Kolejny rok i kolejny Bieg Konstytucji za mną. Od kiedy zmieniono trasę rok temu biegamy przez Most Poniatowskiego w tę i we w tę. Nie jest to może zbyt malownicza trasa, nie jest też zbytnio łatwa - bo pierwsza połowa lekko z górki a druga połowa (a więc na zmęczeniu) jest pod górkę. A w tym roku w dodatku jeszcze było strasznie gorąco - na termometrze w samochodzie 27,5 stopnia, ale też pełne słońce, trasa po asfalcie bez żadnego cienia, w jednym momencie wiało, ale tylko chwilę a reszta biegu - po prostu na patelni. Na koniec narzekania jeszcze tylko jedno - pięć dni wcześniej pobiegłem maraton i to całkiem dobrze, więc nie zdążyłem się jednak zregenerować. Jak widać od początku wpisu zaczynam się usprawiedliwiać - więc pewnie za dobrze nie wyszło, nie?
Nie uprzedzajmy faktów jak mawia pan Wołoszański. Przed biegiem wszystko grało - wstałem odpowiednio wcześniej, nauczony doświadczeniem maratonu w Hamburgu zadbałem o odżywianie, nawodnienie i to się udało - nie musiałem na trasie zbiegać do toi-toi'a :) Jak widać na zdjęciu na samej górze - zadbałem też o dobry strój: udało mi się znaleźć jakąś starą koszulkę z Decathlonu która jest bardzo delikatna i cienka, na ramiączkach i jest bardzo przewiewna. Zrezygnowałem oczywiście z opasek uciskowych na łydki czy skarpet kompresyjnych - za bardzo by mnie grzało, też czapki czy opaski zostawiłem w domu (a byli ludzie co tak się ubrali).
W tym roku biegliśmy razem z Żonką, pojechaliśmy razem (córki już dość duże żeby się we trójkę ogarnąć i zostać na tę chwilę w domu). Zaparkowałem samochód dość blisko, na Rozbracie i doszliśmy szybko na start. Tam jeszcze dla pewności toaleta i poszliśmy na rozgrzewkę. Ja zrobiłem 3 kilometry - dobiegłem do Starówki aż gdzie było zamknięte bo zaraz oficjele z prezydentem itd. mieli tam obchody, zawróciłem i w drodze powrotnej zrobiłem ćwiczenia, skipy i przebieżki - razem wyszło 5km. Dobiegając do startu usłyszałem że za minutę start :) no idealnie - wszedłem w strefę, zresetowałem zegarek i już ruszałem, nic nie czekałem!
W tym roku start był z Placu Trzech Krzyży, do Ronda de Gaulle'a i w prawo - do Ronda Waszyngtona, nawrotka bez obiegania ronda i powrót tą samą trasą. Plan był biec po 3:50/km, ustawiłem zegarek na zaliczanie okrążeń co 500m bo chciałem potem móc przeanalizować tempo. Przeczytałem wczoraj swoją relację z poprzedniego roku - wtedy odpadłem na czwartym kilometrze i to było bardziej psychiczne moim zdaniem, więc chciałem się bardzo na tym skupić w tym roku i nie odpuścić. Wystartowałem za zającami na 20 minut, więc po jakimś czasie biegnąc po 3:50/km ich przegoniłem, ale oni trochę za szybko biegli (w sumie wiem czemu - druga połowa to podbieg to chcieli trochę nadrobić). Mi szło dobrze - nie było za łatwo, ale pierwszy i drugi kilometr zgodnie z planem około 3:50/km. Na nawrotce miałem wg organizatorów czas 9:36 i prognozowany na mecie 19:10 - czyli idealnie. No tylko że pary starczyło dokładnie na połowę biegu i to by było na tyle. Po prostu nie miałem siły utrzymać tego tempa - w dodatku ta pierwsza połowa była z góry, a potem był podbieg (w sumie około 30 metrów różnicy - lewy brzeg Wisły jest dużo wyżej więc most siłą rzeczy jest też wyżej po stronie startu i mety niż przeciwnej. Strasznie odpadłem na tej drugiej połówce, zaraz zobaczycie dane - tempo nawet 4:34/km to nie jest zupełnie tempo wyścigu na 5km. No i tak dobiegłem w jednym kawałku, ale zupełnie nie w czasie o którym myślałem:
20:41
A te plany to już sobie obmyśliłem - teraz mam dokładnie 12 tygodni do biegu na który nie da się jeszcze zapisać, ale data jest już ogłoszona: Bieg Powstania Warszawskiego. Zrobię więc sobie 12 tygodniowy plan pod szybkość i spróbuję się znacznie poprawić na 5km i 10km. Jestem zapisany na Bieg Ursynowa 24-go czerwca i tam postaram się poprawić rekord sezonu 19:34 z testu na stadionie. Potem na koniec tego planu treningowego pobiegnę dychę (pierwszy raz w tym roku) i te dwa biegi to będą moje"starty A" w końcówce tego półrocza. Acha, do tego czasu chcę kontynuować moje liczenie kalorii bo to super działa - mam teraz średnio 76,5kg, a przypominam że od zawsze od kiedy się ważę (od jakichś 25 lat) nie miałem nigdy poniżej 78kg, zawsze to było 78-80kg. Więc jak "przytrenuję" i trochę schudnę to liczę na znaczną poprawę :) może nawet zrobię sobie jakiś start kontrolny w Park Runie którejś soboty.
A potem: od sierpnia zostaną też równo 18 tygodni do maratonu w Walencji. To akurat czas który zmieści pełny cykl treningowy pod maraton. Start kontrolny na który już się zapisałem to będzie półmaraton w Dublinie - też fajna sprawa bo jeszcze nie biegłem w Irlandii :) Plany jak widać więc są wykrystalizowane, światłe i gotowe - nic tylko brać się do roboty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz