poniedziałek, 3 września 2012

Biegowa przygoda


Tydzień jak tydzień ale miałem w niedzielę wreszcie wpaść w dobry rytm czyli nadgonić braki w treningu i już dalej iść (a właściwie biegać) zgodnie z planem. Zostało mi tylko niedzielne długie wybieganie więc po negocjacjach rodzinnych ustaliłem że jak wybiegnę o 7 rano to wrócę na 9 i zdążymy z resztą zaplanowanych atrakcji na ten dzień (msza 10:30 a potem wspólna akcja całego osiedla pt. impreza integracyjna połączona z budową ronda i rozstawianiem szykan na drodze żeby nam dzieci piraci drogowi nie rozjechali). Budzik zadziałał, udało mi się wygramolić, spakować żel i izotonik do picia i pobiegłem.
Po trzech kilometrach zauważyłem rowerzystę który stał na ścieżce rowerowej przy Puławskiej i patrzył się w moją stronę. Podbiegłem i usłyszałem "czy może mi pan pomóc".... okazało się że przy ścieżce twarzą do ziemi leżał niezbyt kontaktujący amator trunków wysokoprocentowych. Ale jeszcze ciekawiej było potem. We dwóch udało się nam jakoś tak trafić do świadomości w sumie młodego chłopaka (na oko 22 lata) żeby dał nam swój telefon. Temperatura była taka że podczas biegu widziałem parę wydobywającą się z moich płuc więc leżenie w takim stanie na gołej ziemi oprócz zagrożenia dla portfela i telefonu było też niebezpieczne dla zdrowia. Zadzwoniłem pod numer "Mama", zaczęło się organizowanie powrotu dla młodzieńca. A co w tym takiego ciekawego: otóż był on z Łomży (150km) a poprzedniego wieczora był na weselu... w Warce (45km). Nikt nie miał pojęcia jak znalazł się na granicy Warszawy z Piasecznem - ani on ani jego rodzina :)
Z biegiem czasu młodzieniec zaczął trochę kontaktować. Dał radę nawet wstać i powoli iść ale dogadać się z nim było bardzo ciężko. Jedyne co rozumiałem to że nam bardzo dziękuje i że fajnie mieć braci (którzy mieli po niego z Łomży przyjechać). Odprowadziliśmy go na przystanek, na ulicach zaczęło się już pojawiać trochę samochodów a w autobusach trochę ludzi więc ustaliliśmy z rodziną że odbiorą go z pętli autobusowej Wilanowska, upewniliśmy się że wsiadł do autobusu który tam jedzie i... było po sprawie.
Z mojego treningu nie zostało za wiele. Miało być 24km po 4:57/km ale zrobiłem tylko 3,11km. Potem 40 minut przerwy na akcję ratunkową i nie dało się już biec dalej bo plan dnia by się posypał. Wróciłem więc biegiem - razem 6,5km w tempie nawet momentami 4:30/km bo chyba trochę rozemocjonowany byłem i musiałem bieganie przełożyć na następny dzień. Gdybym dołożył wieczorem te planowane 24km to razem byłoby ponad 30km a na takim dystansie nie wytrzymałbym planowanego tempa.

Na koniec jeszcze krótko o tygodniu numer 5 przed Maratonem Warszawskim:
Bieg nr 1 (interwały - środa): rozgrzewka, 3x1600m po 4:10/km odpoczynek 400m, schłodzenie. Chciałem pobiec szybciej no i się udało - interwały były w tempie 4:05/km.
Bieg nr 2 (tempowy - piątek): 16km w tempie maratońskim, pobiegłem ten bieg rano - biegnąc do pracy (poprzedniego dnia zrobiłem prawie 40km rowerem). Wyszło prawie idealnie, jedynie pod koniec chyba gremlin troszku zwariował bo w tunelu koło Dworca Centralnego stwierdził że jestem coś koło 100m za wirtualnym partnerem. Po drodze zauważyłem że biegnąc przy ścianie wysokiego budynku potrafił skokowo o 30-35 metrów zmieniać dystans względem wirtualnego partnera. Druga moja teoria to że między 14 a 15km minutę stałem na światłach i nie dałem pauzy.
Bieg nr 3 (długi - próba w niedzielę, pobiegłem w poniedziałek): 24km w tempie maratońskim +6sek/km.Starałem się przebiec ten dystans tempem maratońskim. Tego dnia zrobiłem znowu prawie 40km rowerem, w dodatku zabrałem za mało picia i nic do jedzenia. Ostatnią głupotą było za szybkie tempo na początku, średnio 4:45 przez pierwsze 10km. Mimo to udało się super, zrobiłem 24km w tempie średnim 4:54/km. Było ciężko na ostatnich 4km ale udało się! Bardzo mnie cieszą takie treningi - mięśnie bolą ale albo staję się masochistą albo to po prostu jest przyjemny ból :)

