niedziela, 6 listopada 2011

IV Praska Dycha czyli ostatni będą pierwszymi (chociaż tylko przez chwilę)

Miałem dzisiaj zwariowany dzień - o 12 początek Praskiej Dychy więc jak o 9:30 wyszedłem z kościoła to już ok 10:30 maszerowałem z córką w wózku na spacer żeby uśpić gagatka. 11:15 - wstawiliśmy wózek do ogrodu (później się dowiedziałem że obudziła się jak ja już prawie połowę płuc wyplułem na trasie czyli o 12:30 :) ) a ja sam przebrałem się i w samochód. Dojechałem zgodnie z opisem na ulicę Międzynarodową - była 11:48 więc jak na mnie to naprawdę duuuużo przed czasem bo zawsze wszędzie wpadam na ostatnią chwilę. Pech chciał że Praska Dycha to impreza dość kameralna a ja w Parku Skaryszewskim nie bywam mimo że mieszkam w Warszawie już 16 lat.  Najpierw zaparkowałem przy jakiejś zieleni - okazało się że to ogródki działkowe. Potem już zaparkowałem dobrze - na końcu tej ulicy i gdybym tylko poszedł w lewo a nie w prawo... nabiegałem się zdrowo, już z nóg padałem a czas leciał - w końcu jacyś biegacze (ale nie z Praskiej Dychy) i ludziki z kijkami (nie wiem czemu bez nart) naprowadzili mnie na właściwy trop. Wpadłem prawie 5 minut po starcie do biura, na szczęście dostałem chip i pozwolono mi wybiec - 5:28s po starcie znalazłem się na moim starcie.
A teraz wyjaśni się podtytuł dzisiejszego wpisu. Ponieważ wszystko jest względne to czemu miałbym myśleć że jestem ostatni na trasie? Biegaliśmy w kółko prawie 6 okrążeń a mając 5,5 minuty straty do peletonu miałem też kilka przewagi nad tym peletonem który biegł drugie okrążenie :D No więc na pierwszym kółku wyprzedził mnie po jakimś czasie jeden biegacz a ja zbierałem laury. Biegnę swoim spokojnym tempem a tu ktoś krzyczy "JESTEŚ DRUGI!!!" :-D fotografowie mnie obcykali (no bo niby czołówka) i w ogóle było super. Polecam wszystkim takie spóźnienie. Niestety za chwilę wyprzedziło mnie więcej biegaczy, ja też zacząłem wyprzedzać innych i sprawa się rypła.

A teraz trochę bardziej poważniej - czas uzyskałem tragiczny: 51:41. Jak ktoś patrzył na moje treningi to wie że mój obecny rekord na 10km to 49:05 ale ostatnio na treningu na trasie ok. 10km (może troszkę krótszej) miałem 47:15. Chciałem więc dzisiaj pobiec na 47:30 ale cicho liczyłem że adrenalina z okazji imprezy masowej pozwoli mi zejść do 47:00... a tu taki słaby wynik - to uczy pokory. Jednak nie można lekceważyć podstawowych rzeczy - wypoczynku, ubioru, rozgrzewki. Tego wszystkiego zabrakło - bo powody takiego wyniku to:
1. wczorajszy trening na 10km - to było ledwie 15 godzin przed startem!
2. spóźnienie na start było związane z szybkim bieganiem po parku w celu lokalizacji startu - to było około 15 minut w ubraniu startowym z nałożonym na wierzch grubym dresem, czapką i rękawiczkami - na starcie byłem zmęczony i od razu biegłem za wolno
3. złe miałem ubranie startowe na bicie rekordu - za grubo "u góry" i było mi za gorąco
Dodatkowo jeszcze kilka drobiazgów: mam początki przeziębienia bo wczoraj znowu byłem za lekko ubrany ale mam nadzieję że to się nie rozwinie, poranny posiłek był zupełnie niebiegowy i wolę o nim nie wspominać

Reasumując - było naprawdę fajnie mimo tylu mankamentów i w sumie porażki pod względem wyniku. Bardzo lubię atmosferę startu w imprezie biegowej i samo w sobie bieganie jest bardzo przyjemne - to chyba dlatego i tak IV Praską Dychę będę bardzo miło wspominał.

Postanowiłem sobie że za rok chcę pobiec w Szybkiej Dysze - muszę się poprawić o 4 minuty na 10km (a może tylko o 2:15 o ile ten wynik z treningu jest naprawdę z 10km) i wtedy na pewno wyjadę szybciej!

Muszę jeszcze wspomnieć że niestety odnowiła mi się moja "kontuzja" czyli pęcherz na podbiciu prawej stopy. Już został przebity i zaklejony plastrem żelowym - za dwa dni biegam zgodnie z planem więc jak wykaże się rozsądkiem to się wygoi. Poza tym na lewej stopie zrobiło mi się obtarcie pod kostką na zewnętrznej stronie - dziwne to bardzo bo w tych butach przebiegłem już dużo kilometrów - ponad 100 na pewno. Myślę że to wina skarpetek - dzisiaj wieczorem byłem więc w Decathlonie i oprócz ocieplanych obcisłych spodni do biegania na jesienne i zimowe wieczory kupiłem też skarpetki do biegania które mają nie obcierać - potestujemy to zobaczymy...

Plany na ten tydzień: wtorek - 10km z jakimiś przebieżkami, czwartek - 10km na maksa, sobota - ostatni w tym roku start - 5km przełajowe w moim rodzinnym Lęborku. I tylko nie wiem gdzie tu długie wybieganie wcisnąć... może w poniedziałek wieczorem się uda.


 To ja na ostatniej prostej próbujący przygotować telefon do wyłączenia rejestracji biegu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ADs