tym właśnie tempem średnim. I co tu dużo pisać - pierwsza połowa wyszła dobrze, ale druga - tragicznie. Zwolniłem okropnie i rzadko mi się zdarza aż tak odpaść, ale skończyłem w
21:29
Stracić prawie półtorej minuty na dystansie 2,5km to trzeba się postarać - to wychodzi trochę ponad 30 sek/km... myślę że przetrenowałem się tutaj - biegałem dużo, temperatura i wilgotność były jakie były, ja dodatkowo codziennie bardzo dużo chodziłem - miałem prawie 30 tysięcy kroków dziennie (i to codziennie).
Z pozytywów natomiast - to było bardzo fajne doświadczenie, fajnie mieć takie pamiątki z wyjazdów (wspomnienia z biegów lokalnych). Mam nadzieję że jeszcze wrócimy do Japonii, bo sam wyjazd był bardzo ciekawy. No tylko może nie w tą porę roku w jaką się wybraliśmy (ale wiedzieliśmy o tym - musieliśmy wtedy z powodu wakacji szkolnych córek).
To teraz w sobotę spróbujemy się sprawdzić na Biegu Powstania Warszawskiego, najważniejsze to wrócić do żywych po podróży do Polski (znowu zmiana czasu o 7 stref czasowych!). No i spróbować pobiec te 41 minut... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz