poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Ekiden

Drugi raz miałem przyjemność biec w naszej sztafecie maratońskiej Blogaczy. Rok temu było tak. A w tym roku? Znowu na Kępie Potockiej - miejsce super ze względu na park z wodą, piękną trawkę, trochę na uboczu naszego wielkiego miasta. W dodatku organizatorzy zadbali żeby na imprezie kibice (też ci najmłodsi) nie nudzili się. Oprócz tego że tam jest po prostu fajnie przyjść z rodziną bez specjalnej okazji to wczoraj dodatkowo organizatorzy zapewnili wielkie dmuchane zabawki dla dzieci i kilka innych atrakcji dla maluchów. Do tego scena, muzyka, trochę gastronomii (choć za mało moim zdaniem) i generalnie było naprawdę fajnie.

Z punktu widzenia biegacza nie było już tak różowo. Trasa wyznaczona jest na 5-kilometrowych pętlach. Kilka miejsc nie było ciekawych: zaraz na początku podbieg (no ale to jeszcze nie problem), większy problem to że podbieg w kierunku Wisłostrady kończy się.... zakrętem o jakieś 140 stopni! Na pierwszym kółku, gdy biegłem zaraz po starcie bardzo szybko to złapałem ręką znak drogowy stojący na tym rogu i zawinąłem się na pełnej prędkości na ścieżkę wzdłuż Wisłostrady. Potem wzdłuż tej trzypasmowej trasy szybkiego ruchu. Niestety wczoraj nie była ona trasą szybkiego ruchu bo niedaleko przebiegała trasa Orlen maratonu. Skutek: wzdłuż naszej drogi przez kilkaset metrów stały rzędy samochodów i autobusów z włączonymi silnikami a my w tych spalinach z prędkością jakichś 4min/km... Na szczęście niedługo - zaraz korek się kończył i biegliśmy już w świeżym, warszawskim powietrzu (wiem, to oksymoron). Potem trasa skręcała w lewo w środek parku - na zakrętach zwykle stali panowie z Fotomaraton-u. Potem znowu w prawo i wracamy do Wisłostrady i tutaj niezły podbieg. Niezły na tyle że trzymamy się prawej strony bo lewa połowa ścieżki to schody czyli naprawdę jest dość stromo. W dodatku chwilę wcześniej nawierzchnia była bardzo słaba po lewej stronie - bałbym się o zwichnięcie kostki na niej, na szczęście po prawej stronie było dobrze. Potem o ile dobrze pamiętam znowu kawałek wzdłuż Wisłostrady a jakość tej ścieżki jest na tyle zła że miejscami trzeba lawirować bo popękany asfalt z powodu korzeni pod nim powoduje że trzeba ratować się susami jak zając. W tym chyba miejscu widziałem na drugim kółku w ambulansie dziewczynę z innej sztafety która była opatrywana bo miała poranione oba kolana. I to były poważne dość rany bo krew jak przebiegałem to widziałem że ściekła już ponad połowę drogi wzdłuż piszczeli :(
Następnie zbiegamy w lewo, krótka pętelka naokoło kolejnego oczka wodnego i zaczynamy powrót. Co ciekawe to kluczenie w trakcie drogi na północ Kępą Potocką powodowało że gdy byliśmy w najdalszym miejscu trasy to mieliśmy za sobą dużo więcej niż połowę trasy. No więc zaczynamy wracać - trasa przebiega wzdłuż ogródków działkowych. Jakiś mądry działkowiec stwierdził że akurat teraz rozpali ognisko na działce i będzie palił jakieś odpadki roślinne. Biało-siwy dym zasnuł trasę na długim odcinku... i niech mi ktoś powie że ogródki w mieście to taka fajna sprawa - czyste powietrze, marchewkę można przy Wisłostradzie wyhodować z dodatkiem metali ciężkich i zszamać :) Moi rodzice zawsze mieli działkę i dużo czasu na niej spędziłem "za młodu" no ale to było _za_ miastem (i do tego 35-tysięcznym a nie w środku 2-milionowego).
Chwilę przed tą zadymiona przygodą usłyszałem za mną szybkie kroki - to trzecia zmiana drużyny PKO BP (tych od Korony Maratonów). Jak później sprawdziłem to był Adam który mnie wyprzedzał. Coś tam zagadałem o kadencji (u mnie zapewne 160, on miał pewnie książkowe 180) i spróbowałem trzymać jego tempo. Udało się ale tylko trochę - Adam zaproponował żebyśmy pociągnęli razem (trochę wiało z przodu) ale przyznałem się że nie dam rady. I faktycznie za tym dymem odpadłem od niego. A Adam coś tam pokrzyczał na tego działkowca i chyba zadziałało bo na drugim kółku już dymu było bardzo mało :)
