środa, 12 czerwca 2013

Triathlon Sieraków 1/4 IM


Wrzucam moją relację z debiutu w triathlonie z małym poślizgiem co pewnie nie dziwi tych którzy czytali już o moim planie na dwa zwariowane tygodnie. Z drugiej strony z powodu poślizgu mogę się pochwalić zdjęciami które dopiero teraz udostępniono.

Przygotowania

W sobotę rano poszedłem na spokojny krótki bieg żeby "wyrobić" normę Danielsowką, która miała być w tym tygodniu 64km (80% z maksymalnych 80km) - pobiegłem więc do Decathlonu odebrać rower po przeglądzie. Wszystko by było fajnie, no ale wtedy moja Żonka wpadła na pomysł, że skoro babcia zaopiekuje się naszymi pociechami, to my możemy pobiec razem w Piaseczyńskiej Piątce (tego dnia wieczorem). Patrząc od strony bicia rekordów w Sierakowie to był to słaby pomysł, ale przecież ja nie jechałem tam bić rekordów, a druga taka okazja żebyśmy razem pobiegli prędko się nie przydarzy. Bardzo mi się więc ten pomysł spodobał a jak cały ten bieg wyglądał możecie poczytać w poprzednim wpisie.
Po powrocie do domu było już wszystko na zwariowanych papierach. Torby do samochodu, rower, kask, pianka, ubrania, jedzenie, dokumenty - udało się wszystko zabrać i wyjechać około 20. Około północy byłem w Sierakowie i po krótkich poszukiwaniach miejsca do spania udało mi się wjechać na teren ośrodka. Stanąłem na parkingu gdzie takich mądrych jak jak było więcej (można poznać po zaparowanych oknach w samochodach). Wystawiłem rower, na rozłożone siedzenia położyłem kołdrę i koc i próbowałem przespać te 6 godzin. Za wygodnie to nie było :)

Poranek

Marcin - mój kolega z którym startowaliśmy przyjechał dość wcześnie, ja od rana wcinałem co tam miałem i bardzo bałem się wody. Poszliśmy do biura - odebrałem pakiet, wstawiliśmy rowery do strefy zmian. Zobaczyliśmy gdzie jest wejście a gdzie wyjście ze strefy zmian i kolega uczulił mnie żebym zapamiętał gdzie jest mój rower bo podobno jak się wbiega w czasie zmiany dyscypliny to wszystkie wyglądają tak samo. Nie wiem jak mógłbym pomylić mój 7 czy 8-letniego staruszka z tymi cudami techniki no ale dobra, rozejrzałem się i zapamiętałem (a czy dobrze - o tym będzie za chwilę :) ). Sprzętu do triathlonu to jest sporo więc trochę czasu z tymi przygotowaniami mi zeszło. Walka ze stresem wychodziła mi na razie dobrze :)
W końcu Marcin patrząc na mnie uważnie stwierdził że tą piankę to ja jednak tyłem na przód założyłem :-D Pierwsze koty za płoty - trochę mnie dziwił ten długi sznurek z przodu przy zamku błyskawicznym, teraz to się wyjaśniło :) Przełożyłem piankę na odwrót i już zacząłem się poważnie denerwować - jak ja to ściągnę? Teraz na sucho i bez zmęczenia nie mogę tego sznurka sięgnąć! No ale zaczęło być mało czasu, mieliśmy iść na start! Przed maratonem w takim momencie zwykle się ucieka na "nerwo-sika" - tutaj z tym jest problem bo zdjąć piankę w takim ostatnim momencie? Czy wytrzymać? Ostatecznie przemówiłem sobie do rozsądku że pęcherz przecież jest pusty i poszedłem z wszystkimi na start.

