niedziela, 5 października 2025

Półmaraton Gdańsk


Ech no trudno się pisze relacje z biegów które delikatnie mówiąc nie wyszły. No ale samo się nie zrobi - trzeba przełknąć tą żabę, a więc do dzieła!

Jak pisałem poprzednio - plan był aby spróbować złamać półtorej godziny i mieć z tego jakiś dobry prognostyk przed maratonem w Dreźnie. Na bieg pojechaliśmy tylko z najmłodszą pociechą, w sobotę odebraliśmy pakiet, zameldowaliśmy się w hotelu i oczywiście na chwilkę wpadliśmy nad morze.


 

W niedzielę rano warunki były prawie idealne do biegania. Temperatura 13-14 stopni, słonecznie i trochę wiatru, ale w mieście nie było go czuć. Mogłoby być zimniej tylko. Na sam bieg podjechaliśmy samochodem - wypatrzyłem miejsce i trasę która powinna być bezkolizyjna na bieg i z powrotem (jak było - to opiszę za chwilę). Na bieg dojechaliśmy bez problemu i nawet pomogliśmy koledze-biegaczowi z tego samego hotelu dojechać (pozdrawiam!).


Na stadionie było fajnie dla kibiców - siedzieli na trybunach, a nasz start i potem meta były tuż obok, na płycie stadionu. Pomachałem rodzince ze strefy startowej i w sumie szybko poszło - wystartowaliśmy. Byłem dobrze przygotowany od strony fizjologicznej (czytaj: toaleta przed biegiem się udała :) ). Była też rozgrzewka, odpowiednie śniadanie itd. 

Po starcie starałem się biec idealnie na zegarek - ustawiłem wirtualnego partnera na tempo 4:15/km, zaliczanie automatyczne okrążeń co kilometr i nie patrzyłem na oznaczenia kilometrów. To znaczy tylko tak z ciekawości słuchałem kiedy mi piknie zegarek kilometr, a kiedy minę flagę z oznaczeniem kilometra. W sumie były rozbieżności i to w drugą stronę niż powinny (zegarek zawsze liczy więcej, a tutaj pipczał za oznaczeniami - czyli były na początku źle postawione moim zdaniem, w drugiej połowie biegu było na odwrót - to mnie po raz kolejny przekonuje że używanie znaczników z biegów nie ma sensu, nie są ustawiane poprawnie). 

Pierwszy kilometr wyszedł znacznie za szybko: 4:10, to jest dość częste - emocje na starcie, najwięcej kibiców - trudno się powstrzymać (trzeba w Dreźnie na to uważać). Ale już od drugiego kilometra było dobrze: 4:17, 4:14, 4:16 itd. I szło dobrze, ale niestety tylko do 8km. Po prostu tyle mim starczyło sił - czyli bardzo słabo. Już dziewiąty kilometr wyszedł 4:32. I takie było mniej więcej tempo średnie z ostatnich 13km. Były wzloty i upadki: najgorszy #20 w 4:51 ale #13 i #21 po 4:23 i 4:21. Nie pomogły dwa żele, które wziąłem około 8 i 16km. Nie pomogło polewanie się wodą - ogólnie bardzo słabe noty za styl powinienem dostać za ten bieg.

Natomiast sam finisz to chyba wyglądał dobrze - wg garmina ostatnie 200m przebiegłem w tempie 3:46/km, a zdjęcie które mi Żonka zrobiła na finiszu wygląda jak bym był Kipchoge na finiszu w Berlinie :)




 

Dobra, to jakie były pozytywy w tym biegu? Myślę że największym będzie krytyczne podejście do swojej formy. Za tydzień spróbuję jeszcze sprawdzić się ostatecznie z okazji Biegu po Dynię w mojej gminie. To jest 5km i spróbuję tam pobiec 19:30 (plan naprawdę minimum to będzie złamanie 20 minut). Z tego spróbuję ekstrapolować na maraton (wiem, to krótki dystans). Ale w tej chwili mam plan, aby pobiec w Dreźnie na złamanie 3:20 - czyli tempem 4:44/km. Dzisiaj zrobiłem ostatni długi i szybki bieg przed maratonem: miało być 32km, ale skróciłem, za to zrobiłem ten bieg w Lesie Kabackim i cały zrobiłem planowanym tempem maratońskim. Tylko jest jedno ale: zrobiłem 25km a potem chwilkę odpocząłem i końcowe 5km. Całość wyszła więc na papierze super: 30km @4:44 ale ta krótka przerwa to jednak sporo zmienia moim zdaniem (widać po wykresie tętna - uspokoiło się podczas tej przerwy i już nie wzrosło na ostatnich 5km tak bardzo, mimo że ostatnie 2km były po 4:30/km!


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ADs