niedziela, 18 października 2015

Bieg po dynię w krainie deszczowców


Jest sobie taka gmina pod Warszawą która się szczyci uprawami dyń, Lesznowola ją nazywają. Od dwunastu lat organizowany był tutaj bieg pod koniec października nazywany "Minimaraton Niepodległości w Lesznowoli". Fajnie było na tak nietypowym dystansie (1/10 maratonu = 4.219,5m) biegać raz do roku i porównywać swoje wyniki.
No i nie będzie "żyli długo i szczęśliwie" w tej bajce. Przyszli i zmienili i w tym roku nazwali imprezę "Bieg po dynię" a dystans zmienili na równe 5km. Zaraz, zaraz, powiecie, a dodatkowe 780 metrów (i pół)? No trzeba było gdzieś upchnąć, więc co - agrafkę strzelimy, nie? A gdzie? No pod koniec, niech mają atrakcję na zmęczone nogi :) Jak wymyślili, tak zrobili:


A że jeszcze tego dnia lało i to akurat w czasie biegu mocniej to moje plany żeby aktywizować sportowo córki nie wypaliły. Siła wyższa stwierdziła że biegać po deszczu to sobie możesz ale bez dzieci :)) i pojechałem sam. A jak jadę sam to już tradycyjnie na ostatni moment. Numer startowy odebrany, na rozgrzewkę już trochę za mało czasu, zdążyłem tylko jakieś 1,5km przebiec z kilkoma przebieżkami, ale to nie była porządna rozgrzewka jak na wyścig!
Pogoda była tak piękna że do minuty przed startem 90% uczestników siedziało w szkole. Zbliżała się 12-sta więc nagle wszyscy truchcikiem przemieścili się na start. Jeszcze chwila opóźnienia bo karetka musiała wyjechać z naszej trasy, potem pani wójt ujęła pistolet startowy i już przy trzeciej próbie odpalił a my ruszyliśmy. Oczywiście po starcie jak to u mnie - tempo 3:30/km na zegarku, ale szybko się poprawiłem. Najpierw rundka naokoło boiska po bieżni a potem wypadamy na duże kółko po Lesznowoli. Ustawiłem sobie wirtualnego partnera na 3:48/km bo miało być 19:00 na mecie, ale za szybko zacząłem i pierwszy km wyszedł w 3:43. Drugi już całkiem porządnie: 3:51, trochę przewagi nad wirtualnym ciągle jest - w sumie dobrze. Ja już na pierwszym kaemie wdepłem nogą w kałużę która skrywała całkiem głęboką dziurę w asfalcie (nasza polska specjalność) więc oczywiście buty mokre od samego startu. Po dwóch kilometrach jest ostry zakręt w lewo. No i masz chłopie prosty wybór: albo biegniesz przy krawężniku który gdzieś tam (chyba) jest w środku tej kałuży albo wyrzuca cię na środek drogi.Wybrałem drugą opcję więc zwolnić trzeba było i nadłożyć trochę żeby nie wywinąć orła. Potem się okazało że jest jednak troszkę pod górę - jak to możliwe? No tak, przecież ten trzeci był najpierw lekko z górki, to teraz jest lekko pod górkę. W sumie więc ten trzeci wychodzi w 3:52. W tym momencie jest więc na zero - czyli super. Powinno się teraz przycisnąć i utrzymać na czwartym km tempo (choć wysiłek byłby większy). Łatwo się pisze następnego dnia siedząc w ciepłym i suchym domku (a propos, muszę napalić w kominku zaraz). Wczoraj tego nie dałem rady. Co prawda wyprzedziłem znowu kogoś czy nawet więcej niż jedną osobę, ale to oni bardzie odpadali niż ja. Ten czwarty km to niestety najsłabszy - 3:58. Na piątym to już sprężam się i mimo że mam najpierw 90 stopni w lewo, potem 180 w prawo (na mokrym asfalcie przy ponad 15km/h!) więc praktycznie staję w miejscu i od nowa się rozpędzam. Na finisz sił już nie za bardzo mam (coś tam było) - wyszło 3:50 i jeszcze 10 sekund nadmiarowe wg mojego garmina (52 metry więcej naliczył, atestu nie było). I na mecie wychodzi 19:24.


Wbiegając na metę byłem przeszczęśliwy (to tak ironicznie, zresztą zobaczcie):



Szkoda mi tego startu - na pewno był to świetny trening, ale liczyłem na 19:00. Myślę że w idealnych warunkach jestem teraz w stanie tyle mieć, tylko nie wiem czy jeszcze w tym roku będzie szansa się o tym przekonać :)
A po powrocie do domu wyglądałem tak ładnie ;) mokry oczywiście cały...


Na pocieszenie mam klasyfikację (znacie ten stary dowcip że każdy jest mistrzem, trzeba tylko znaleźć odpowiednio wąską kategorię?). A więc jak patrzę w wyniki to jestem osiemnasty na mecie z 236 osób czyli 7,6%, ale z naszej gminy... byłem pierwszy :) !


A najlepsze że bieg był po dynię, a żadnej nie przyniosłem. Dobrze że młodsza córa z przedszkola przyniosła to jak widać na zdjęciu na samej górze mamy w domu jedną dynię - skoro mieszkamy w gminie Lesznowola to nie wypada inaczej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ADs