Start

Woda była na szczęście naprawdę ciepła jak na początek czerwca w Polsce. Popluskałem się tak do połowy łydki, cały czas nerwowe żarty z kolegą i innymi skazańcami pozwalały nie myśleć starcie. W końcu start - okazało się że nie dla nas a dla pary triathlonistów z których jeden był niepełnosprawny a drugi jego pilotem (prowadził tego pierwszego który był niedowidzący). Dostali duże brawa od nas a my mieliśmy mieć jeszcze 8 minut do startu. W pewnym momencie wszyscy wbiegli do wody - konsternacja czy przegapiliśmy start, okazało się jednak że to tylko taka rozgrzewka (dziwne to trochę). Czas płynął nieubłaganie, w końcu padł wystrzał i wściekła horda pobiegła do wody.

Pływanie

Ja wcale się spieszyłem żeby pływać w tej białej pianie co wylatywała spod nóg i rąk zawodników. No ale trzeba było tam wejść, w końcu po to tu przyjechałem. Wbiegłem niespiesznie do wody i próbowałem płynąć. Na basenie to łatwe - własny tor, woda spokojna a tutaj nie dość że fale to jescze ci wszyscy ludzie starają się tak machać nogami żeby mi wodą do ust wepchnąć a w dodatku jakiś dziwny stres nie pozwala mi płynąć kraulem. Próbuję żabką - nie, to tylko może kurcze wywołać, próbuję kraulem - nieeee, woda mi się wlewa. W końcu EUREKA - gość obok płynie na plecach. Bałem się że będą takich odławiać bo to podobno wygląda jak wołanie o pomoc (ratownicy pływali w łódkach obok cały czas). No ale skoro jego nie odławiają to i mnie nie odłowią może? Przewaliłem się na plecy i zacząłem drałować. To było straszne, boja daleko, ja gdzieś w końcu stawki i coś strasznie powoli mi to idzie. Nie będę zanudzał ale naprawdę STRASZNIE wolno to szło. W końcu pierwsza z dwóch boji, skręcam w prawo. Co chwilę przewalam się z pleców na przód, próbuję albo kraulem albo żabką ale kraulem dalej mi nie wychodzi (a przecież na basenie większość kraulem pływam) a żabka dalej mi sugeruje że lepiej nie bo złapią kurcze. No więc płynę mozolnie, wszyscy prawie przede mną. W pewnym momencie ratownik z łódki krzyczy czy wszystko w porządku. Ja zdziwiony - no tak odkrzykuję a on do mnie "TAM PŁYNIEMY" i pokazuje ręką. Jak by to powiedzieć.. jakimś cudem udało mi się w środku pływania zawrócić i płynąć w złą stronę! :D Nie wiem jak, pewnie przez to odrwacanie się z pleców na brzuch :) Podziękowałem ładnie panu ratownikowi, na pytanie innego ratownika czy taka dobra impreza była wczoraj odkrzyknąłem zgodnie z prawdą że właśnie nie było! No i popłynąłem dalej. Reszta drogi zeszła mi na jeszcze baczniejszej nawigacji, narzekaniu na to jaki to głupi sport ten triathlon i zżymaniu się nad samym sobą czemu się na to w ogóle zapisywałem. W końcu dotarłem do końca w oszałamiającym czasie niecałych 34 minut, dwóch panów co by mogli w kuźni pracować wyciągnęło mnie z wody (ależ nie trzeba, dziękuję bardzo!) i wreszcie poczułem twardy grunt pod nogami! Teraz jeszcze tylko rower i wtedy przeżyję ten triathlon!
Pływanie ukończyłem jako 425 zawodnik z 433 którzy wyszli z wody (!!!).