Treningi dodatkowe:
Do pracy i z powrotem rowerem (dystanse różne bo trasy różne):
- czwartek do pracy 18,16km w 42:55 prędkość średnia 25,4km/h
- czwartek z pracy 19,51km w 48:03 prędkość średnia 24,4km/h
- poniedziałek do pracy 17,88km w 43:45 prędkość średnia 24,5km/h
- poniedziałek z pracy 19,27km w 43:12 prędkość średnia 26,8km/h
Razem rower w tygodniu: 74,82km w 2:57:55'

Na koniec się pochwalę - dzisiaj mój przebieg to 61,15km z tego 24km to bieganie.

9 komentarzy:

  1. Bravo szwagier ! Jestem z Ciebie dumna bo po pierwsze: rzadko sie zdarza zeby ktos sie zainteresowal pijanym czlowiekiem, po drugie: rzadziej sie zdarza zeby ktos poswiecil pijanemu swoj czas a po trzecie: prawie wcale sie nie zdarza zeby ktos dla pijanego poswiecil swoja pasje chocby na krotko !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowa szwagierko (mam was aż trzy więc nie będę zgadywał :) ) - ja to właściwie tylko pomogłem pomóc bo to ten rowerzysta go znalazł. Myślę że z takimi akcjami jest jak z bumerangiem - powinno to do mnie kiedyś wrócić a nawet jak nie to nic - zawsze warto pomóc człowiekowi.

      Usuń
  2. Haha..koleś miał akcję w stylu Kac Vegas:)
    Jak patrzę na wynik Twoich treningów to mi leciutko szczęka opada:) super! Też bym chciał na długich wybieganiach utrzymywać tempo poniżej 5minut. Mam nadzieję, że kiedyś to osiągnę:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślałem pół roku temu i potem nagle zauważyłem że daję radę. Aż sam się zdziwiłem, po prostu regularne bieganie daje wyniki... za kilka miesięcy będziesz miał tak samo :) !

      Usuń
  3. Miał gość szczęście, że znalazło go dwóch uczciwych sportowców - rowerzysta i biegacz a nie jakiś cwaniaczek. Cóż, czasami musimy poświęcić to co lubimy dla czegoś ważniejszego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już jest - nie jesteśmy sami na świecie... Wczoraj jak odrabiałem ten zaległy z poprzedniego dnia bieg to w tym miejscu uważnie patrzyłem na pobocze ;) ale nikogo tam nie zauważyłem :D

      Usuń
  4. Ktoś powiedział:)"ból mój przyjaciel" hi,hi...A w moim kategorii wiekowej /50+/ podobno jak się człowiek rano budzi i nic nie boli, to nie wie czy jeszcze żyje he,he.. pozdrówka;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chłopak miał dużo szczęścia! Gratuluję udanej akcji ratunkowej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak mi się skojarzyło:

    Neil Armstrong wylądował na księżycu i zobaczył Polaka Chińczyka i Ruska.
    Pyta się zdziwiony Chińczyka:
    - Skąd ty tutaj?
    - U nas jest taka duża populacja, że brat na brata stanął, i tu jestem.
    Pyta się Ruska tak samo, a Rusek na to:
    -U nas jest taka trampolina, że jak się na nią skoczy to się jest tutaj.
    Takie samo pytanie do Polaka a, on:
    -Ja z wesela wracam....................

    OdpowiedzUsuń

ADs