piątek, 4 maja 2012

Bieg Konstytucji


Dzisiaj będzie rodzinnie, bo jak ma być skoro na Bieg Konstytucji udało mi się spędzić pół rodziny? Najpierw zapisałem się sam. Potem przekonałem siłę wyższą w domu że nasza starsza pociecha da radę wziąć udział w biegu dzieci organizowanym przed biegiem głównym. Prawdę mówiąc myślałem że będzie to polegało na tym (jak zwykle) że Małgosia po przebiegnięciu kilkunastu, może kilkudziesięciu metrów stwierdzi że chce "na rączki" albo ""na barana". No ale żeby ją zainteresować bieganiem i ogólnie sportem zapisałem ją na ten bieg.
W drugiej kolejności wpadliśmy z żoną na pomysł żeby i nasze chrześniaki (13 i 11 lat), którzy gościli u nas z rodzicami, też wzięli udział w tych biegach. Starszy kwalifikował się już do biegu głównego, a młodszy do biegu dzieci. Zgodzili się chętnie obaj i już nasza reprezentacja urosła do czterech osób.
W końcu ostatni element - brat żony który też nas odwiedził - z nim już nie raz biegłem - też chętnie się zgodził. W sumie więc wystawiliśmy 5 osób do biegu, co na 9 osób (w tym jedna 1,5-roczna) jest dobrym chyba wynikiem.

Trzeci maja przywitał nas pięknym słońcem, od paru dni zresztą w Warszawie było jak w Grecji. Zaparkowaliśmy pod Torwarem i udaliśmy się na linię startu. Dzieci było sporo, najstarsze były z rocznika 2000, więc 12-letnie, a najmłodsze widziałem tak na oko 3-letnie (!) i naprawdę biegła ta pociecha chociaż za połową dystansu okazało się że to było na nią za dużo. Trasa miała 700 metrów i dla mojej Małgosi (4 lata i 3 miesiące) było to już sporo. Przed biegiem dzieci mogły się przywitać z maskotką biegu - dużym misiem rozdającym gumy rozpuszczalne (oczywiście jedną córa zjadła). Chodził też lew "Alex" z filmu "Madagaskar", było naprawdę fajnie z punktu widzenia dzieci. Start był z tego samego miejsca co późniejszy bieg główny, meta również tam gdzie my mieliśmy potem metę. Wyglądało to profesjonalnie i dzieci mogły się poczuć jak prawdziwi BIEGACZE.

Po odliczaniu i strzale startera ruszyliśmy na trasę! Starsze dzieci (włącznie z młodszym kuzynem - Bartkiem) wyrwały do przodu, my po jakichś kilkuset metrach zostaliśmy z tyłu. Za nami były jeszcze młodsze dzieci i zamykająca bieg biedronka (nie, nie chodzi o sponsora PZPN'u, tylko o maskotkę jakiejś stołecznej instytucji sportowej, ale jakiej - nie pamiętam). Moja dzielna dziewczyna mimo moich obaw pędziła do mety:



Miała tylko jeden kryzys - około 500 metra przeszła do marszu, na szczęście zaraz podbiegł do nas wujek, złapał za drugą rękę i już bez przystawania dobiegliśmy do mety! Na mecie wiadomo - medal na szyję, dyplom do własnoręcznego uzupełnienia nazwiskiem, soczek do picia, no i szczere gratulacje od rodziny. Bardzo jestem z mojej latorośli dumny, przebiec tak długi dystans w tym wieku to wielki sukces :)


Zostawiłem moje szczęście pod opieką rodzinki (ciocia, wujek i kuzyn) i poleciałem na start - musiałem jeszcze odnaleźć w rejonie startu żonę z młodszą córką w wózku w którym był mój numer startowy (nie chciałem z numerem biec w biegu dzieci z obawy żeby maszyny liczące czas nie zwariowały i nie zaliczyły mi źle czasu biegu). Udało się na szczęście, ale szwagra i siostrzeńca już nie odnalazłem w tłumie startujących. Za to spotkałem... blogacza Marcina - pogadaliśmy chwilę przed startem, potem ruszyli wózkarze, odśpiewaliśmy hymn i ruszyliśmy!

Z tabelek Danielsa wynikało że przy moim czasie półmaratonu powinienem 5km przebiec w granicach 21:25, chciałem więc biec po 4:15/km ale nie dałem rady - wyszło: 4:24, 4:20, 4:10, 4:36, 4:30. Pierwszy kilometr to jeszcze rozumiem - przez tłok na starcie mogło mi tyle urwać no i też od połowy pierwszego kilometra rozpoczął się podbieg, drugi kilometr to też podbieg (nie za duży ale był). Na trzecim był zbieg z Agrykoli i to widać wyraźnie po czasie. Na czwartym kilometrze było jak widać najgorzej - gorąco było strasznie, piąty też był niezbyt, czas jest lepszy trochę bo finiszowałem.
Biegowo nie jestem w pełni zadowolony - trochę ponad pół minuty chciałbym mieć mniej. Wydaje mi się że jeszcze jestem trochę osłabiony (kaszel jeszcze trochę mnie męczy) no i ta temperatura na pewno miała wpływ na wynik. W sumie więc te 22:00 to moja życiówka na 5km ale wiem że szybko będę w stanie ją pobić.
Tak poza-biegowo to jestem strasznie zadowolony z tego biegu. Udało się pobiec po raz pierwszy z moją córeczką, udało się też namówić rodzinę do wzięcia udziału w biegu i spędziliśmy naprawdę miło te pół dnia, mam nadzieję że jeszcze nie raz spotkamy się w tym gronie w strojach sportowych.


Na mecie - zmęczeni ale bardzo miło zmęczeni.

4 komentarze:

  1. Super Bracie :)
    Mama się uśmiała a i ja też
    Gratulacje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gratuluję dobrego wyniku :) szybko mi uciekłeś na starcie. jak rakieta :)

      Usuń
    2. Wspaniałe zdjęcia :-) gratulacje za skuteczną mobilizację bliskich i powiększanie grona ulicznych biegaczy !

      Usuń
  2. super kolego...............

    OdpowiedzUsuń

ADs