Zmiana T1

Moje optymistyczne założenia co so skónczenia 1/4 IM w 3 godziny zakładały że zmianę wykonam w 5 minut (pływanie miało być szybciej niż wyszło oczywiście ale już nie wracajmy do tego wstydliwego tematu). Tymczasem zmiana T1 polega na tym że trzeba wybiec z wody i dobiec do strefy zmian. Łatwo się mówi - po pierwsze po wyjściu z wody człowiek chodzi jak pijany. A biega to jak dwóch pijaków :) po drugie jest się w mokrej piance a po trzecie w Sierakowie dobieg do strefy zmian to jest jakieś niezłe kilkaset metrów pod górę! No nic, twardym trzeba być, przynajmniej już na pewno nie utonę, biegnę, jest ciężko ale biegać to jeszcze wiem jak. Po drodze udaje mi się złapać sznurek i trochę zdjąć piankę. W biegam do strefy zmian, znajduję bez problemu rower (ha-ha!!), zrzucam piankę i jako że spodenki i koszulkę miałem pod spodem to tylko zakładam skarpetki i buty, kask, taśmę z numerem startowym i wybiegam trzymając rower. Pasek pulsometru i garmina miałem cały czas założone - na szczęście nie miałem problemu ze ściąganiem pianki z tego powodu.
Czas zmiany: 5:12 co jest dobrym wynikiem bo najlepsi mieli czasy rzędu 3-3,5 minuty a taki jak mój mieli zawodnicy z pierwszej 20-tki.

Rower

Wyjechałem na trasę rowerową prawie ostatni ale od tego momentu zaczęło się nadrabianie. To że z wody wyszedłem na szarym końcu oznaczało że będę podbudowywał swoje ego mijając kolejnych zawodników. Nie spodziewałem się jednak że trasa będzie taka pofałdowana. Mam wrażenie że nie było płaskich odcinków, na podjazdach miałem już dość a na zjazdach nie bardzo miałem jak nadrobić bo mój rower to nie demon szybkości - nawet lemondki nie ma ani kierownicy jak kolażówka, tylko zwykła taka w poprzek roweru więc opory powietrza są spore. Na pierwszym kółku jeszcze jakoś szło, potem było gorzej. Najbardziej podobał mi się moment gdy pod koniec pierwszego kółka zdublowało mni kilku zawodników z czołówki, dojeżdżam wtedy do strefy gdzie oni zjeżdżali już zaraz do strefy zmian - tam stało trochę kibiców. Nagle słyszę od nich doping "JESTEŚ CZWARTY!" myślałem że padnę ze śmiechu, dałem radę tylko odkrzyknąć "Tak, czwarty! To pierwsze kółko jest!". Minąłem strefę zmian i pojechałem na drugie okrążenie. Najlepiej było widać to że jest coraz gorzej po tym że musiałem na podjazdach sięgać po inne przerzutki niż przy pierwszym kółku. W pewnym momencie brakło mi przerzutki z tyłu i musiałem redukować też z przodu :) No ale porównując do pływania to rower był super fajną dyscypliną.
Dojechałem w 1:36:19 czyli znowu kilka minut dłużej niż zakładem (1,5h) i sam rower ukończyłem na miejscu 360-tym (nie licząc pływania ani zmiany T1).

Zmiana T2

No i tutaj się okaże czemu warto DOBRZE się rozejrzeć po strefie zmian przed startem. Otóż dobrze popatrzyłem gdzie się wbiega z pływania i gdzie się wybiega na rower, ale już jak wygląda wejście i wyjście z roweru na bieg to już nie opracowałem sobie. No i wbiegłem do strefy po rowerze i pobiegłem z rowerem w przeciwległy róg strefy :) Dobiegłem, patrzę - to nie moje miejsce i musiałem się wracać po przekątnej (oczywiście się nie da więc alejkami między rowerami trzeba było). Na szczęście sama zmiana to moment - wstawienie roweru (nie chciał złośnik wleźć na miejsce), zdjęcie kasku, przesunięcie numeru startowego z pleców na klatę i wybiegam.
Czas w strefie: 1:22 - bardzo mało jak na to że była pomyłka.