Potem był najfajniejszy odcinek trasy bo mała pętelka naokoło placu zabaw - tutaj wypatrzyłem moje pociechy i Żonkę, zawołałem je i pomachałem - super widok jak takie małe szkraby stoją i machają z dala żeby mnie zdopingować :) Potem już tylko zbieg, kamera z której podgląd był na telebimie (żeby wypatrywać kiedy na zmianę wychodzić) i meta. No tylko że dla mnie to było dopiero pierwsze kółko (kółka po 5km a moja zmiana biegła 10km). Zacząłem dużo za szybko - nawet poniżej 4:00/km i tempo potem siadło ale trzymałem je poniżej 4:12/km i na razie się udawało. Do tej pory moja życiówka na dychę to był wynik z Biegu Niepodległości z jesieni - wtedy gdy Krasus mi sporo uciekł, miałem wtedy 43:24. Teraz z czasu w Półmaratonie Warszawskim wynikało że powinienem dać radę w 42:00 czyli po 4:12/km i tak chciałem dobiec.
W strefie zmian mały zgrzyt - zmiany powinno się robić z lewej strony a ci co biegną bez zmian (jak ja - na 10km) powinni biec prawą stroną. Wiadomo że po zmianie osoby są zmęczone i idą do wyjścia (a to było dość daleko, 50m za strefą zmian) więc żeby biegacze nie wpadali na tych zmęczonych w ten sposób ustalono ruch w tej strefie. No ale jedna sztafeta wymyśliła że skoro po lewej jest tłok to zmianę po prawej stronie zrobią. Dziewczyna przede mną przekazywała pałeczkę chłopakowi i mnie przyblokowali trochę. On zaraz wyrwał sprintem bo chyba się trochę głupio zrobiło jak krzyknąłem "zmiany po lewej, po prawej biegniemy" czy jakoś tak. W sporcie złość jak widać też jest ale ja się nie złoszczę długo. Najpierw chciałem dogonić i jeszcze raz zakomunikować coś w rodzaju "szanujmy się" ale przeszło mi szybko. Ciężko go było dogonić, szybko biegł ale po 3-4km (dla mnie to było 8-9km) udało się :) Ale nic nie powiedziałem, kolego jak to czytasz (a to możliwe bo biegł za mną a ja na plecach miałem adres tego bloga) to wiedz że nic się nie stało, każdemu się może zdarzyć, ważne żeby na przyszłość pamiętać :)
No więc pod koniec udało mi się mój punkt honoru wypełnić, przegonić kolegę, na drugim kółku znowu pomachałem dziewczynom (młodsza córa strasznie zaczęła za mną płakać jak zobaczyła że odbiegam :( ). Potem meta, jak zwykle straszne zmęczenie i złym miejscem (przez taśmę) z mety zszedłem zamiast jak owieczki do zagródki z napojami i medalami. Wojtek mnie przywitał "a gdzie masz medal" :) to wróciłem na trasę, wziąłem medal i napój i było po.
Czas super dobry - taki jak założenie czyli 42 minuty. Nie wiem ile było tak dokładnie bo na starcie nie trafiłem w guzik (zapomniałem gremlina z domu i pożyczyłem od Bartka ale on ma 310xt a jak 305 i guziki są u niego mniejsze). Znowu na mecie nie było mojej zmiany - zatrzymałem się i nie wiem kiedy wyłączyłem stoper. Zatrzymał się na 41:58, zakładam że było mniej więcej 42 minuty. Poprawa o prawie 1,5 minuty przez zimę to wielki sukces wg mnie!
Potem jeszcze pogadałem trochę ze znajomymi ze sztafety i poszedłem po rodzinę (utknęła po drodze bo spóźnieni byliśmy a zaparkowałem około 3km od startu (!!) taki duży to park). Zostali więc na tym placu zabaw a ja dobiegłem na start i w sumie miałem tylko kilka minut do startu. Na szczęście zdążyłem i zmiana z Wojtkiem przebiegła bez problemu. Ale organizacja zmian była gorsza niż rok temu gdy Ania (wtedy biegła w naszej sztafecie Blogaczy) wyczytywała je z ekranu. Teraz też to robili ale nie wszystkie i za cicho. Ja sam się bardzo starałem żeby wypatrzeć Wojtka na telebimie stojąc w strefie zmian.

Reasumując było naprawdę świetnie - ze względu na ten piknik, piękną pogodę i zabawę na Kępie Potockiej, nawet jestem w stanie przymknąć oko na te niedociągnięcia i bardzo chętnie za rok jak zdrowie pozwoli to zgłoszę się na kolejną próbę połamania trzech godzin przez naszą sztafetę. A jest już blisko - mieliśmy czas 3:06:20 czyli miejsce numer 34 z 461 drużyn (!!). Świetny wynik, gratulacje dla nas proszę wpisywać poniżej :)


Wojtek i ja - już z medalem

Tutaj z Pawłem

A tutaj sam kapitan - Bartek i Hanka

Na koniec wielkie podziękowania dla Kasi za zrobienie zdjęć i udostępnienie ich nam!

13 komentarzy:

  1. Świetny wynik, nie ma to tamto! Ale jak czytam opis trasy Twój to chyba rzeczywiście mieliście jeszcze trudniej niż ja;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Ciężko trasy porównywać, musiałbym w Żninie pobiec :) kto wie, kto wie, może za rok?

      Usuń
  2. ten adam z PKO to chyba lubi ludzi ciągać. mnie poholował na życiówkę w raszynie :)
    a co do sytuacji na zmianach - to ja tam specjalnej złości nie widzę. żebyś ty słyszał jak zareagowałem na rowerzystę pchającego się przede mnie na finiszu ostatniej warszawskiej połówki. czysta łacina, panie!
    no, ale jest zabawa, są emocje, może się wymsknąć..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry jest... zdrowo biegł i szybko machał odnóżami (wysoka kadencja) :) a emocje to głównie w mojej głowie były, z zewnątrz mam nadzieję nie było widać :)

      Usuń
  3. Jeszcze raz przepraszam za wpadkę ze zmianą (to mnie nie było, kiedy Leszek dobiegł), a życiówki mocno gratuluję! I ogólnie było super biegowe spotkanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno, tak jak wiele osób pisało - trochę zawinili organizatorzy z wyczytywaniem. Z jednej strony nie pozwalali wchodzić na trasę w strefie zmian żeby wyjrzeć, z drugiej tam był zakręt i nie było widać ludzi którzy nadbiegali a z trzeciej strony nie wszystkich wyczytywali... ja też miałem duże problemy żeby Wojtka wypatrzeć i zdążyć wejść na trasę.
      A impreza bardzo fajna!

      Usuń
  4. Gratulacje! i wielkie brawa:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super było. Wzorowa zmiana, dobry czas, a co najważniejsze namęczyłeś dobry czas dla drużyny. Szkoda, że tak daleko mamy do siebie, bo jesteśmy na tym samym poziomie i moglibyśmy potrenować ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za nobilitację z tym porównaniem, może za rok, dwa się trochę zbliżę do twoich wyników :) Najważniejsze że impreza bardzo fajna!

      Usuń
  6. Następnym razem złamiemy tą trójkę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko będzie ale mamy szanse - to wychodzi 4:16/km czyli zmiany 10km muszą zejść poniżej 42:40, ci od piątek poniżej 21:20 a pierwsza zmiana 30:40 i wyjdzie dokładnie 3:00:00. No, czyli ktoś musi urwać jeszcze sekundę żeby połamać tą trójkę :)

      Usuń

ADs