czwartek, 1 maja 2025

Półmaraton Kowno - nad Niemnem


To była moja pierwsza wizyta na Litwie. Zawsze mnie interesowały te wschodnie kierunki, ale nigdy mi się nie udało wcześniej tam zawitać. No może nie licząc półmaratonu w Helsinkach, tylko że to jednak inne klimaty od krajów nadbałtyckich. A już dla nas Polaków to Litwa jest ciekawym kierunkiem ze względu na wspólną historię. Wybrałem Kowno bo pasował mi termin i w sumie też lokalizacja - najbliżej do nas. Dojechaliśmy samochodem z Warszawy w niewiele ponad 4 godziny. W sumie to jak zwykle przy podróżach za granicę przekonuję się ostatnio że polskie drogi są lepsze. Chociaż na Litwie nie było bardzo źle, trochę przy granicy nie ma jeszcze drogi szybkiego ruchu (jest w budowie), a to co jest dalej do Kowna i potem do Wilna to z nazwy jest autostrada, ale są starszej daty trochę.

Hotel wzięliśmy sobie w samym centrum Kowna - na start było tak blisko że doszliśmy piechotą. Dojechaliśmy w piątek wieczorem i sobotę przeznaczyliśmy na zwiedzanie Wilna. Dojazd tam z Kowna zajmuje troszkę ponad godzinę. Trafiliśmy na pogodę dobrą dla biegaczy (nie dla turystów) - czyli słonecznie, ale zimno. I tak naprawdę zimno bo w okolicach trzech stopni tylko (!). Zmarzliśmy więc trochę w sobotę podczas tego zwiedzania, ale dopóki było się na słońcu to było przyjemnie. W samym Wilnie zobaczyliśmy najbardziej ciekawe dla Polaków miejsca: cmentarz na Rossie, Ostra Brama, Starówka, Uniwersytet Wileński. W sumie miasto dało się w ten niecały nawet jeden dzień zwiedzić na nogach. Z ciekawostek: zaparkowałem obok starego miasta (zapytałem panią lokalną która też parkowała obok czy trzeba płacić - powiedziała że tutaj nie) a jak wróciłem był mandat za brak opłaty :) ale w tej części miasto tylko 7 euro więc nie było problemu, opłaciłem od razu przez internet. Acha, tylko to naprawdę nie jest łatwe - wszystko po litewsku było i akurat te strony do mandatów nie miały tłumaczenia :) było wyzwanie, ale do ogarnięcia.

W sobotę jeszcze odebrałem pakiet wieczorem - był w centrum handlowym przed którym był start i meta i poszliśmy do hotelu. 

W niedzielę start był o 8:30. Ale na Litwie jest czas późniejszy o godzinę od polskiego - więc mój zegar biologiczny myślał że start jest o 7:30! Mimo to nie miałem problemów - dwie noce już tam spałem i jakoś się przestawiłem (zmęczenie podróżą pozwoliło zasnąć w piątek szybciej i w sobotę już się troszkę przestawiłem). Rano było naprawdę rześko - te trzy stopnie i trochę wiatru spowodowały że oprócz mojego czerwonego singletu założyłem pod koszulkę jeszcze jedną techniczną z długim rękawem. Teraz myślę że jednak nie było to potrzebne, jak się biegnie szybko to się człowiek na tyle rozgrzewa od środka że nie zmarznie.


 

Po śniadaniu w hotelu (trzy tosty) poszliśmy na start na pieszo. Mieliśmy chyba około półtora kilometra, byliśmy na szczęście dużo przed czasem. Zdążyłem się jeszcze dobrze rozgrzać, moi kibice mogli się po starcie schować w centrum handlowym. Na starcie było sporo biegaczy - startował maraton i półmaraton razem (chyba 900 + 2400 biegaczy), potem w ciągu dnia były też krótsze dystanse: 10km, 5km i chyba biegi dziecięce). Z Polski widziałem co najmniej kilka osób (pozdrawiam tych z którymi podczas biegu trochę pogadałem!). Pogoda mi się bardzo podobała - zimno, ale słonecznie. Było troszkę wiatru, ale nie przeszkodził za bardzo. 

Plan był taki żeby złamać te półtorej godziny. Nastawiłem więc zegarek na tempo 4:15/km i chciałem się tego trzymać. Jednak na starcie były tuż przede mną zające na 3:00 w maratonie i postanowiłem się ich trzymać. To nie był dobry pomysł - zaczęli za szybko. Pierwszy kilometr w 4:09, drugi tak samo. W sumie po 6km miałem 25:05 czyli 25 sekund nadróbki (licząc wg zegarka). Niestety oznaczenia kilometrowe nie były równo rozstawione. Zegarek pokazywał mi nawet 200m różnicy (były za blisko rozstawione) i to bardzo mnie myliło. Teraz myślę że wiem czemu zające tak pobiegli - oni prowadzili przecież na czas w maratonie. A maraton miał pierwszą połowę razem z nami (pętla na północ miasta wzdłuż Niemna), jednak druga połowa była na południe i była trudniejsza: podbiegów więcej, nawierzchnia gorsza. Więc w sumie to dobrze że prowadzili trochę szybciej tą pierwszą połowę (zwykle uważam że powinno się pobiec pierwszą połowę wolniej). 

Ja odpuściłem tą grupę zająców dość szybko, jednak i tak miałem te trochę ponad 20 sekund nadróbki już zrobione. Czułem się wtedy dobrze - biegaczy było sporo, trasa była fajna - wzdłuż rzeki, chociaż nie było całkowicie wyłączonego ruchu na drogach. 

Od 7km do 13km biegło mi się dobrze, tempo trzymałem - chociaż nie nadrabiałem już to jednak utrzymywałem założone tempo. Było mi coraz trudniej, temperatura trochę wzrosła i zrobiło mi się za ciepło w tych dwóch warstwach. Zdjąłem więc tą koszulkę termiczną z  długim rękawem i zawiązałem ją w pasie - zrobiło się OK. 

Ostatnia tercja to jak zwykle walka. Kilometry zaczęły być trochę wolniejsze: 4:23, a nawet jeden 4:25, ale inne 4:14, 4:15. Traciłem powoli tą nadróbkę. Było ciężko - nie wiedziałem jak stoję z czasem: oznaczenia kilometrowe mnie myliły. W pewnym momencie jedno było 200m przed dystansem liczonym moim zegarkiem, a następne 50m dalej - czyli między nimi było jakieś 1250m zamiast 1000m! Zacząłem patrzeć więc tylko na zegarek (zająców na 3 godziny od bardzo dawna straciłem z oczu, musieli naprawdę sporo szybciej biec). Zegarek miałem nastawiony na 4:15/km (tempo na 1,5 godziny w połówce to 4:16/km) więc te straty powolne były najpierw z nadróbki, ale potem się pocieszałem że te 20 sekund to może jeszcze będzie OK bo tyle wg zegarka jest jeszcze zapasu względem tempa 4:16/km. 

Z pozytywów: miałem ochotę odpuścić, ale udało mi się ogarnąć na tych ostatnich 7km i spróbować zawalczyć. Ten odcinek był fajny - było trochę kibiców, widoki na Niemen były bardzo ładne, było bardzo słonecznie - warunki były super. Było ciężko i udało się nie odpaść i utrzymać tempo do końca. Jeszcze jedna nawrotka na końcu trasy gdzie maratończycy pobiegli prosto, a my "połówkowicze" w lewo nawrotka i.... podbieg pod skarpę rzeki. A potem wbieg na rampę  które przechodziła nad ulicą szybkiego ruchu gdzie był otwarty ruch samochodowy. Ten podbieg był strasznie stromy i na samym końcu biegu - nie dałem rady mimo starań tutaj biec bardzo szybko - wiedziałem że jestem blisko celu i że może zabraknąć. Ostatnie 200m przebiegłem w tempie 3:26/km! Ale niestety mimo to na mecie zegarek pokazał mi 

1:30:18

Zegarek w sumie naliczył dystansu o 100 metrów więcej (czyli standard) - tempo w/g zegarka miałem więc dokładnie takie, jakie miało być: 4:16/km. 


Ech no trochę szkoda że tak mało zabrakło. Jestem tak ogólnie zadowolony z tego biegu - tempo było dobre, noty za styl zadowalające. Co bym poprawił następnym razem? Po pierwsze jednak trzeba było biec wg zegarka (chociaż w trakcie biegu zdecydowałem inaczej - bo w grupie biegnie się łatwiej). Jak teraz sobie pomyślę że przy wodopojach był tłok przez tą grupę trójko-łamaczy i nie dostałem się do wody na pierwszym punkcie i chyba też na drugim. Poza tym tak szybki start myślę że mnie zagotował trochę.


Druga rzecz jaką bym poprawił to równiej pobiec ostatnią tercję. Za bardzo rwałem tempo, starając się nie odpaść. Ale to nie były już takie duże różnice, wrzucam poniżej tempa kilometrów:


Ogólnie - bardzo fajny wyjazd i start. Pozwiedzaliśmy z Żonką i najmłodszą córką Litwę. Kraj ładny, dużo przestrzeni, miasta może troszkę mniej ludne niż u nas (gęstość zaludnienia trzy razy mniejsza), ale ładne, jakość usług na dobrym poziomie - hotel był fajny, ceny są moim zdaniem przystępne dla nas - jak by co polecam :) Sportowo też było dobrze, może nie udało się planu A zrealizować, ale bardzo mało brakło i mam nadzieję że uda się to jeszcze trochę przed Sztokholmem poprawić.

No i typowe pytanie: co teraz? Piszę to w czwartek w Grudziądzu - zaraz po fajnym półmaratonie Grudziądz-Rulewo (spokojnie - ja tylko kibicowałem małżonce :) ), za to już za dwa dni: Bieg Konstytucji gdzie plan A to będzie 19:30 a plan minimum 19:59. Następnego dnia natomiast start, ale treningowy: Wings For Life w wersji zdalnej (z aplikacją) - chciałbym te 32km zrobić w ramach przedostatniego już biegu - testu przed maratonem.  Potem czerwiec to jeszcze jest zaplanowany (bo piątka w Night Run Warsaw i dycha w Konstancinie), ale od lipca do końca roku to nie mam żadnych planów - to trzeba zmienić!

Jako że zainwestowałem 18 euro w pakiet zdjęć z biegu to wrzucam je tutaj na pamiątkę :)










 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ADs