Bieg

No i wreszcie to co tygrysy lubią najbardziej. Wybiegłem i mijałem dziesiątki zawodników. Trochę w tym "zasługi" pływania po którym byłem prawie ostatni ale też po prostu miałem dość siły co mnie cieszy. Niektórzy szli, przystawali na punktach z wodą - ja leciałem i nadrabiałem. Na trasie miło pogadałem z jednym z czytelników mojego skromnego bloga (pozdrawiam!), trochę sobie wypiłem wody i połykałem kolejne kilometry. Trasa była równie malownicza co rowerowa tylko jeszcze trudniejsza. Prawie cała przez las po ścieżkach albo po gołej ziemi (ktoś zdarł darń i my po odsłoniętej ziemi biegaliśmy - trochę to barbarzyńskie było dla mnie). Na początku pętli był zbieg - dość łagodny ale długi, po kostce brukowej o ile dobrze pamiętam. Najgorszy odcinek to sama końcówka gdzie podbieg był tak strony że było to trawersowanie zbocza - krótka prosta, zakręt o prawie 180 stopni i tak co chwilę. Tam wiele osób szło bo przy takim nachyleniu podbiegu jest to już dość sensowne. Ja jednak biegłem bo zawsze się staram biec w takich sytuacjach. Na drugim kółku miałem odczucie że tempo mi trochę spadło ale i tak było dobre, wbiegłem wreszcie na metę i mogłem się cieszyć że w 25% jestem z żelaza (powiedzmy że prawa noga i pół biodra to jest ta żelazna ćwiartka) :)
Czas biegu: 53:03 czyli 86 wynik z 429. Tempo nie za duże bo 5:02/km ale przy takich podbiegach i po ponad 2 godzinach wysiłku to dobry czas.

Meta

Poprzybijałem piątki z kibicami na ostatniej prostej, przebiegłem przez szarfę na mecie i zaraz za metą spotkałem kolegę - pogadaliśmy, zjadłem hamburgera i inne "przydziałowe" rzeczy na mecie, tylko piwa nie mogłem ruszyć bo zaraz miałem jechać. Potem telefon do domu, pakowanie rzeczy ze stredy zmian, depozyt, prysznic i do samochodu bo o 19:45 odlatywał mój samolot do Brukseli a przede mną było coś koło 350km drogi do Warszawy.
W sumie mój czas to 3:09:43 - prawie 10 minut gorzej niż sobie zakładałem (gdyby trasy rowerowa i biegowa nie były takie pagórkowate a dobieg do zmiany T1 byłby krótszy to mimo tego pływania dałbym radę). W sumie 314 miejsce na 429 osób które ukończyło - nie jest to żaden szał ale też nie takie były założenia. Miało być sprawdzenie czy mi się podoba i to zadanie w Sierakowie wykonałem w 100% :)

Podsumowanie

Triathlon ma w sobie coś fajnego (tzn. bieg, pływanie i rower mogliby wywalić). To na pewno było fajne doświadczenie i nie żałuję że się zapisałem. Miałem duże szczęście z pogodą (temperaturą wody), udało mi się mimo problemów dopłynąć, a rower i bieg to były już fajne części. Co ciekawe mimo tak długiego wysiłku bo czas prawie jak przy maratonie to nie czułem w ogóle zmęczenia. Po maratonie przez cały dzień padam, tuż za linią mety mam wszystkiego dość a tutaj - świetny humor, żadnych dolegliwości i bez obaw wsiadłem do samochodu w tak długą podróż jako kierowca.
No i najważniejsze - czy mi się spodobało? Waham się jeszcze z odpowiedzią na to pytanie. Triathlon to na pewno droga zabawa, zajmuje dużo więcej czasu niż bieganie (i trening i zawody) ale ma w sobie coś fajnego o ile się do tego podchodzi z głową (czyli od razu się wie że nie ściga się z Ludźmi Na Karbonowych Rowerach). Myślę że w tym roku mam już dość ale jeżeli mi się uda to chciałbym w zimę zapisać się na jakieś lekcje pływania i w przyszłym roku spróbować z 1/2 IM'a. To jest już duże wyzwanie bo mimo że po 1/4 IM czułem się dobrze to mimo to wiedziałem doskonale że dwukrotnie dłuższy dystans to coś (daleko) poza moim zasięgiem. Nie chodzi tylko o pływanie, ale i rower i bieg byłby ogromną trudnością. Tym bardziej podziwiam ludzi którzy są w stanie ukończyć pełnego IronMan'a. Może i mi kiedyś się to uda?






11 komentarzy:

  1. Fajnie, że Ci się spodobało, a płynięcie w odwrotnym kierunku rozbawiło czytających po pachy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnież jak pianka założona tyłem na przód :)
      Gratulacje! I mam nadzieję, do zobaczenia gdzieś kiedyś w strefie zmian! :)

      Usuń
  2. Rozbawiłeś mnie przygodami związanymi z pływaniem. Pewnie, gdyby nie to, że kilka dni przed startem miałem okazję popływać z bardziej doświadczonymi zawodnikami, miałbym podobne historie z pianką i nawigacją :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu ktoś, kto nie jest cyborgiem! A nie tylko Krasusy i Bo, które to ciągle jak nie wygrywają, to robią megazakładki i takie tam :)
    Gratulacje, panie kolego!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to nie jest? Właśnie napisał, że ma nogę i cośtamjeszcze z żelaza ;-)

      Usuń
  4. Nie ma co, w końcu w 1/4 jesteś ajron menem :)

    Pływanie było faktycznie zabawne. To jest ta dyscyplina sportu przez którą raczej nigdy nie wystartuję w triatlonie :)
    Fajnie, że spróbowałeś czegoś nowego.

    Ciekawa relacja, fajnie się czytało Twoje przygody z tri. Wynik jest mało ważny w takim debiucie.

    Moje gratulację :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Umarłam czytając o piance tył naprzód i płynięciu na plecach :) Ale zgadzam sie z przedmówcami, nie każdy jest cyborgiem i fajnie że się porwałeś na takie wyzwanie - masz nowe doświadczenie no i czas całkiem spoko jak na debiut - wielkie gratulacje!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję debiutu! Jako że mój dopiero się zbliża, skorzystam i o coś podpytam ;-) Startowałeś z Garminem? Przełączałeś go w trakcie między różnymi dyscyplinami?

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratuluję :) Pianka tył na przód rzeczywiście rozbawiła ;) A zmiana kierunku w takim zamieszaniu i akrobacjach nie dziwi ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki wszystkim za słowa otuchy :) Zabawa była świetna.
    drproctor - miałem garmina, oczywiście na ostatnią chwilę szybko rozgryzałem (już w strefie zmian przed startem) jak to się obsługuje. Jest dość prosto: włączasz multisport, wybierasz kolejność i ilość dyscyplin (woda,rower,bieg jest chyba nawet domyślne), zaznaczasz że czas w strefie zmian ma być też zapisywany i już. Potem włączasz przyciskiem start/stop stoper jak rozlega się starter i operujesz od tego momentu tylko przyciskiem okrążenia. Czyli naduszasz go przy wyjściu z wody, potem przy wsiadaniu na rower, potem przy zejściu z roweru, przy wybiegnięciu na trasę i przy przebiegnięciu mety - wtedy stoper się zatrzymuje. Garmina miałem cały czas założonego - pianka łatwo zeszła i nie był to problem. Pasek pulsometru też miałem na sobie - w wodzie oczywiście nie łapał paska gremlin bo w wodzie zasięg ant+ to jakieś kilka centymetrów ale od razu po wyjściu z wody złapał tętno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niełapanie tętna w wodzie to raczej nie kwestia zasięgu, ale tego, że Garmin defaultowo dla pływania nie czyta tętna.

      Usuń

ADs