poniedziałek, 17 lutego 2014

Falenica po raz trzeci


Zwykle wpisy o Falenicy były częścią raportów tygodniowych (wpis pierwszy, wpis drugi), ale tym razem mój występ na falenickiej wydmie zasługuje na oddzielny wpis! Biegi już tylko z nazwy były zimowe - trochę było chłodno, ale nic poza tym zimowego. No, może trochę śniegu tu i ówdzie leżało w lesie.

Pojechaliśmy więc wyjątkowo całą rodziną. Jednak moje zmarźlaki schowały się do samochodu jeszcze jak byłem na pierwszym kółku więc z dopingu były nici. Ja ustawiłem się jakoś w połowie grupy z niebieskimi numerami (po krótkiej rozgrzewce) i po sygnale ruszyliśmy na trasę.

Wiedziałem już z czym się je Falenicę więc nie ruszyłem typowym dla biegu na 10km po płaskim tempie. Na podbiegach starałem się jednak nie zwalniać do truchtu, na zbiegach taktykę miałem standardową "nie daj sobie złamać karku ale też nie hamuj" czyli ile fabryka dała :). Ta dziwna taktyka okazała się strasznie skuteczna. Wiele razy osobniki wyprzedzające mnie pod górkę zostawali w tyle podczas zbiegu. Ostatecznie miałem wrażenie podczas biegu że po początkowych przetasowaniach (gdy wyprzedziłem sporo osób) potem inni mnie sukcesywnie wyprzedzali. Myślę że to tylko takie wrażenie, bo i ja wyprzedzałem a czasy kolejnych okrążeń praktycznie takie same. Po pierwszym kółku: niecałe 14 i pół minuty. Szybkie przeliczenie w pamięci, potem ponowne przeliczenie - coś mi nie pasuje. Przecież to wychodzi 43,5 minuty na mecie a przecież oba poprzednie starty to ponad 46 minut! Na drugim kółku już trochę mniej sił, ale czas utrzymuje się na taką właśnie prognozę. Ostatnie kółko - jest ciężko, ale nie czułem że daję z siebie wszystko. W końcu nie jestem tutaj aby wygrać, tylko żeby ćwiczyć podbiegi. Wbiegam na metę (finiszowałem, ale jeden mi uciekł wrrrr), zatrzymuję stoper i... jak widać na zdjęciu na samej górze: 43:28! To 2 minuty 45 sekund szybciej niż oba razy w zeszłym roku! Warunki wtedy były moim zdaniem takie same (w tej edycji gdy było bardzo zimno nie startowałem). Jedyne wytłumaczenie to jak kolega powiedział w kolejce do ciepłego izotonika (ciekawy wynalazek swoją drogą) jest takie że trening nie poszedł w las :)

Biorę to za dobry prognostyk. Mogę myślę już definitywnie obwołać że po roztrenowaniu nie ma śladu i.... ciekawe co z tego w Rzymie wyjdzie :)

8 komentarzy:

  1. gratulacje!!! :)) 43:28 - rewelacja! :) popraw sobie w tekście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Już poprawiłem, widać nawet pisząc myliło mi się 43 z 46, zupełnie jak podczas biegu :)

      Usuń
  2. Gratulacje! Dobra aura tez mi sprzyjała. Co prawda na 2 pętlach ale wyszło mi ok. 16 min na pętle i ponad 2 min lepiej niz ostatnio. Tez czytam to jako dobry prognostyk na przyszłość:-). Trzymam kciuki za Rzym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to też ogromny postęp - 2 minuty z 32 to bardzo dużo, gratulacje! Dzięki.

      Usuń
  3. Na takiej trasie, taki wynik to jest czad! Forma jest. Trzymam kciuki za Rzym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!! Szkoda że nie byłeś, to chyba najlepsze zawody w stolicy dla takich górskich kozic jak ty :)

      Usuń
    2. he :) do kozicy to mi daleko. byłem tylko raz to fakt - ale bardzo mi się podobało.
      Jak nie choroba to brak czasu albo coś innego.

      Usuń
  4. Absulutnie genialny artykół. Bardzo dziekujemy. Od podejścia ludzi takich jak Ty możemy i powinniśmu uczyć się, my amatorzy, profesjonalnego podejścia. Jako grupa przyjaciół sami próbujemy przygotować się do Triatlonu w sierpniu tego roku. Na razie jesteśmy w fazie niemowlęcej. Bylibyśmy wdzieczni za kilka wskazówek na blogu, który prowadzimy. Pozdrawiamy, www.geny.pl

    OdpowiedzUsuń

ADs